Spisać się na amen

Gabi Szulik

|

MGN 03/2004

publikacja 27.03.2012 14:47

Jeżeli już nie uratować dziecko od śmierci na śmietniku, to przynajmniej pomóc mu w utrzymaniu, żeby miało co jeść, i w wykształceniu, żeby miało na zeszyty, i żeby mogło chodzić do szkoły. A Wy? Też chcielibyście pewnie kogoś uratować. Nie ma problemu. To jest możliwe!

Gabi Szulik Gabi Szulik

Ekipa telewizji NBC pojechała kiedyś specjalnie do Kalkuty, żeby na miejscu przyjrzeć się codziennej pracy Matki Teresy. Nie odstępowali jej na krok. Byli przy niej nawet na ogromnym wysypisku śmieci. Dla Matki Teresy był to pewny punkt. Przychodziła tam codziennie. Wiedziała, że w tym gnijącym i odrażającym miejscu, odwiedzanym przez bezpańskie psy i koty, można było znaleźć żyjące jeszcze niemowlęta. Wiele z nich uratowała. Tym razem też zakasała rękawy i zaczęła grzebać w obrzydliwym śmietniku. Kamerzysta i dziennikarz stali nieco dalej. Zasłaniali twarz maskami, bo nie mogli znieść okropnego, niezdrowego smrodu.

Nagle ręce Matki Teresy na coś trafiły. Jej oczy pojaśniały. Spośród śmieci wyciągnęła małe zawiniątko, a w nim ciało noworodka. Maleństwo było brudne, poplamione krwią, z zamkniętymi oczkami. Energicznie, ale bardzo ostrożnie próbowała przywrócić dziecko do życia. Zastosowała sztuczne oddychanie, ale maleństwo nie odzyskiwało przytomności. Wydawało się, że to już koniec. – A może lepiej pozwolić mu umrzeć? – odezwał się dziennikarz. Matka Teresa spojrzała na niego tak, jakby piorun trzasnął. – Nie! – krzyknęła. I jeszcze bardziej starała się obudzić w nim życie. Po kilku chwilach dziecko zakwiliło. Zakonnica aż krzyknęła z radości: – Żyje! Jest uratowane! Przytuliła je mocno do serca i zabrała do domu. Uratować dziecko? Kto by nie chciał? Spisać się tak, jak Matka Teresa.

Jeżeli już nie uratować dziecko od śmierci na śmietniku, to przynajmniej pomóc mu w utrzymaniu, żeby miało co jeść, i w wykształceniu, żeby miało na zeszyty, i żeby mogło chodzić do szkoły. A Wy? Też chcielibyście pewnie kogoś uratować. Nie ma problemu. To jest możliwe! Możecie zaadoptować dziecko. Wcale nie żartuję. Na stronie obok, pewnie prędzej niż mój portret, rzuciło Wam się w oczy wielkie czerwone serce i napis „Adopcja Serca”. Każdy z Was, jeśli przyłączy się do akcji „Adopcja Serca”, uratuje życie jednemu dziecku z Afryki, które z powodu wojny albo chorób nie ma rodziców. Wystarczy odłożyć z kieszonkowego złotówkę albo dwie raz w miesiącu.

Potem jeszcze namówić kolegów i koleżanki z klasy, żeby zebrać odpowiednią kwotę i poprosić o pomoc wychowawcę albo katechetę w wysłaniu pieniędzy. Jeśli to Wam się uda, spiszecie się na amen, jak ołówek, który otrzymaliście w prezencie z tym numerem „Małego Gościa”. Po co Wam ołówek? Przecież ołówki, może nawet lepsze, można kupić w każdym sklepie papierniczym. Ten ołówek jest specjalny. Ma przypominać to, co powiedziała o sobie Matka Teresa: „Jestem ołówkiem w ręku Boga, On pisze nim to, co chce”. Nie ja wymyśliłam te słowa. Mnie tylko bardzo się spodobały. Też chciałabym spisać się na amen. Tak bardzo, żeby zamiast ołówka został tylko ślad po ołówku.

Pozdrawia Was tępy ołówek,
Gabi Szulik, który jednak
chciałby spisać się na amen.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.