Geniusz od tyłu

Franek Fałszerz

|

MGN 09/2004

publikacja 24.07.2012 14:20

Johannes Vermeer „Sztuka malarska” (1670)

Wiecie jak wygląda Klio? – Normalnie: cztery koła, karoseria, szyby... – powiecie może. No nie, nie chodzi o renault. Klio to imię mitologicznej muzy sławy i historii. Między nami mówiąc, żadnych muz nie ma, ale lepiej nie mówcie tego kiepskim artystom. Jak taki artysta nie ma nadziei, że kiedyś muza mu przyniesie talent, to już do końca życia musi robić tak zwane „skandalizujące instalacje”. Ale to inna sprawa. A dlaczego pytałem o Klio? Dlatego, że kobieta na obrazie jest upozowana właśnie na tę muzę. Ale to przedziwny obraz, bo choć artysta niby maluje tę dziewczynę, to naprawdę maluje malarza.

W dodatku malującego malarza, prawdopodobnie siebie. Ale ten malujący malarz siedzi tyłem do widza, więc nie ma pewności, że to autor obrazu. Kiedy w telewizji pokazują kogoś w ten sposób, to zazwyczaj podają z jego nazwiska tylko pierwszą literę. Ja zatem powinienem napisać, że autorem prezentowanego dzieła jest Johannes V. Nie muszę jednak tego robić, bo autor sam podpisał się pełnym nazwiskiem: Vermeer. Ja już kiedyś prezentowałem wam inny jego obraz, ale dobrego nigdy dosyć. Ponieważ do tego numeru dołączona jest mapa, pomyślałem, że dam jakiś obraz z mapą. Jak bowiem widzicie, takowa widnieje w głębi malowidła. To był rok 1662, więc jeśli ktoś miał w domu tak dużą pergaminową mapę, to nie był to chłopek roztropek. Po co roztropkowi mapa. Równie dobrze mógłby sobie kupić maszynę do golenia kaktusów. Bo kaktusy... no dobra, wracamy do mapy.

Więc ta mapa jest perfekcyjnie namalowana. Przedstawia dawne Niderlandy, kraj Vermeera. Jest zorientowana według ówczesnego zwyczaju nie na północ, ale na zachód. Środkowe zagięcie oddziela lewą część Niderlandów, pozostających pod władzą Hiszpanii (dzisiejszą Belgię), od prawej, która przedstawia Holandię. I właśnie naprzeciw tej drugiej siedzi malarz. Prawdopodobnie Vermeer chciał przedstawić się jako holenderski patriota. Swoją drogą taka mapa dowodzi zamożności właściciela. Widać to zresztą po urządzeniu całego wnętrza. Przyzwoity żyrandol, krzesła z „tapicerką”, elegancka posadzka, bogata kotara. Ta kotara to jeszcze inna sprawa, bo ona wygląda tak, jakby ktoś celowo ją nam uchylił, żeby pokazać: „Proszę, oto mój świat”. Vermeer często malował ten swój świat, czyli zaciszne wnętrza domu w mieście Delft, do którego wprowadził się z żoną i jedenaściorgiem dzieci. Ciszę tego domu przelał na swoje płótna. W tych obrazach jest coś niezwykle spokojnego.

Może sprawia to miękkość malowanych kształtów? Może światło, które delikatnie głaszcze przedstawiane przedmioty? W każdym razie jest jakaś tajemnica, a właściwie wiele tajemnic. Vermeerowi najwidoczniej nie zależało na ich wyjaśnieniu. Tylko ten jeden, prezentowany tu obraz, zatytułował. Nazwał go „Sztuka malarska”. Ale i tak pozostaje wiele zagadek. Nie wiemy, dlaczego nie ukazał nam swojej twarzy (zresztą nigdy nie namalował swojego portretu), dlaczego na obrazie jest ubrany w strój co prawda odświętny, ale używany wiek wcześniej. Nie wiadomo, dlaczego w mieszczańskim wnętrzu umieścił muzę z mitologii. Takich rzeczy nikt nie robił. Ale to między innymi każe nazwać Vermeera geniuszem. On nie przejmował się „zasadami”. Skupił się na atmosferze i przeżyciach, jakie towarzyszą malowanym przezeń ludziom i zrobił to świetnie. Myślę, że podzielicie tę opinię. Tym razem macie z prawej strony dziesięć fałszerstw, więc miłej zabawy. Pozdrawiam zgrzytliwie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.