Będę Was straszył

Franek Fałszerz

|

MGN 01/2004

publikacja 25.03.2012 22:08

Wywiad z księdzem Markiem zmalował Franek Fałszerz

Będę Was straszył

– Kiedy pierwszy raz narysowałem Księdza, okazało się, że za ładny. Musiałem narysować drugiego, z nosem jak kartofel i oczami jak u strusia. Czy Ksiądz lubi wyglądać śmiesznie?
Zdecydowanie tak! Lubię śmiać się z siebie. Poza tym ten drugi rysunek lepiej pokazywał stan, w jakim wtedy byłem. Tryskający pot, drżące ręce... Ja naprawdę się bałem.

– Ale dzieci z parafii, w której Ksiądz był przedtem wikarym, przysłały protest, że ich ksiądz Marek tak nie wygląda.
Miały rację, bo ja wyglądam ładniej, he he. Ale chwała dzieciom z Niedobczyc, że stanęły w mojej obronie. Dzisiaj mają pewnie jakieś 20 lat, ale i tak dziękuję.

– Teraz został Ksiądz redaktorem naczelnym „Gościa Niedzielnego”, możemy więc gadać szczerze: Te wszystkie historie na drugiej stronie, to były prawdziwe?
No... niektóre były prawdziwe...

– Śmiało, śmiało...
...a niektóre nie.

– A ładnie to tak nabierać dzieci?
Nieładnie, ale mi się te historie podobały, więc myślę, że Czytelnikom też.

– Hmmm...
A poważnie, to jestem przekonany, że nasi Czytelnicy są inteligentni i wiedzą, że pewne rzeczy nie mogły się wydarzyć. Głową przecież muru nie mogłem przebić.

– Kto to wie, może Ksiądz ma pancerny biret? Ale dobra, to proszę przypomnieć jakąś prawdziwą historię.
Na przykład pierwsza, że strasznie się bałem indyków, jak chodziłem do przedszkola. Taki indyk, jak się nastroszył, był większy ode mnie. To było prawdziwe.

– Fascynujące. A co jeszcze było prawdziwe?
Naprawdę złowiłem złotą rybkę. To była jedyna rybka, jaką w ogóle w życiu złowiłem. Tyle że ona nie była złota.

– Nie była złota i nie była rybką, tylko starym kapciem, tak?
Była rybką, naprawdę. Franku fałszerzu, nie fałszuj moich intencji.

– Spróbuję. A ze świniami jak to było?
Aaaa! To moja ulubiona historia! Ja naprawdę w ramach praktyk seminaryjnych pracowałem przy świniach. Czasami żartuję, że dwa miesiące wśród świń, to był mój najlepszy okres w seminarium.

– Żeby się koledzy nie obrazili, proszę jeszcze raz powiedzieć, że to żart.
Tak. To żart. ŻART.

– To na wszelki wypadek. A o co w tej historii chodziło?
O to, że kiedyś, po paru godzinach pracy przy tych świniach, w ciężkim smrodzie, który w końcu przestaliśmy czuć, mój kolega – też kleryk – poszedł do sklepu. Wrócił po chwili, choć w sklepie zawsze była kolejka na jakieś pół godziny czekania. Roztrzęsiony przystawił mi dłoń do nosa i zapytał: „Czujesz coś?”. Nie czułem. Na to on: „No widzisz, ja też nie czuję, a w sklepie przepuścili mnie bez kolejki”.

– Aha, a potem było porównanie do grzechu, że kto w nim siedzi, przestaje czuć, jaki jest ohydny.
Właśnie.

– A jak było z dekoracją medalikiem przez anioła? Ma Ksiądz osobiste kontakty z aniołami?
Odkąd pisaliśmy o aniołach stróżach w „Małym Gościu”, częściej sobie o nich przypominam. Radziliśmy wtedy nadać imię własnemu aniołowi stróżowi. Ja swojego nazwałem.

– Jak?
Bernard. Zdrobniale Bercik. Po tacie.

– „Mały Gość” też ma anioła.
No tak, anioła Gienia. Nie wiem, czy mu się to imię podoba, ale chyba tak, bo bardzo się o nasz miesięcznik troszczy.

– Tak bardzo, że nam Księdza zabierają. Czy Ksiądz zniknie z „Małego Gościa”?
Karykatura na drugiej stronie zniknie, ale mój duch będzie się nad „Małym Gościem” unosił.

– I patrzył nam na ręce?
Może nie aż tak. Ale kiedy zauważę, że „Mały Gość” zamierza być smutniejszy, wtedy zacznę straszyć.

– Świetny pomysł, bo jak ktoś straszy, to zaraz się człowiekowi wesoło robi.
No to wyślę redaktorów na leczenie do Centrum Zdrowia Małego Smutasa.

– Chyba nie będzie trzeba. Przy redagowaniu też bywa zabawnie. Niech Ksiądz opowie o najśmieszniejszych wpadkach przy robieniu „Małego Gościa”.
Najśmieszniejsza była pomyłka w materiałach roratnich dla księży. W którymś dniu była mowa o Michale Aniele, który zrobił projekt Bazyliki św. Piotra w Rzymie, zastrzegając, że nie weźmie za to ani grosza. I potem były pytania do dzieci. Jedno z nich brzmiało: „Co dostał Michał Anioł za projekt Bazyliki?”. Miało być, że nic nie dostał. Ale omyłkowo wskoczyła w to miejsce komenda dla komputera i wyszło „auto”.

– Znaczy, że Michał Anioł za projekt dostał auto?
Najwyraźniej.

– Właściwie należało mu się. Ale wróćmy do Księdza. Smutno Księdzu odchodzić?
Strasznie. Bardzo lubiłem wymyślać kolejne numery. Obiecuję, że z oddalenia też będę to robił. Nawet gdybyście mnie chcieli wyrzucić z „Małego Gościa”, nie pozwolę.

– To chciałem usłyszeć.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.