Kij na Otylię

fot. Katarzyna Migdoł-Rogóż

|

MGN 07-08/2004

publikacja 01.04.2012 19:17

Rozmowa z Otylią Jędrzejczak, mistrzynią świata i Europy w pływaniu

Kij na Otylię MACIEJ ZIENKIEWICZ / AGENCJA GAZETA

– Czy to prawda, że miała Pani krzywy kręgosłup?
Kiedy miałam sześć lat, zauważono lekkie skrzywienie kręgosłupa. Rodzice, na polecenie lekarza, zaprowadzili mnie na basen w Pałacu Młodzieży w Katowicach. No i tak już zostało. Zaczęłam trenować pływanie. Chociaż na początku nieraz uciekałam tacie, kiedy jechaliśmy na trening do Katowic.

– Podobno trzeba było na Panią kija.
Bardzo bałam się głębokiej wody. Po raz pierwszy wskoczyć do niej pomagała mi mama. Rzeczywiście, trzymałam się wtedy podanego przez nią kija.

– Czy przy tablicy też Pani „pływała”?
Nie! Nie musiałam. Zawsze byłam przygotowana do lekcji.

– A teraz, na studiach?
– Nauka idzie mi dobrze. Jeszcze nigdy nie oblałam żadnego egzaminu, choć bardzo się przed nimi denerwuję.

– Przed ważnym startem też?
To jest tak jak w życiu. Raz mocniej, innym razem mniej. Czasem bardziej denerwuję się egzaminami i różnymi wystąpieniami, niż startem. Bez porcji strachu nie ma dobrego wyniku. Z jednej strony strach jest moim przyjacielem, sprzymierzeńcem, bez którego nie można podejść do startu. U mnie jeszcze dochodzi to, że nigdy nie jestem pewna, jak będzie, jaki będzie wynik.

– Czy ma Pani zamiar utopić rywalki, jeśli przegrywa w zawodach?
Nie! Broń Boże! To tylko sport. Ktoś inny był lepszy. Następnym razem ja muszę się postarać lepiej popłynąć.

– Jest Pani mistrzynią delfina czy motylka?
To jest to samo. Kiedyś styl, jakim pływam, nazywano delfinem, teraz motylkiem. Czuję się jak motyl, a pływam jak delfin.

– Co robi mistrzyni świata, jak nic nie robi?
Śpię. Jestem strasznym śpiochem. Wie o tym dobrze trener, znajomi. Codziennie o godzinie 5.20 mam trening i wszelkie zaległości nadrabiam, kiedy tylko mogę. Mój każdy dzień zaczyna się i kończy intensywnym treningiem. Ile ja już kilometrów przepłynęłam w życiu, trudno zliczyć. Muszę to odespać. Lubię też czynnie spędzać wolny czas. Dużo spaceruję, chodzę do kina, słucham muzyki. Na zakupy wychodzę wtedy, kiedy mam na to dzień.

– Czy miała Pani na zawodach jakąś zabawną historię?
U pływaków raczej nic śmiesznego się nie dzieje. Ja lubię się wygłupiać przed startem, lubię opowiadać kawały, śmiać się, śpiewać, tańczyć.

– To znaczy, że pływanie jest nudne?
To sport dla samotników. Trzeba przepłynąć tyle basenów tam i z powrotem. To sport raczej dla filozofów, bo jest dużo czasu na myślenie.

– O czym Pani myśli?
Płynąc, albo sobie śpiewam, albo powtarzam zadany materiał na zaliczenia. Dawno nie byłam na uczelni, więc nie mam sobie czego przypominać. Czasem opowiadam sobie kawały.

– Na zawodach też?
No nie! Wtedy myślę tylko o tym, żeby jak najszybciej popłynąć do kolejnej ściany, zrobić dobry nawrót i zdążyć przed rywalkami.

– Co czuje sportowiec, kiedy zdobywa medal i słyszy swój hymn narodowy?
Ja dziękuję wtedy Panu Bogu, że dał mi taką chwilę. Jestem też dumna z siebie. To zwieńczenie tego, na co się pracowało. Po każdym ważnym występie staram się pojechać na parę dni do sanktuarium Matki Bożej w Licheniu. Mam tam swoją tabliczkę. To moje ulubione miejsce. Mogę się tam wyciszyć i nabrać dystansu do wszystkiego.

– Modli się Pani przed zawodami?
Ja codziennie się modlę. Nie tylko przed zawodami. Przed startem też. Mama mnie uczyła, żebym przed skokiem do wody zawsze się przeżegnała. Różnie przecież bywa. Wiara w moim życiu jest bardzo ważna. To podstawa, bez której nie byłoby tego wszystkiego.

– Słyszałam, że czasem rzuca Pani monetą.
Tylko w podbramkowej sytuacji, kiedy jest mi trudno o czymś zadecydować. Wtedy rzucam monetą albo biorę kartkę do ręki i zapisuję. Potem proszę kogoś, aby wylosował. I wtedy liczę na los. Ale robię to rzadko. Tylko wtedy, kiedy mam do podjęcia dwie równie ważne decyzje.

– Czy w takich chwilach prosi Pani także Boga o pomoc?
Oczywiście. Kiedyś, będąc w Jerozolimie, włożyłam karteczkę z życzeniem - modlitwą w szczelinę w Ścianie Płaczu i to się spełniło.

– Jaka to była modlitwa?
To było ogólne życzenie, żeby moja rodzina była zdrowa i ja też. Prosiłam także o dobry start na Igrzyskach w Sydney, gdzie wystąpiłam w finale.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.