Mnich nie do ruszenia

Franciszek Kucharczak

|

MGN 03/2004

publikacja 27.03.2012 23:55

Słyszałeś o Arystotelesie? A o Platonie? Sokratesie? Gdyby nie pewien zakonnik z Italii, może nawet byś o nich nie wiedział. Gdyby nie on i jego uczniowie, byłbyś barbarzyńcą.

Mnich nie do ruszenia

Wychudzony starzec z siwą brodą stał przed ołtarzem. Stał tylko dlatego, że podtrzymywali go dwaj zakonnicy. „Boże, mój Boże, szukam Ciebie i pragnie Ciebie moja dusza” - niosło się w półmroku klasztornej kaplicy. Ubrani w ciemne habity mnisi, jak co dnia, chwalili Boga psalmami. Ale dzisiaj ich śpiew nie był tak równy jak zwykle, bo gardło każdego z nich ściskało wzruszenie. Załzawionymi oczami wpatrywali się w swojego opata, który chciał stanąć przed Bogiem jak wojownik. Umierał od tygodnia, słabnąc z każdym dniem. Pożegnał się z braćmi, każdego pobłogosławił, wydał ostatnie zarządzenia. Teraz, po komunii, choć śmierć zaczynała odbierać mu władzę w ciele, wciąż śpiewał. A właściwie nie śpiewał, tylko szeptał słowa psalmów, wydobywając je z piersi z każdym zamierającym oddechem. Po kilku minutach jego wyciągnięte ręce powoli opadły wzdłuż ciała, a głowa pochyliła się bezwładnie ku ziemi. Benedykt, założyciel potężnego zakonu, jeden z największych świętych, umarł stojąc.

TRUCIZNA NA ŚWIĘTEGO
Był 27 marca 547 roku, kiedy dusza Benedykta z klasztoru na Monte Cassino uleciała do nieba. „Zwycięstwo pochłonęło śmierć” - śpiewali zapłakani mnisi, składając do grobu ciało swojego mistrza. Zanim nadeszło to ostateczne zwycięstwo, Benedykt zwyciężał wiele razy w ciągu życia. W młodości miał zostać prawnikiem, kiedy jednak spotkał pustelnika Romana, poczuł, że są rzeczy cenniejsze niż kariera i pieniądze. Zostawił wszystko, opuścił Rzym i zamieszkał w grocie koło Subiaco, żeby w odosobnieniu się modlić i pokutować. Jadł znalezione w lesie zioła, jagody i to, co przynieśli mu okoliczni pasterze kóz. Nachodziły go tam potężne pokusy. Szczególnie jedna dała mu się we znaki – żądza ciała. Opędzał się od nieczystych myśli jak tylko mógł, modlił się, pościł, ale nic nie pomagało. W pewnym momencie wydało mu się, że nie wytrzyma, zostawi swoją pustelnię i pobiegnie szukać kobiety, która by chciała z nim zgrzeszyć. Nagle zerwał się, zrzucił ubranie i całym ciałem padł na rosnący przed grotą krzak cierniowy. Przeszył go ból tak silny, że omdlał.

Kiedy się ocknął, pokusa zniknęła. Ludzie zaczęli opowiadać sobie o świętym młodzieńcu, który mieszka w grocie. Przychodzili do niego różni zapaleńcy, którzy chcieli jak on żyć tylko dla Boga. Aż któregoś dnia odwiedzili go mnisi z pobliskiego klasztoru, prosząc, żeby został ich przełożonym. Zdumiony i przestraszony tą propozycją Benedykt w końcu przyjął ich prośbę. Szybko przekonał się, że mnisi byli rozleniwieni, skłonni do życia w wygodzie, więc zaczął wprowadzać porządek – wczesne pobudki, dłuższe modlitwy, surowe posty. Nie podobało się to mieszkańcom klasztoru. Nie po to sprowadzili tu tego młodego człowieka, żeby im obrzydził życie. Spodziewali się skorzystać z jego sławy, ale liczyli, że skoro taki młody, to pozwoli sobą kierować. Kiedy okazało się, że nic z tego, zdecydowali, że przeora... otrują. W czasie posiłku jeden z braci postawił przed nim dzban zatrutego napoju. Benedykt swoim zwyczajem uniósł rękę, żeby nad stołem zrobić znak krzyża. W tym momencie dzban rozprysł się na drobne kawałki, jakby uderzył w niego piorun.

Z REGUŁY WSZYSTKO GRA
Wstrząśnięty Benedykt powrócił do pustelni. Jego sława, zwiększona jeszcze niedawnym wydarzeniem, ściągała coraz więcej uczniów. W końcu Benedykt zdecydował się przenieść wraz z nimi na górę Monte Cassino. Tam powstał klasztor – pierwsza i najważniejsza siedziba nowego zakonu, zwanego do dziś benedyktynami. Tam też Benedykt napisał Regułę – tekst, według którego mnisi mieli żyć. Jest tam mowa o sposobie odprawiania modlitw, o posłuszeństwie, milczeniu, gościnności, godzinach snu, ilości pożywienia. „Reguła” nakazuje zakonnikom pracować. „Lenistwo jest wrogiem duszy” - czytamy w niej. To wtedy powstała słynna zasada „Módl się i pracuj”. Od tamtego czasu minęło już 1500 lat, a „Reguła” wciąż jest aktualna.

Z Monte Cassino mnisi rozeszli się po całej Europie. Budowali klasztory, drogi, uprawiali rolę, prowadzili szkoły. Dzięki benedyktynom uratowany został dorobek kultury starożytnego Rzymu, bo to oni przepisywali i przechowywali stare księgi, oni też prowadzili kroniki. Benedyktynem był np. Gall Anonim, dzięki któremu wiemy coś o początkach polskiej historii. Do tego zakonu należał również nasz pierwszy męczennik, św. Wojciech. Benedyktyni dali Kościołowi setki świętych, 22 papieży i ponad 5 tysięcy biskupów. Wiele razy, gdy do Kościoła zaczynało się wkradać lenistwo i niedbalstwo w służbie Bogu, gdy słabła wiara, do akcji wkraczali benedyktyni. A wszystko zaczęło się, gdy pewien młody człowiek zechciał słuchać Boga. Nie przeszkodziły mu trudne czasy, gdy w gruzy waliło się cesarstwo wielkiego Rzymu, gdy po Europie uganiali się pogańscy barbarzyńcy, niszcząc dorobek stuleci. Tego człowieka nawet śmierć nie powaliła. Stoi do dzisiaj jako potężny filar Kościoła i patron Europy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.