Siostra ciężka stopa

Gabriela Szulik

|

MGN 02/2004

publikacja 26.03.2012 21:27

Siostra Maria Salutaria Sroka pochodząca z Kostuchny, dzielnicy Katowic, była zaledwie 7 lat w Zgromadzeniu, gdy przełożeni zaproponowali jej pracę w polonijnej parafii Różańca świętego w Edmonton, w Kanadzie.

Siostra ciężka stopa

Siostra należy do Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej, założonego przez bł. Edmunda Bojanowskiego w 1850 roku.

Samolotem do pracy
Kanada to jeden z największych krajów świata. Żeby autostradą przejechać z jednego krańca na drugi, trzeba 4 dni i 5 nocy. Alberta, jedna z 10 prowincji, gdzie mieszka siostra Salutaria, jest trzy i pół razy większa od Polski, a żyje tam zaledwie 2 miliony 600 tysięcy ludzi. - Kiedy pytali o mój kraj - opowiada siostra - i usłyszeli, że Polska ma około 40 milionów mieszkańców, nie mogli tego pojąć. Jak wysokie macie domy? Jakie ulice? pytali. Tam musi być strasznie ciasno.... Nie mogli zrozumieć, że tyle milionów ludzi może się pomieścić na tak małym obszarze. - Gdy ten kraj powstawał ponad sto trzydzieści lat temu - opowiada siostra - kolej od morza do morza była warunkiem, by prowincje Kanady zostały połączone w jedno państwo. - W tej chwili kolej to rarytas. Jest bardzo droga i nie dociera wszędzie. Ludzie wolą samoloty i samochody. Czterysta kilometrów to normalna odległość. Niektórzy do pracy latają nawet godzinę samolotem. Dla Kanadyjczyków to powietrzny autobus.
Gdyby ktoś wybierał się do Kanady, to najlepiej przez Grenlandię. Kto nie wierzy, może sprawdzić na globusie, że to droga na skróty. Z Kanady do Polski leci się 10 godzin, a z Polski do Kanady 9,5, bo z prądem powietrza. Z samolotu można zaobserwować połączenie dnia i nocy. Na mapie Kanady zaznaczono prowincję Alberta i miasto Edmonton, gdzie pracuje s. Salutaria.

Nowe imię
W Kanadzie bez samochodu ani rusz. - Do naszego kościoła -opowiada siostra - niektórzy muszą jechać 40 minut. Siostra Salutaria też musiała zrobić prawo jazdy. - Nie umiałam jeszcze wtedy angielskiego - wspomina. - Któregoś dnia jadę z instruktorem a on mówi do mnie: Sister you are speeding…” Myślę sobie: „speed” znaczy „szybko”. Jak pan chce, proszę bardzo i… noga na gaz. Za chwilę powtarza drugi raz to samo. To ja jeszcze szybciej - śmieje się. - Miałam już na liczniku 100 km/h, gdzie normalnie jeździ się 50 km/h. W pewnym momencie instruktor kazał zjechać na bok i zaczął tłumaczyć: „speeding” znaczy „za szybko” a nie „szybciej”. W "takim razie nadam ci indiańskie imię ze znaczeniem. - Myślę sobie - opowiada dalej siostra - nazywam się już Teresa Danuta (z chrztu), Maria Salutaria (imiona zakonne) i teraz jeszcze będzie piąte imię, indiańskie. Przecież ja się w rubrykach nie zmieszczę. - Będziesz się nazywała – powiedział uroczyście instruktor - sister Heavy Foot, czyli siostra... Ciężka Stopa.

Kanadyjska wieża Babel
W Kanadzie mieszkają ludzie różnych wyznań, kultur i narodowości. To istna wieża Babel. Do przedszkola, które prowadzą Siostry Służebniczki przychodzą dzieci pochodzące z całego świata. Z Jamajki, Filipin, Wietnamu, Chin, Iraku, Jugosławii, Rosji, Polski, Hondurasu, Kongo, Rwandy, Etiopii i Kanady. Są Indianie, Metysi i Eskimosi. Buddyści, muzułmanie, protestanci, prawosławni i katolicy. Rodzice wiedzą, że siostry modlą się z dziećmi, że chodzą do kaplicy. – Zawsze pytamy, czy mają coś przeciwko temu - mówi siostra. – Jeżeli ktoś sobie nie życzy, szanujemy to. Niektórzy muzułmanie na przykład nie chcą, żeby ich dziecku podawać wieprzowinę. -Zdarza się - śmieje się siostra, – że dzieci „łapią” język polski i świetnie sobie radzą. Mamy na przykład Wietnamczyka, który pięknie śpiewa polskie kolędy. Czasem dzieci uczą dorosłych. – Czteroletnia Natalia ma niewierzących rodziców - opowiada siostra. Kiedyś była z nimi w restauracji. Gdy wszyscy zaczęli jeść, dziewczynka zwróciła uwagę: „Siostry uczą nas modlitwy przed jedzeniem” i sama ją poprowadziła. - Z kolei na kursie językowym - opowiada dalej - miałam w grupie muzułmanina. Lekcje zaczynaliśmy o siódmej wieczorem. I było tak: zaczynał się wykład, a on wyciągał jedzenie. Zapach unosił się po całej sali. - Dlaczego teraz jesz? - nie wytrzymałam kiedyś. - Bo o tej godzinie mija post i dopiero teraz mogę, odpowiedział spokojnie.

Zima pod kołdrą
Na kanadyjskim niebie jesienią albo zimą , nawet 200 razy w ciągu roku, można oglądać zorze polarne. Gwiazdy na ciemnym, bezchmurnym niebie-dodają szczególnego uroku. - Kiedyś przez 45 minut tańczyły kolorowe światła po niebie - zachwyca się siostra. - Czasem ma się wrażenie, jakby niebo oświetlały reflektory samochodu wyjeżdżającego gdzieś zza niewidzialnego zakrętu. W Edmonton, gdzie mieszka siostra, klimat jest lądowy i suchy. Dzięki temu zimno i upały są tam mniej dotkliwe. Czasem już we wrześniu pada pierwszy śnieg, a w maju zdarzają się jeszcze ostatnie opady. - Śnieżyca bywa taka - opowiada siostra - że na 50 metrów nic nie widać. 25 stopni mrozu to normalna temperatura, ale zdarzyło się nawet minus 50. - I siostra to przeżyła? - aż mi ciarki przechodzą po plecach. - Przeżyłam… - śmieje się – pod kołdrą. W ogóle nie wychodziłyśmy wtedy z domu. Zaledwie dwie minuty przebywania na dworze grożą odmrożeniami. Raz tylko przy 38-stopniowym mrozie była zamknięta szkoła. - Po długiej zimie - mówi – największą radością są pojawiające się na niebie klucze dzikich gęsi i kaczek przylatujących z ciepłych krajów. Wiadomo, że nareszcie będzie wiosna.

Gęsiego
Siostra Salutaria bez końca może opowiadać o niezwykłych spotkaniach ze zwierzętami. Niedźwiedzie, bizony, jelenie, łosie, owce górskie, bobry, pelikany, kormorany, orły bieliki, dzikie gęsi i wiele innych są ozdobą kanadyjskiej przyrody. - Kiedyś w górach - opowiada - widziałam niedźwiedzia. Siedział sobie przy drodze i wielkimi łapami obierał jagody z krzaczka. Nie mogłam się temu nadziwić. - Ja mam problem - śmieje się - żeby obrać pojedynczą jagodę, a on radził sobie bardzo szybko i dokładnie. - Innym razem przejeżdżałam przez las - opowiada dalej. -Trzeba było zatrzymać samochód, bo kilka jeleni przeganiało przez drogę około stu saren. Widok niezwykły. – Pierwszy raz w Kanadzie - wspomina inne widowisko - zobaczyła, co to znaczy iść gęsiego. U pewnej znajomej, mieszkającej na wsi nad jeziorem, widziałam 144 gęsi płyn ż ce jedna za drugą po jego tafli. Można było spokojnie odliczać. Prowadząca gęś zmieniła kierunek w pewnym miejscu na jeziorze. Pozostałe zrobiły dokładnie to samo, dokładnie w tym samym miejscu. Od chwili, gdy siostra Salutaria wyjechała do Edmonton upłynęło 16 lat. W tym roku jest w domu, w Polsce. Ma roczny urlop. - To dla mnie szczególny czas - mówi - by nacieszyć się spotkaniami z siostrami i z rodziną. Wiem, że jestem potrzebna za oceanem, ale kocham Polskę. - Gdy wylądowałam na lotnisku – śmieje się -to z głębi serca, na cały głos zaśpiewałam: „Ukochany kraj... ”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.