Motolot

Kamil Szczurski

|

MGN 12/2004

publikacja 02.04.2012 22:32

Jak leci ten pirat! Nie włączył migacza! Czekaj no, ty latający holendrze, już ja ci zalecę drogę! Takie pokrzykiwania kierowców - pilotów będzie pewnie można usłyszeć już niedługo.

Motolot

Samochodów przybywa, a miejsca na drogach nie. Zwłaszcza w Polsce, gdzie w ciągu ostatnich lat wybudowano tylko kilkadziesiąt kilometrów autostrad. Nie tylko w Polsce jednak, choć w naszym kraju nieszczęsnym posiadaczom aut wciąż wkłada się jakieś belki pod nogi, pardon, koła. Całkiem niedawno w Holandii, słynnej przecież z tulipanów i wiatraków, a nie z problemów komunikacyjnych, powstał projekt nowego pojazdu. Na pierwszy rzut oka wygląda jak dziwaczny motocykl. Kiedy jednak spotka jakiś zator na drodze, pokazuje pazury... to jest skrzydła. I leci.

Motocykl z polotem
A właściwie też nie do końca. PALV to skrzyżowanie motocykla ze śmigłowcem. Czyli nie ma skrzydeł, a śmigło nośne albo wirnik, jak nazywają je fachowcy. Tak jak helikopter, pojazd ten zawisa na strumieniu powietrza wytwarzanym przez ów wirnik. Do przodu porusza się dzięki niewielkiemu śmigłu, które umieszczono z tyłu konstrukcji – czyli jest to śmigło pchające, a nie tak jak w zwykłym samolocie – ciągnące. Niby nic nowego, wszak historia śmigłowców liczy sobie kilkadziesiąt lat (jeżeli uwzględnić projekty Leonarda da Vinci, to nawet kilkaset). PALV jednak ma pewne cechy, które odróżniają go od helikoptera. Po pierwsze, jest niewielki. Po drugie, lata równie dobrze jak jeździ. Po trzecie, jak twierdzi projektant, nie wymaga specjalnego zezwolenia na lot. O bliskim pokrewieństwie ze śmigłowcem świadczy sposób lotu, a także możliwość prawie pionowego startu i lądowania.

Klonowane spadanie
PALV jest więc niewielki. Potrafi latać i jeździć. Jest także bezpieczny. Dzięki autorotacji może spokojnie spadać. Kiedy w pojeździe zepsuje się silnik, samo spadanie powoduje obroty wirnika. Powstaje wtedy siła nośna i PALV spokojnie opuszcza się w dół. W przyrodzie mistrzami takiego spadania są nasiona klonu. Ta właściwość umożliwia obniżenie wymagań stawianych pilotom. Dzięki temu specjalne prawo jazdy będzie można uzyskać łatwiej, niż dziś prawdziwą licencję pilota. A projektanci już myślą o następnych ułatwieniach. PALV ma latać do wysokości 1500 metrów. Oznacza to, że przemieszcza się poniżej przestrzeni komercyjnej – czyli nie musi zgłaszać planu lotu. Ot, po prostu ktoś jedzie sobie do najbliższego lotniska i startuje po załatwieniu minimum formalności. A ponieważ zarówno na ziemi, jak i w powietrzu PALV osiąga tę samą prędkość – około 200 km na godzinę – to podróżowanie nim może być naprawdę błyskawiczne. Do tego wszystkiego jest stosunkowo cichy – poniżej 70 decybeli. To również argument za upowszechnieniem takiego transportu.

Niech się jumbojet schowa
Choć to może wydać się dziwne, samochody bywają lepsze od samolotów. Kiedy? Wystarczy wyobrazić sobie taką sytuację: pogoda pod psem, mgła, nic nie widać, leje i wieje. Sam o - l o t nie poleci. A auto pojedzie. Wolniej niż zwykle, ale bez większych problemów. Kolejny punkt dla PALV-a. W razie załamania pogody ląduje i w dalszą podróż rusza na kołach. Ku wielkiej zazdrości czekających na pasie startowym jumbojetów, i jeszcze większej ich pasażerów. PALV napędzany jest zwykłym motocyklowym silnikiem. Dzięki swym rozmiarom zarówno osiągi, jak i parametry eksploatacyjne ma podobne do motocykla. Bardzo dobre przyspieszenie – poniżej 5 sekund od 0 do 100 km na godzinę. Zużywa niecałe 4 litry paliwa na 100 przejechanych kilometrów. Po napełnieniu zbiornika paliwa potrafi przejechać 600 km do następnego tankowania. W powietrzu osiąga prędkość do 195 km na godzinę. Minimalna prędkość to 30 km na godzinę. Aby wystartować, potrzebuje 50 metrów. Za to by wylądować – tylko 5. Zasięg z pełnego zbiornika jest podobny jak podczas jazdy – 550 km.

Nadproblemowiec
Cena takiego pojazdu – według projektantów – nie powinna przekraczać kosztów dobrego samochodu. To dużo, jednak kiedyś każdy samochód kosztował dużo. Im większa jednak powszechność, tym cena bardziej spada. Czyli i takie PALV-y mogą całkiem niedługo stać się tanie i, tym samym, popularne. Może nawet u nas. Wymaga to jeszcze trochę pracy ze strony układających kodeks ruchu drogowego. A kierowcy tylko kontrolka na kokpicie, zamiast „zapnij pasy”, będzie przypominać „włóż spadochron”. I jest to świetne rozwiązanie na nasze polskie drogi – zamiast przedzierać się przez korki i dziury, będzie można nad nimi przelecieć.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: