Dajcie mi książki

Gabriela Szulik

|

MGN 01/2004

publikacja 26.03.2012 08:47

Nie wkuwała zasad ortografii. Nie czytała słowników. 16 listopada 2003 r. została Małym Mistrzem Polskiej Ortografii.

Dajcie mi książki fot. GRZEGORZ CELEJEWSKI / AGENCJA GAZETA

Ola Borek ma 15 lat. Jest uczennicą III klasy gimnazjum. Mieszka na Śląsku, w Jastrzębiu Moszczenicy. Zawsze najbardziej interesowała się książkami. Lalki niekoniecznie były jej potrzebne do zabawy. Najciekawszym zajęciem dla małej Oli było wertowanie kartek w książkach. – Kiedy jeszcze nie czytała, miała kolorowanki – wspomina mama. – Mąż nawet z Czech je przywoził, bo u nas nie można było dostać tak ładnych kolorowych książeczek dla dzieci. Apotem, gdy dorastała, najbardziej lubiła tych, którzy jej głośno czytali.  Z nimi się przyjaźniła. Na nich zawsze czekała. Teraz czyta wszystko, co jej w ręce wpadnie. Ostatnio literaturę fantastyczną i biografie.

Dzięki pasji Oli, jej klasa zawsze była najlepsza wczytaniu. – Pamiętam – wspomina mama – jak w III klasie szkoły podstawowej pani powiedziała, że Ola przeczytała 24 książki wciągu jednego tygodnia. – Gdy czasem czytamy razem gazetę – śmieje się tata – Ola zawsze musi na mnie czekać, bo jest szybsza. Często sięga po te książki, które rzadko czytają koleżanki. – Prawie zawsze są ciekawsze – mówi. Do niektórych chętnie wraca. Na przykład „Sto lat samotności” Gabriela G. Márqueza, czy „Gra w klasy” Julio Cortazara należą do jej ulubionych. Małe Dyktando w katowickim Spodku, to nie pierwszy konkurs ortograficzny, w którym Ola brała udział. W I klasie gimnazjum była najlepsza w Jastrzębiu. – Dwa lata temu – opowiada – na dyktandzie organizowanym przez „Małego Gościa” też napisałam bezbłędnie, ale tak nabazgrałam, że chyba nikt tego nie umiał odczytać. W zeszłym roku była szósta. – Do dziś wspomina, jak ksiądz arcybiskup Damian Zimoń pogłaskał ją po głowie – mówi mama. – A plecak, który wtedy dostałam – dodaje Ola – chociaż już trochę poreperowany, noszę do tej pory. W tym roku się udało. Ola była najlepsza. Zrobiła tylko dwa błędy interpunkcyjne.

Niepotrzebnie wstawiła myślnik między harcerzy i płetwonurków, a potem między Gdynię  i Chylonię. – W ogóle nie wiedziałam, co to jest Chylonia – opowiada. Gdy dowiedziałam się, że to dzielnica Gdyni, kombinowałam, jak napisać ten wyraz. Doszłam do wniosku, że przez „ch” i było dobrze. Długo nie docierało do mnie, że właściwie trzy tysiące ludzi pokonałam – mówi skromnie Ola, długowłosa blondynka. – Koleżanki ze szkoły cieszą się razem ze mną. A Ola cieszy się, że już drugi raz o Moszczenicy będzie w„Małym Gościu”. Pierwsi byli ministranci, teraz ona.

Tekst dyktanda dla dzieci i młodzieży przygotowany przez profesora Edwarda Polańskiego

Jak rozhasana hałastra harcerzy chimerycznie zmitrężyła czas Z okazji Dnia Ziemi na ziemi olsztyńskiej grupka krnąbrnych harcerzy płetwonurków z Gdyni Chyloni miała wyłowić z rzeki Krutyni górę śmieci. Po dwuipółdniowej włóczędze czarnooki, ryżawy dowódca znużonej drużyny zażądał od hożej druhenki z Pułtuska uwarzenia naprędce co najmniej superpożywnej zupy jarzynowej tudzież przyrządzenia wysokokalorycznej sałatki  z jeżyn, bakłażanów i rzeżuchy. Gdy niesforna młódź porządnie sobie podjadła, nie zwlekając, ruszyła chyżo naprzód. Jednakże na rubieżach powiatu ostródzkiego chwacki przywódca zuchów – skądinąd zagorzały obieżyświat, nie lada ścichapęk – ni stąd, ni zowąd zamarzył o nicnierobieniu. Zamiast od razu zmierzać do celu, z nagła zarządził przerwę w marszrucie i rozpoczął swe wagabundzkie bajdurzenia. Toteż nasi bohaterowie w pośrodku mało znaczącego przysiółka, pogrążeni w słodkim nieróbstwie, pół siedząc, pół leżąc wkoło ledwo żarzącego się chrustu, wprost chłonęli niby-myśliwską gawędę swego arcykomendanta onie najbłahszej przygodzie z żubrem, jaka mu się przydarzyła niedaleko Białowieży. U celu byli dopiero nazajutrz. Jakież było ich zdziwienie, kiedy zauważyli tamże honorową chorągiew ZHR-u z harcmistrzem na czele. Nowo mianowany przełożony żachnął się: „Rychło wczas! Na pewno zmitrężyliście dwa i pół dnia, wkrótce czeka was harówka! Za niewykonanie zadania i włóczęgostwo rokrocznie będziecie tu przyjeżdżać z oprzyrządowaniem i w koło Macieju raz wraz wyławiać z jezior i strużek najprzeróżniejsze zguby i niepożądane paskudztwa! '.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.