Hip-chłopaki

Marcin Jakimowicz

|

MGN 09/2004

publikacja 01.04.2012 23:56

Droga, światło, życie, prawda w 100%, wypłyń na głębię, dzieciak, twoja legenda czeka, głowa do góry, podnieś się i nie zwlekaj, proś, a otrzymasz, kołacz, a otworzą, pamiętaj te słowa, myśl sercem nie głową, z godnością przed siebie krocz obraną drogą zawsze do przodu, niech Bóg będzie z tobą, Elo, niech Bóg będzie z tobą.

Polscy hip-hopowcy Łukasz Kwiatkowski (Kwiat), Piotr Madera (Wezyr) i Marcin Świątlicki (Bożek) u Ojca Świętego. Papież przyjął ich na specjalnej audiencji 25 stycznia tego roku. Polscy hip-hopowcy Łukasz Kwiatkowski (Kwiat), Piotr Madera (Wezyr) i Marcin Świątlicki (Bożek) u Ojca Świętego. Papież przyjął ich na specjalnej audiencji 25 stycznia tego roku.
Chłopcy zatańczyli na marmurowej posadzce watykańskiego pałacu. Papież uważnie przyglądał się każdemu ruchowi tancerzy. Na znak podziwu unosił w górę ręce. Nazwał ich artystami, pobłogosławił i prosił, żeby byli wierni dobru.
fot. EAST NEWS

– Jezus! Jezus! – skandują ze sceny chłopcy w szerokich spodniach i w bluzach z kapturami. Tłum pod sceną rozdziawia gęby ze zdziwienia. Hip- -hopowcy mówią o Bogu? – To nowy język, którym głosi się Ewangelię! – śmieje się ubrany w niebieski dres Maciek. – To moja kultura. Jestem klerykiem, wiesz? – dodaje ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu. – A to mój brat Tadziu. Od wielu lat tańczy breakdance. Jest w tym dobry. Chłopcy cieszą się jak dzieci. – Wreszcie coś się zaczęło dziać! – mówią. Przyzwyczajeni jesteśmy do rymowanek o ławeczce pod blokiem, ogromnej nudzie i paleniu trawy. A tu nagle wyskakują kolesie z takimi Bożymi tekstami.

Hip-hopowy kleryk
Maciek wychowywał się sam na bydgoskim podwórku. Zna świetnie język ulicy. Rok temu złożył papiery do seminarium. Wcześniej studiował marketing. – Nie obchodzi mnie, że coś tracę – mówi. – Wiem, że to co robię, w dzisiejszych czasach jest nienormalne. Być klerykiem, a potem księdzem. Ale uważam, że to co mnie czeka, będzie wspaniałą przygodą z Panem Bogiem. Wierzę, że z Nim można zrobić wszystko. Nie wiem jeszcze, co. Codziennie modlę się na adoracji, żeby było tak, jak On chce. Wiem jedno: chcę być dobrym kapłanem! Kiedy pierwsze zespoły rockowe zaczęły śpiewać piosenki o Jezusie, wielu kręciło głowami: „Rock i ewangelia? To się nie przyjmie”. Przyjęło się. Dowodem są setki płyt i tłumy na koncertach.

Kwiat, Wezyr i Bożek u Papieża
Niektórzy marudzą, gdy słyszą o hip- -hopowej ewangelizacji, a nawet odwracają się od muzyków. – Wiesz, co mnie trzyma? – pyta Maciek i zaraz odpowiada: wypowiedź Jana Pawła II. Po watykańskim występie tancerzy breakdance, Papież nie tylko im pobłogosławił, ale nazwał ich artystami! Jan Paweł II dokonał prawdziwego przełomu. Przyjął w Watykanie i błogosławił znanym tancerzom: Kwiatowi, Wezyrowi i Bożkowi. Po występie Piotr Madera – Wezyr – powiedział, że nigdy w życiu nie był tak szczęśliwy. – Jestem zaszczycony – opowiadał – że mogłem tańczyć dla Papieża. Zawsze uważałem go za niepowtarzalny autorytet. Podziwiam go za wiarę i za to, co robi. On dał mi nadzieję, że to, co ja robię, jest słuszne. Drugi z tancerzy, Łukasz Kwiatkowski, mówił, że największe prezenty na świecie nie dałyby mu tego, co czuł przez te kilka minut.

Rapmy Pana
Rap wdarł się jak lawa w muzykę chrześcijańską. Jeśli za słowami będzie stać życie raperów, przetrwa. I zrobi dużo dobrego. – Zagramy szczery, warszawski rap. Nie żadne bajery, ale czytelne, jasne słowa – opowiadali Żołnierze Pana przed występem na tegorocznym Song of Songs w Toruniu – największym polskim festiwalu chrześcijańskim. Koncert zatytułowano „Rapmy Pana”. Zdziwiona publiczność usłyszała prosty rytm i ewangelizacyjne rymy. Chwilę później tłum zafalował przy dźwiękach Full Power Spirit. Zespół z Białej Podlaskiej łączy rap z łatwo wpadającą w ucho muzyką. Tłum skandował wraz z zespołem: „A my wzniećmy bunt przeciwko nienawiści, niech brat z bratem serca rany zabliźni, niech nie powtórzy się historia pisana przez lata, Miłość jest lekarstwem na zło tego świata!”.

Żołnierze Pana
Nie śpiewają piosenek wyssanych z palca. Opowiadają o Bogu, którego sami poznali. Vinetu, jeden z członków Żołnierzy Pana, pochodzi z Warszawy. W jego domu rodzice prawie codziennie się kłócili. Siedział skulony w samym środku tych awantur. W podstawówce już pierwszego dnia wdał się w bójkę i został pobity. – Dzieci śmiały się ze mnie – opowiada – bo nie miałem drogich sweterków i butów Nike. Takie życie! Wierzyłem w Boga, ale i tak wszystko robiłem po swojemu. W końcu znalazłem hip-hop – mówi dalej. Ta muzyka pomogła mi wyrazić to, co czułem. Przynajmniej tak wtedy myślałem. Zaczęło się od pierwszych niewinnych narkotyków w szkole podstawowej. Potem Vinetu chodził na mecze, a cały wolny czas spędzał z kolegami na ulicy. Coraz więcej palił. Nawet skręty z marihuaną. – Dzień po moich urodzinach zmarł ojciec – wspomina. – A ja? Brnąłem dalej! Pojawiły się kluby, bunt przeciw wszystkiemu i wreszcie pierwsze nagrane kawałki w studio.

Marcin z Odnowy
I wtedy Bóg przysłał kuzyna Marcina ze wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym. Często rozmawiali o Bogu. Niedługo potem Vinetu dowiedział się o śmierci babci. Ona była jedną z osób, które go wychowywały. Chłopak usiadł pod jakimś kościołem i długo płakał. Powoli docierało do niego, że nie może żyć jak dawniej. Niespodziewanie wpadł mu w ręce film o Jezusie. Oglądał go często. Kiedyś, po kolejnym seansie, odmówił modlitwę i zaprosił Jezusa do swego życia. Chociaż wyrzekł się zła, ciągle sporo pił i palił, a co gorsza, zabrał się nawet za amfetaminę. – W końcu zacząłem mieć problemy z płucami – wspomina. – Przestałem nagrywać, bo wszystko szło na palenie i imprezy. Wtedy kuzyn zaproponował mu rekolekcje. Vinetu zgodził się, choć bez przekonania. – To był inny czas – opowiada. – W trzech dniach milczenia zobaczyłem, że Jezus żyje i mnie kocha! Wszystko się zmieniło. Podobną historię mogłoby opowiedzieć wielu rymujących chłopaków.

Wysoki zamek
W ciemnych oknach starej piekarni pulsuje światło. To katowicki chrześcijański klub „Wysoki zamek”. Trwają przygotowania do imprezy hip-hopowej. Ściąga powoli młodzież. „Każdy ma chwilę, gdy się czasami modli...” – z głośników sączy się utwór warszawskiego Grammatika. I choć to nie zespół chrześcijański, już kilka lat temu odważnie rapował o Bogu. Błysk w oczach chłopaków. Znają ten kawałek. Do okien klubu zaglądają kolejni krótko ostrzyżeni chłopcy w długich bluzach z kapturami. Wchodzą do środka zwabieni muzyką. „Czasem są chwile, gdy problem jest na każdym kroku, w pięści ściskasz frustracje, bezsilne łzy ci płyną z oczu. Są takie momenty, gdy ufa się już tylko Bogu...” – hip-hopowy utwór odprowadza mnie do drzwi. Jeszcze idąc po ulicy słyszę wyraźnie słowa: „Cicho Cię proszę, chroń przed ścieżką ciemną, nawet najtwardsi mają chwile, kiedy potrzebują klęknąć”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.