Kto pamięta takie święta

MGN 01/2003

publikacja 04.04.2012 11:35

Anna Pawłowska * Robert Korzeniowski

Anna Pawłowska   Anna Pawłowska
fot. PAT
Anna Pawłowska

prezenterka telewizyjna

Może powiem o Wigilii mniej domowej, chociaż bardzo rodzinnej. W ostatnią niedzielę przed Bożym Narodzeniem na rynku w Krakowie organizowana jest akcja charytatywna połączona ze zbieraniem pieniędzy na domy dla bezdomnych, prowadzone przez braci albertynów. Od czterech lat towarzyszymy temu jako dziennikarze „Kawy czy herbaty”. Na krakowski rynek przyjeżdżają bezdomni niemal z całej Polski.

Przychodzą też mieszkańcy Krakowa, którym się gorzej powodzi. Od krakowskich restauratorów dostają na przykład pierogi z kapustą albo zabierają trochę zupy wigilijnej dla siebie.

Przychodzi też zawsze kardynał Macharski, znani artyści i wiele innych ludzi, by złożyć pieniądze do puszek. Polacy są wtedy niezwykle hojni, z otwartymi sercami i bardzo skorzy do pomocy. Pamiętam starszą, ubogo wyglądającą kobietę.

Byłam przekonana, że potrzebowała pomocy. A ona wyjęła dwa złote – widać było, że to dla niej ważne pieniądze – i wrzuciła je do puszki. – Wie pani – powiedziała – ja nie mam pieniędzy, ale dzisiaj ktoś mi pomógł i postanowiłam, że jak tylko będę mogła, pomogę innym.

Tam jest mnóstwo takich wzruszających sytuacji, przywracających wiarę w człowieka. A jeśli chodzi o moją, rodzinną Wigilię, moje Boże Narodzenie.

Wyjątkowe jest chyba to, że niemal od dwudziestu lat to ja, w moim domu, organizuję rodzinną Wigilię. Nikomu bym tego nie oddała. Mam nadzieję, że tak będzie zawsze. To mi daje poczucie pewności, spokoju, bezpieczeństwa. Bardzo dbam o to, żeby tak było.

Robert Korzeniowski   Robert Korzeniowski
fot. AGENCJA GAZETA
Robert Korzeniowski

lekkoatleta

Pamiętam przede wszystkim Święta Bożego Narodzenia z dzieciństwa. Mój dziadek i tata byli kolejarzami. Ponieważ spotykaliśmy się u dziadka, który mieszkał na stacji kolejowej, każdy mógł do nas trafić. Dom był bardzo otwarty. W ostatnim momencie przyjeżdżał czasem jeszcze ktoś z rodziny. Któregoś roku tuż przed wieczerzą nagle ktoś zapukał do drzwi. Okazało się, że to drugi dziadek, rolnik, który przywiózł świeże siano na stół wigilijny. Zrobił mi wtedy wielką niespodziankę. Może rodzice wiedzieli, że przyjedzie? Pamiętam też te Wigilie, kiedy wieczerza musiała być o godzinie piętnastej, bo tata miał dyżur.

Resztę świąt spędzaliśmy sami z mamą. To były smutne Święta. Pierwszy raz na Pasterkę poszedłem, gdy miałem osiem lat. Byłem z tego bardzo dumny. W moim wyobrażeniu ta Msza św. była zarezerwowana dla dorosłych, bo to późno i daleko – do kościoła mieliśmy dwa kilometry. Czułem się bardzo wyróżniony.

W Boże Narodzenie nigdy nie było siedzenia w domu, przesadnego jedzenia i oglądania telewizji. Zawsze odwiedzaliśmy rodzinę. Były spacery, sanki. Bardzo ważną chwilą było kolędowanie. Tata wyciągał gitarę i grał kolędy. Tak jest zresztą do tej pory. Nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. W tym roku, kiedy będziemy organizować Wigilię w naszym nowym domu, będzie podobnie.

Tata musi przyjechać z gitarą. Zresztą moja córka też nie wyobraża sobie, żeby dziadek nie grał kolęd na gitarze. Nie uznaję kolęd z płyty, kasety, telewizora. Póki sam sobie nie pośpiewam, nie ma prawdziwych Świąt.

Małgorzata Ostrowska-Królikowska   Małgorzata Ostrowska-Królikowska
fot. PAT
Małgorzata Ostrowska-Królikowska

aktorka

Święta Bożego Narodzenia, kiedy przeprowadziliśmy się do nowego domu i urodziła nam się córka, należały na pewno do wyjątkowych. Wtedy po raz pierwszy sama przygotowywałam Wigilię i Boże Narodzenie.

Wszystko odbywało się w naszym nowym domu, za wszystko byłam odpowiedzialna. Było to spełnienie moich marzeń. Szczególne były też te święta, gdy wyprowadzaliśmy się z jednego mieszkania, a w drugim jeszcze nie zamieszkaliśmy.

Sytuacja była wyjątkowa, nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić i na Boże Narodzenie wyjechaliśmy do Zakopanego. Wtedy zrozumieliśmy, że nie można spędzać świąt poza domem.

Wiem, że już tak nie zrobimy. Pamiętam też bardzo Boże Narodzenie, a może bardziej Wielkanoc, kiedy chodziłam do klasy maturalnej.

Byłam wtedy na wszystko bardzo żarliwa i otwarta. I na wiarę, i na wiedzę, i na to, co będzie w przyszłości. Tęsknię za tamtym czasem. Staram się jak mogę, żeby w codzienności to całkiem nie uciekło.

Ale kiedy ma się już rodzinę, wtedy bardziej „idzie” się w te ciasta, w choinkę, w prezenty, a istota jest przecież zupełnie gdzie indziej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.