Do czego gęba?

Mędrzec Dyżurny

|

MGN 05/2004

publikacja 01.04.2012 09:51

Drogi Mędrcze Dyżurny. Od jakiegoś czasu czytam rubrykę, którą prowadzisz. Sama postanowiłam napisać do Ciebie, ponieważ dręczy mnie problem. Czemu przekleństwa wychodzą z ust tak wielu ludzi?

Do czego gęba?

I Jak te przekleństwa rozumieć? Czy przeklinanie jest grzechem poważnym? Chłopcy z mojej klasy klną jak najęci i bez niczego przyjmują Komunię Świętą. Czy to odpowiednie? Milka

Droga Milko.
Niektórzy uważają, że wulgarne gadanie to nic takiego, a nawet że jest dobre, bo rozładowuje napięcie i uspokaja emocje. Gdyby tak było, to najwulgarniejsze typy byłyby najspokojniejszymi ludźmi na świecie. Można by wtedy powiedzieć: „Klnie? Aha, to nic mi nie grozi”. Ciekawe jednak, że kiedy słyszę, jak ktoś „rozładowuje emocje”, to moje emocje zaraz rosną. I słusznie, bo często w takich razach za słowami idą czyny, a konkretnie ręko-czyny. Wygląda więc na to, że przekleństwa raczej ładują agresję, niż ją rozładowują. Ale niechby i rozładowywały, to co z tego? Jest wiele rzeczy, którymi człowiek mógłby sobie ulżyć, a których nie powinien robić w ogóle, a przynajmniej nie przy ludziach. Jeśli ktoś takie rzeczy jednak robi, to jest co najmniej skończonym chamem, jeśli nie przestępcą.

Bo człowiekowi wolno robić wszystko, co nie szkodzi innym. Dlatego – całkiem słusznie – palaczom wyznacza się przestrzeń, w której mogą się zatruwać tak, żeby nie szkodzili innym. Skoro sami chcą sobie szkodzić, to już trudno. Podobnie powinno być z ludźmi, którzy nie wiedzą, do czego służą usta. Jeśli oni koniecznie chcą z nich wydobywać dowody swojego prymitywizmu, to niech to robią tam, gdzie nikt tego nie słyszy. Tyle że zazwyczaj to ich nie będzie bawić, bo oni właśnie po to klną, żeby się inni gorszyli. Oni właśnie tym żyją, to ich „nakręca”. Myślę, że trochę w tym winy słuchających. Zamiast się gorszyć, może dobrze byłoby zwyczajnie zażądać przymknięcia gęby. Wiem, że nie zawsze się da, bo można stracić parę zębów, ale jeśli sytuacja na to pozwala, chyba należałoby tak robić.

Systematycznie, z zastosowaniem wszystkich dostępnych środków. Skoro palaczy udało się zepchnąć do rezerwatów, to tym bardziej powinno się udać z chamami. Bo na razie, niestety, wulgaryzmy zdarzają się nawet na salonach i w parlamencie. A i w filmach jak ktoś jest wulgarny, to znaczy że mocny facet. To oczywiście bzdura, bo skoro ktoś nie panuje nad własnymi emocjami i musi je ciągle „rozładowywać”, to znaczy, że jest „cieniarz”. Pytasz, dlaczego oni klną. Mówi się czasem: „Co w sercu, to na języku”. No właśnie, tej „choroby” nie leczy się przez zawiązywanie języka. Jeśli w sercu się coś nie zmieni, to taki duchowy biedaczek będzie klął.

Jeśli klnie, to znaczy, że coś w nim jest chore i tak naprawdę to wypadałoby go leczyć. On jednak raczej nie uzna, że jest chory. A czy to poważny grzech? Poważnym grzechem jest zawsze to, co powoduje zniszczenia. Im bardziej one sięgają w duszę, tym gorzej. Kiedy ludzie mówią ordynarne rzeczy, świat wokół nich staje się obrzydliwy, a słuchacze są jakby obryzgani ohydną cieczą. A że niektórym to nie przeszkadza? No właśnie, taka jest natura tych rzeczy – kiedy się w nich tkwi, człowiek się do nich przyzwyczaja. To dobrze, że się na to nie zgadzasz.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.