Afryka dzika

Andrzej Grajewski

|

MGN 03/2004

publikacja 27.03.2012 19:49

„Witamy was, Alleluja! ” – śpiewa z przejęciem kilkuset maluchów. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że wszystko dzieje się w małej osadzie Kachemu w środku Afryki.

Afryka dzika Taniec wojowników – intore – towarzyszył uroczystości doprowadzenia wody do parafii Rugari (Kongo).

Skąd polska piosenka w środku afrykańskiego buszu? Caritas Polska od lat pomaga Kościołowi w rejonie Konga i Rwandy. Między innymi wspomaga tamtejsze ośrodki zdrowia, szkoły i organizuje dożywianie. Szkoła w Kachemu powstała w niezwykły sposób. Ktoś z Polski wpłacił anonimowo 100 tysięcy złotych na konto Caritas prosząc, aby pieniądze zostały spożytkowane w Afryce. Z wpłaconych pieniędzy zbudowano szkołę, gdzie w warunkach zbliżonych do normalnych mogą się uczyć setki dzieci.

Nie wychodź po zmroku
Ksiądz Piotr Kalinowski, pallotyn, jest proboszczem parafii św. Alojzego w Rutshuru. To duża miejscowość na wschodzie Demokratycznej Republiki Konga. Dotarliśmy tam wyboistą drogą wiodącą skrajem rezerwatu Virunga – wspaniałej ostoi przyrody. Jego parafia liczy około 65 tysięcy ludzi. Kiedyś do Rutshuru przyjeżdżali turyści z całego świata, aby obserwować goryle leśne. Wyprawy trwały kilka dni, trzeba było iść z przewodnikiem i tropicielem, który potrafił po śladach rozpoznać, gdzie koczują stada. Niestety, ciągnące się od 1994 r. w Afryce Środkowej wojny spowodowały, że w tamten rejon przybyły dziesiątki tysięcy uchodźców. Toczące się walki oraz koczowiska ogromnej liczby bezdomnych zniszczyły okolicę. Wieczorem, a zmrok tam zapada około osiemnastej, nikt już nie opuszcza domów. Jeszcze do niedawna ciszę nocną zakłócały strzały. Jeżeli strzelanina trwała długo, oznaczało to, że żołnierze staczają potyczkę z oddziałem partyzantów.

Gdy słychać było tylko krzyki, wiadomo było, że bojówki zeszły z gór i maczetami dokonują samosądów wśród miejscowych. Parafialna szkoła rzemieślnicza, prowadzona pod nadzorem księdza Piotra, w tamtym okresie produkowała głównie trumny. Dzisiaj, na szczęście, rośnie popyt na meble. Chociaż dzień przed naszym przyjazdem ostrzelano patrol policyjny – zginęło dwóch policjantów. Ksiądz Piotr wierzy, że wojna do Rutshuru już nie wróci. Ma jednak mnóstwo innych problemów. Jednym z najbardziej dramatycznych jest epidemia AIDS. Według niektórych statystyk wirusem HIV zarażonych jest kilkadziesiąt procent młodych ludzi. Umierają w całkowitym opuszczeniu, wśród zwierząt albo na polach, najczęściej wyrzucani z domów rodzinnych. Ksiądz Piotr chciałby wybudować dla nich hospicjum, żeby w ludzkich warunkach oczekiwali na śmierć.

Uważaj, bo Cię zjedzą
W swej pracy ksiądz nie jest sam. Pomagają mu tak zwani mtumishi – diakoni odpowiedzialni za poszczególne części parafii. To oni odpowiadają za przygotowanie liturgii, katechezę, a także rozdział pomocy. Bez nich ksiądz Piotr nie byłby w stanie wykonać nawet części swej pracy. Magia i czary zawsze towarzyszyły życiu na Czarnym Lądzie. Nawet chrześcijanie dotąd mają problemy z odrzuceniem zwyczajów, które przez pokolenia kształtowały ich kulturę. Czarownik potrafił leczyć, ale także rzucać uroki i niebezpieczne zaklęcia. I nadal jest ważną postacią.

Dlatego nawet katechetów trzeba namawiać do odrzucenia amuletów, przestrzegać przed czarną magią czy wizytą u czarownika. Najbardziej mroczną stroną tych praktyk jest kanibalizm. Takie przypadki zdarzają się także w parafii księdza Piotra. Nie głód jest tego przyczyną, lecz mocno zakorzenione przekonania, że zjadanie ludzkiego ciała rozwija zdolności, męstwo i wiedzę. Taka jest Afryka. Z jednej strony otwarta na nowoczesność, a z drugiej zapatrzona w poprzednie stulecia.

Po prostu zatańcz
Rano idziemy na Mszę św. Pomimo że nie jest to niedziela, kościół w Rutshuru jest prawie całkowicie wypełniony. Rytmiczne uderzenia tam-tamów rozpoczynają pieśń na wejście. Podchwytują ją wszyscy wierni. Śpiew jest silny, radosny, towarzyszy całej liturgii, sprawowanej w suhahili, najczęściej używanym języku tej części Afryki. Podczas przeistoczenia nikt nie klęczy. Wszyscy tańczą i klaszczą. W innych parafiach też widziałem występy zespołu liturgicznego. Taniec był pełen gracji i wdzięku, jakby przygotowywał go zawodowy zespół, a nie bose dziewczyny z biednej afrykańskiej prowincji. Jeden z misjonarzy wspominał rozmowę z młodzieżą. Młodzi ludzie przekonywali go, że modlitwa i pieśń nie wystarczają, by wyrazić radość po przyjęciu komunii. – Możecie więc to zrobić tańcząc – zachęcił. Afryka fascynuje bogactwem przyrody, kultury, czasem szokujących kontrastów. Największe wrażenie pozostawiają jednak ludzie. Zarówno miejscowi, jak i pracujący z nimi misjonarze z Polski. Dają niezwykłe świadectwo wiary w warunkach trudnych i niebezpiecznych.

Nasz kolega z redakcji „Gościa Niedzielnego”, Andrzej Grajewski, przebywał w styczniu w Kongo i Rwandzie. Tamtejszym parafiom, prowadzonym przez księży pallotynów, przekazał hostie wypieczone z omodlonych ziaren pszenicy - dar czytelników „Małego Gościa”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: