Blond Anioł

Jacek Brokuła

|

MGN 02/2004

publikacja 27.03.2012 10:37

Na osiedlowym boisku przed niewielkim blokiem w Skalnej koło Chebu w Czechach, pod czujnym okiem taty Pavel zaczynał kopać piłkę. W 2003 uznano go najlepszym piłkarzem roku. Jest kapitanem czeskiej reprezentacji i pomocnikiem włoskiego Juventusu Turyn. Pavel Nedved.

Blond Anioł

Wiedział, że wymieniają go wśród kandydatów do zwycięstwa, ale nie przypuszczał, że wygra. – To dla mnie wielki zaszczyt – mówi. Pierwszy mecz międzypaństwowy rozegrał w Paryżu. Miał wtedy piętnaście lat. Osiem lat później został wicemistrzem Europy. – Nikt na nas nie stawiał – wspomina – a dotarliśmy do finału. Strzeliłem zwycięską bramkę w meczu przeciw Włochom, apotem sam wylądowałem w Lazio Rzym. – A w Italii, wiadomo – dodaje – na pierwszym miejscu jest Papież, a zaraz po nim futbol. Papież zna Nedveda Nedved dopasował się do Włochów nie tylko w piłce nożnej. – Do największych wydarzeń w mym życiu obok narodzin dzieci – opowiada – zaliczam spotkanie z papieżem.

Podczas londyńskiego finału mistrzostw Europy w1996 roku podała mi rękę angielska królowa. Było to wielkie przeżycie, ale spotkanie z papieżem znaczy dla mnie zdecydowanie więcej – dodaje piłkarz. Nedved spotkał się z Janem Pawłem II dwa razy. Pierwszy raz po charytatywnym meczu mógł podejść do Ojca Świętego i ucałować mu rękę. – Kiedy na niego patrzyłem – wspomina – widziałem ogromnie silnego, a jednocześnie dobrego człowieka. Silniejszej osobowości jeszcze nigdy nie spotkałem. Po raz drugi rzymscy kibice wybrali go jako przedstawiciela na spotkanie młodych z Papieżem. Na wypełnionym Placu św. Piotra mówił o tym, jak wyrastał w komunistycznym państwie, jak ludzie nie mogli swobodnie podróżować i studiować. – Podarowałem wtedy Ojcu Świętemu swoją koszulkę – mówi. – Gdy podszedłem, okazało się, że papież doskonale wiedział skąd pochodzę i gdzie gram.

Proste życie mistrza – Moje życie igra są bardzo proste – powtarza często Nedved. Rodzice uczyli go szanować pracę, kochać Boga i ludzi. W szkole zawsze miał dobre stopnie. Nigdy nie ukrywał, że jest głęboko wierzącym katolikiem. Zawsze wspomina babcię, która co niedzielę prowadziła go do kościoła. Wszystko, co ma, zdobył pracowitością. Już jako nastolatek potrafił trenować od świtu do nocy. Schodził z boiska, gdy na pustym stadionie gaszono świata. Często nie wraca z kolegami do szatni. – Jeszcze się trochę porozciągam – tłumaczy. – On biega nawet wtedy, gdy śpi – mówi trener Marcello Lippi. Inni powtarzają zgodnie, że nigdy nie spotkali piłkarza, który wysiłku potrzebowałby jak powietrza. I to się opłaca. Nedved świetnie gra obiema nogami, strzela z dystansu, precyzyjnie podaje piłkę, ma bardzo dobrą kondycję i zawsze walczy do końca. Każdy mógłby tak grać, ale nie każdy potrafi skrócić swoje wakacje, by jak najszybciej zacząć trening.

Koń pociągowy Juventusu Włosi nazywają go „Furia Ceca” czyli „Czeska furia”. – Jestem koniem pociągowym drużyny – śmieje się Nedved. – Zawsze daję z siebie wszystko. Kiedy w Turynie miał zastąpić Zidane'a, kibice ocenili go surowo: „Więcej włosów, mniej talentu”. Dziś nazywają go Blond Aniołem. Pokochali go za poświęcenie i wierność. Piłkarz odrzucił nawet ofertę Manchesteru United, gdzie zarabiałby trzy razy więcej niż w Rzymie. – Pieniądze nie są najważniejsze – oświadczył. – Zarabiam aż za dużo. To niesprawiedliwe, że lekarz, który codziennie ratuje ludzkie życie, zarabia mniej niż piłkarz. Ale świat już taki jest. Marzy, by uczyć dzieci futbolu. – Dać im to – mówi – co dali mi moi trenerzy. Nie wiem, czy mi się to uda, ani gdzie. Być może spróbuję tu, w Italii, gdzie urodziły się moje dzieci: sześcioletnia Ivana i trzyletni Pavel. Mam nadzieję, że moje życie potoczy się wśród zieleni podobnej do tej ze Skalna, gdzie żyją moi rodzice i moja siostra.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.