Zabili zwierciadło

Franciszek Kucharczak

|

MGN 04/2004

publikacja 28.03.2012 16:48

Kapitan stał po kolana w wodzie. Pogięty pancerz wciąż opierał się ciosom włóczni, ale rana w nodze unieruchomiła go w miejscu. Zawsze ostrożny, tym razem przecenił swoje siły. Ferdynand Magellan, odkrywca nieznanej połowy świata, przechodził do historii u brzegów jakiejś głupiej wysepki.

Zabili zwierciadło Ferdynand Magellan 1480-152

Dwa lata już minęły, odkąd pięć statków króla Hiszpanii opuściło wybrzeże półwyspu Iberyjskiego. Flotą dowodził portugalski żeglarz Ferdynand Magellan. Miał szalony plan dotarcia do Wysp Korzennych (Moluki) nie od zachodu, ale z drugiej strony. Trzeba więc było opłynąć Ziemię. Starzy żeglarze stukali się w głowy. – Przecież drogę zagradzają ziemie Nowego Świata! Tam nie ma przejścia – wydziwiali. Magellan jednak uparł się, że przejście na drugą stronę kuli ziemskiej istnieje i dowiódł tego. Po roku od opuszczenia Hiszpanii, w styczniu 1520 roku, statki wpłynęły w cieśninę, która przeprowadziła śmiałków na bezkresne wody Oceanu Spokojnego. Ani Magellan, ani inni członkowie wyprawy nie wiedzieli, jak długa droga jeszcze ich czeka. „To morze tak wielkie, że duch człowieczy ledwo to może pojąć” – notował kronikarz.

Niezmiennie błękitne niebo nad rozgrzaną taflą wody i brak jakichkolwiek oznak lądu doprowadzały do rozpaczy załogi żaglowców. Zapanował głód i choroby. Żeglarze wytropili i zjedli wszystkie szczury. Doszło do tego, że nawet skórzane ochraniacze lin posłużyły za pożywienie. Dziewiętnastu ludzi zmarło w tej strasznej drodze, aż wreszcie, po przeszło stu dniach od opuszczenia stałego lądu, wycieńczeni żeglarze dostrzegli ziemię. Najwyższy czas. Jeszcze parę dni, a nikt z nich nie pozostałby żywy. Wbrew obliczeniom Magellana, nie były to Moluki, ale któraś z wysp należących do dzisiejszych Filipin. Po odpoczynku statki dotarły do wyspy Cebu, rządzonej przez króla Humabona. Salut z pokładowych dział wystarczył, żeby tubylcy rozpierzchli się jak stado przestraszonych gołębi. Zawsze tak było. Mieszkańcy dzikich wysp mieli Europejczyków za bogów.

Padali plackiem przed bronią palną, podziwiali wygląd przybyszów, za nieznane sobie żelazo płacili złotem o takiej samej wadze. Podobnie było z lusterkami, koralikami i innymi drobiazgami. Nie mogli zrozumieć, dlaczego ubrany w pancerz człowiek śmieje się, kiedy próbują kłuć go swoimi włóczniami. Kiedy Magellan opowiedział władcy Cebu o jedynym i prawdziwym Bogu, Humabon oświadczył, że chce zostać chrześcijaninem. 17 kwietnia 1521 roku na rynku miasta stanął olbrzymi krzyż, a u jego stóp król i tysiące poddanych przyjęło chrzest. Magellan uroczyście ogłosił, że odkryte ziemie są własnością króla Hiszpanii, a Humabona uczynił jego namiestnikiem. Na pobliskiej wyspie Mactan panował radża o imieniu Lapulapu, który jednak nie zgodził się uznać władzy Humabona i zakazał swoim ludziom zaopatrywać białych w żywność. Magellan uznał, że to dobra okazja, żeby nauczyć miejscowych szacunku do Hiszpanii i jej zwolenników. Najpierw zaproponował sojusz. Lapulapu odmówił. – Mamy dzidy! – odgrażał się hardo.

Początek końca
Nad ranem 27 kwietnia 1521 roku statek z 60 Hiszpanami podpłynął do wyspy Mactan. Niestety, rafy koralowe sprawiały, że łodzie, a tym bardziej żaglowiec, nie mogły zbliżyć się do brzegu. Zbrojni, z Magellanem na czele, wysiedli więc, zostawiając w szalupach muszkiety i rusznice. Brnąc po pas w wodzie, ruszyli w kierunku tłumu wyjących tubylców. Wyglądało to dziwnie: czterdziestu ludzi atakuje półtoratysięczną grupę przeciwników. Magellan liczył jednak na przewagę broni i wyszkolenia swoich ludzi. Kiedy byli blisko brzegu, dzicy rzucili się z wrzaskiem, atakując od przodu i z boków. Z łodzi huknęły strzały. Wywołały panikę, ale okazało się, że strzelcy są za daleko. Kule odbijały się od drewnianych tarcz, powodując co najwyżej lekkie rany na nogach i rękach. Kiedy ludzie Lapulapu otrząsnęli się z pierwszego wrażenia, ze zdwojoną furią natarli na białych. Nie byli jednak w stanie sprostać stalowym mieczom i pancerzom Hiszpanów.

Rzucali więc w nich dzidami, kamieniami, a nawet błotem. Magellan wysłał kilku ludzi, żeby podpalili chaty wyspiarzy. Kiedy w niebo wzbił się dym, część walczących pobiegła do pożaru, ale reszta jeszcze wścieklej zaatakowała. Kapitan, raniony w nogę, dał sygnał do odwrotu. Większość jego ludzi pognała ku łodziom tak szybko, że Magellan został jedynie z siedmioma towarzyszami. Ci otoczyli go i zadając ciosy na prawo i lewo walczyli prawie przez godzinę. Dzicy, poznawszy dowódcę, celowali głównie w niego. Dwa razy strącili mu hełm z głowy, wreszcie któryś z napastników trafił go trzcinowym pociskiem w twarz. Magellan przebił go jego własną dzidą, po czym sięgnął po miecz. Kiedy wyciągał go z pochwy, w rękę ugodziła go rzucona włócznia. W tym momencie podbiegł z boku jakiś tubylec i ciął go w nogę. Magellan runął twarzą w wodę. Wyspiarze otoczyli leżącego i dobili. „Tak pozbawili życia nasze zwierciadło, nasze światło, naszą pociechę i wiernego przewodnika” – napisał kronikarz wyprawy.

Koniec końca
Brak kapitana dał się załodze we znaki. Czekał ich jeszcze rok ciężkich prób, w których stracili wielu ludzi i wszystkie, z wyjątkiem jednego, statki. Kiedy trzymająca się resztkami sił „Victoria” przybiła do rodzinnego portu, tłumy Hiszpanów zobaczyły schodzących z pokładu osiemnastu słaniających się ludzi. Tylu zostało z 265 śmiałków, którzy trzy lata wcześniej opuścili kraj, żeby dokonać największego wyczynu żeglarskiego wszech czasów. Wieść o sukcesie wyprawy obiegła Europę i okryła imię Magellana nieśmiertelną sławą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.