Czysta Karolina

Gabriela Szulik

|

MGN 04/2004

publikacja 28.03.2012 12:29

Karolina leżała na wznak. W zaciśniętej ręce trzymała chustkę z głowy, znak dziewczęcej czystości. Nieco dalej w lesie były porzucone buty i kurtka. Znaleziono ją po dwóch tygodniach. Miała tylko 16 lat.

Czysta Karolina Jedyne zdjęcie, jakie zachowało się z czasów szkolnych. Karolina (bezpośrednio za nauczycielem) stoi z tyłu

Był listopadowy, ponury dzień. Liście z drzew dawno już opadły, słońce pokazywało się coraz rzadziej albo na bardzo krótko. Pobliski las szumiał o nadchodzącej zimie. W Polsce i w Europie od kilku miesięcy trwała I wojna światowa. Przez okolicę, w której mieszkała Karolina Kózkówna, przechodziła armia rosyjska. Pamiętnego dnia we wsi pojawiło się jeszcze więcej żołnierzy niż zwykle. – Dzisiaj zostaniesz w domu – zdecydowała mama. Wiedziała, że Karolina od pięciu dni odprawia nowennę do św. Stanisława i jak zwykle będzie chciała pójść na mszę. – Wolałabym iść do kościoła – dziewczyna próbowała prosić mamę. – Tak się dzisiaj czegoś boję. – Nie bój się – uspokajała mama. – Nie będziesz sama. Zostaniesz z tatą i z siostrami, a gdy przyjdą żołnierze, dasz im chleb i jajka.

Bez śniadania
Karolina przygotowywała śniadanie. Młodsze dzieci już się obudziły. Za chwilę miał przyjść tata. Jeszcze tylko paszę dla bydła nosił ze stodoły. Nagle, do domu wtargnął rosyjski żołnierz. – Miał karabin przewieszony przez ramię i szablę u boku – wspominała Rozalia, młodsza siostra Karoliny. Wypytywał o wojska austriackie. Nikt nic nie wiedział. Wystraszone dzieci szybko zawołały ojca. – Może jesteście głodni? – tata podsunął mu chleb z masłem i śmietanę. Tamtego nie interesowało jedzenie. Chwycił pana Jana Kózkę za gardło i znów zaczął wykrzykiwać o wojskach austriackich. Karolina dyskretnie próbowała się wymknąć z domu. Gdy żołnierz to zauważył, zablokował drzwi. – Ładna jesteś. Ty mi drogę pokażesz – szepnął złowieszczo. W końcu wrzasnął: „Ubierać się! Idziemy do komendanta!”. Nie pomogły błagania ojca, by Karolina mogła zostać w domu z młodszymi dziećmi. Żołnierz był coraz bardziej wściekły. Szarpnął dziewczynę. Ledwie zdążyła zarzucić kurtkę brata i chustkę na głowę. – Tatuś, wróć, ja się boję! Karolina wracaj! – wołała na progu zapłakana mała Rózia. Żołnierz odwrócił się i pogroził jej pięścią.

Czarne dwa tygodnie
Weszli do lasu. Żołnierz przystawił ojcu lufę karabinu do głowy i kazał wracać domu. – Ja pójdę z tobą, a ona niech wraca do domu – błagał tata na kolanach. Wtedy żołnierz przyłożył karabin do piersi ojca. – Jeżeli nie odejdziesz, zabiję! – ryknął. Przestraszony ojciec zawrócił do wsi. Był tak zszokowany, że nie mógł nawet opowiedzieć dokładnie co się stało. – W lesie… żołnierz… Karolina… – wykrztusił tylko. Żołnierz popędzał Karolinę przed sobą, ale ona opierała się tak bardzo, że przez 10 minut przeszli tylko 80 metrów. W pewnej chwili wyrwała się i zaczęła uciekać. Wszystko widziało dwóch chłopców. Przyszli do lasu, by ukryć konie przed wojskiem. Gdy zobaczyli, co się dzieje, szybko polecieli po pomoc. Proboszcz od razu poszedł z protestem do rosyjskiego komendanta. Kilku żołnierzy nawet zaczęło jej szukać razem z sąsiadami. Zawiadomili nawet okoliczne posterunki. Jednak nie znaleziono Karoliny. Przez dwa tygodnie w domu Kózków panowało napięcie. Gdy tylko skrzypnęły drzwi, w sercu rodziła się nadzieja: „Może to Karolina wraca…?”. Nie wróciła.

Śmierć w ukochanym lesie
Leżała na skraju lasu, pod olszyną. Blisko domu, ale nie z tej strony, gdzie szukała niemal cała wieś. Cała w zastygłej krwi. Znalazł ją sąsiad w pierwszych dniach grudnia, gdy zbierał drewno na opał. Dzięki dokładnym badaniom specjalistów, można odtworzyć to, co stało się 18 listopada 1914 roku na leśnej drodze niedaleko Wał-Rudy, gdzie mieszkała Karolina. Żołnierz nie spodziewał się tak wielkiego oporu ze strony dziewczyny. Przecież była bezbronna. On był silniejszy, a na dodatek uzbrojony. Pewnie wpadł w szał widząc, że nie będzie z nią tak łatwo. Pierwszy cios zadał szablą w głowę, gdy Karolina po raz kolejny próbowała uciec. Kiedy się obróciła, zobaczyła, że żołnierz przymierza się do drugiego ciosu i zasłoniła twarz dłonią. Szabla rozerwała rękę od łokcia po nadgarstek. Ręką próbowała chwycić broń. Nawet wtedy nie dała za wygraną. Broniła się do końca, ciągle uciekając przez leśne zarośla. Gdy szabla rozcięła nogę pod kolanem, traciła siły coraz bardziej. W końcu żołnierz uderzył poniżej głowy i ranił ją od szyi aż po prawą pierś. Ostatnie pchnięcie Karolina otrzymała w gardło. To spowodowało prawie natychmiastową śmierć. Ukochany las, gdzie tak lubiła przychodzić, był świadkiem jej ostatnich chwil życia na ziemi.

Żyje i pomaga
Pomimo wojny na pogrzeb Karoliny przyszło ponad trzy tysiące ludzi. Wszyscy byli przekonani, że dziewczyna oddała życie w obronie czystości. Pozwoliła się zabić, żeby tylko nie popełnić grzechu nieczystego. Z biegiem lat nie zapomniano o Karolinie. W 1987 roku podczas pielgrzymki do Polski, papież Jan Paweł II ogłosił ją błogosławioną. Karolina Kózkówna jest patronką Ruchu Czystych Serc (czytaj na str. 3-4). Należą do niego młodzi ludzie, którzy tak jak Karolina, miłości chcą się uczyć od Jezusa i Maryi. Czasem pielgrzymują do Zabawy, tam gdzie chodziła do kościoła, by prosić błogosławioną Karolinę o pomoc w zachowaniu czystości.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.