Elektryczny Gucio

Katarzyna Migdoł-Rogóż

|

MGN 09/2004

publikacja 02.04.2012 00:50

Przelot Gucia wywołał burzę oklasków i okrzyki zachwytu. Od razu ustawiła się kilkumetrowa kolejka. – Ja też chcę nią posterować! I ja! – wołały na przemian dzieci. Rzeczywiście, zdalnie sterowana pszczoła Gucio okazała się prawdziwą sensacją II Festiwalu Modelarstwa w Łodzi.

Elektryczny Gucio W modelarstwie aktywnym figurki stają się pionkami. Modele nie stoją na półce, ale toczą bitwy. Każdy wojownik został precyzyjnie przygotowany i pomalowany, a każdy wódz wystawia własne oddziały. fot. PAWEŁ DWORNIOK

Nie ma grochu z kapustą
Tomek ma sześć lat. Przyszedł razem z tatą. A właściwie przyjechał z Sandomierza. – Dostałem przy wejściu kolorowy balon, ale chciałbym mieć takiego Gucia – mówi wskazując na latającą pszczołę. Przemysław Gunia, konstruktor Gucia, cierpliwie wyjaśniał zainteresowanym zasady pracy zdalnie sterowanej pszczoły. Model sterowany radiem przypomina pracę skrzydeł tego sympatycznego owada. – Podpatrujemy naturę i dlatego pszczoła jest jak żywa – opowiada pan Przemysław. Gucio ma jeszcze inną wielką zaletę: nie rozbija się, jak jej podniebni koledzy, czyli modele samolotów. Modelarze są przygotowani i na takie wypadki, i od razu zabierają się za kolejny model. Ważny jest każdy detal. Tysiące drobiazgów odwzorowanych w modelach z wybranej epoki graniczy często z obsesją. – Nie ma mowy o „grochu z kapustą”, żeby na przykład stare parowozy jeździły z nowymi superexpresami – mówi pan Adam z Warszawy.

Zaraźliwe hobby
Pociągi, okręty, samoloty i samochody, ludzie i zwierzęta bez problemu zmieściły się w łódzkiej Hali Sportowej. Choć mniejsze od oryginałów, nie ustępują im w technicznych możliwościach. Budziły emocje zarówno dzieci, jak i dorosłych. Modelarze z całej Polski pokazywali efekty swojej żmudnej pracy, trwającej czasem kilka lat, a zwiedzający podpatrywali techniki i kupowali modele do składania. Do wykonania swoich dzieł modelarze używają niemal wszystkiego, co wpadnie im w ręce. Chcą się nie tylko pochwalić, ale przede wszystkim chcą zarazić swoją pasją innych. – Z równą frajdą modelarstwem bawi się dziadek i wnuczek – przekonuje Dariusz Flisiak, organizator festiwalu. Dla niektórych modelarstwo to nie tylko hobby, ale i sposób na życie. Zaczęli się nawet zajmować tym zawodowo. – Jeśli ktoś zbuduje pierwszy model, zostaje przy modelarstwie na zawsze – śmieje się pan Adam.

Święta cierpliwość
Przygodę z modelarstwem zaczynali często w dzieciństwie. Pierwsza kolejka, pociąg, ustawianie szyn. Potem zbieranie żołnierzyków, robienie ludzików z kasztanów, sklejanie modeli plastikowych, wykonywanie figurek z drewna, papieru czy plasteliny. Niezwykłe jest tworzenie makiet. Każdy element poprzedza następny i tak w nieskończoność. No, chyba że zabraknie miejsca w pokoju. Cała sztuka w modelarstwie kolejowym polega na tym, że model jest nieskończony. Zawsze coś można dołożyć, zmienić epokę, unowocześnić tabor i tak dalej. Tory ustawiane są z dokładnością do jednej szyny. Jeden wagon trzeba budować czasem miesiąc, a całą makietę dwa lata. Przed wykonaniem modelu, trzeba jak najwięcej wiedzieć, żeby odtworzyć wszystkie jego elementy. Trzeba zrobić sobie wycieczkę do muzeum, obejrzeć materiały archiwalne, zdjęcia. Trzeba świętej cierpliwości, żeby wszystko było zgodne z oryginałem.

Tolkien górą
Niektórzy modelarze zaczytują się w książkach historycznych i w książkach Tolkiena, a potem tworzą modele. Zaczynają tak samo: klejenie, malowanie, ustawianie makiety. Na koniec figurki stają się pionkami, jak w grze w szachy. Modele nie stoją na półce, ale toczą bitwy. Każdy wojownik został precyzyjnie przygotowany i pomalowany, a każdy wódz wystawia według odpowiednich reguł własne oddziały. Nic dziwnego, że chętnych do oblężenia Minas Tirith (Białej Cytadeli z filmu „Władca Pierścieni: Powrót Króla”) podczas Festiwalu Modelarstwa w Łodzi nie brakowało. Każdy śmiałek dostał pod swoją komendę oddział 20 Orków z Mordoru lub obrońców miasta. Gra kończyła się z chwilą, kiedy wyjące Orki sforsowały wewnętrzną bramę cytadeli albo gdy ich dowódca, Król Nazguli, padł pod mieczem obrońców miasta.

Tak jak Schumacher
Minirajdy samochodowe to też nie byle jakie atrakcje łódzkiego festiwalu. – Wyobrażasz sobie model samochodu pędzący bokiem po nawierzchni szutrowej i zostawiający za sobą obłoki kurzu?! Nie?! Musisz to zobaczyć! Im dłuższy bok, tym głośniejsze oklaski publiczności, ale pamiętaj, wygrywa najszybszy! – krzyczą modelarze- -rajdowcy. Na specjalnie przygotowanym torze ścigali się kierowcy rajdowi – uczestnicy eliminacji Mistrzostw Polski Ralycross modeli samochodowych RC w skali 1:10. – Czuję się jak Schumacher – mówi Jarek, rajdowiec z Gdyni. – On zawsze zwycięża. Ja też o tym marzę.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.