Czemu dzieci umierają

Mędrzec Dyżurny

|

MGN 12/2005

publikacja 25.03.2012 11:19

Drogi Mędrcze. Dlaczego Pan Bóg pozwala umierać niewinnym dzieciom? Nie rozumiem tego. Miola

Czemu dzieci umierają

Droga Miolu.
Pytasz tak, jakbyś uważała, że ludzie umierają za karę. Ale wiesz przecież, że kto umiera w Bogu, ten idzie do nieba. W takim razie śmierć nie jest żadną karą, tylko bramą do czegoś bardzo pięknego, co już nigdy się nie skończy. Co to za kara, musieć przejść przez bramę, za którą czeka szczęście takie, że nawet nie da się tego opowiedzieć? Piszesz „niewinne dzieci”. No właśnie. Skoro są niewinne, to nawet nie ma wątpliwości, że pójdą prosto do nieba. Skoro i tak wszyscy musimy umrzeć, to właściwie nie ma większej różnicy, w jakim wieku to nastąpi. Ważne, żeby człowiek nie próbował o tym decydować, tak jak to robią ludzie zabijający dzieci nienarodzone albo ci, którzy chcą skracać życie chorym.

To trzeba zostawić Bogu. Jeśli On zdecyduje o czyjejś śmierci, to – choć to boli – widocznie tak jest lepiej. Myślę, że prawdziwą karą byłoby, gdybyśmy na tym świecie w ogóle nie umierali. Wyobrażasz to sobie? Wiecznie byśmy się starzeli – bo wszystko, co istnieje w czasie, musi się starzeć – a ciągle byśmy sterczeli na tej ziemi. Poznalibyśmy już wszystko, zakosztowali wszystkiego, nie bawiłaby nas już żadna rozrywka, ale my nawet z nudów nie moglibyśmy umrzeć. Tak więc to, co my nazywamy śmiercią, jest konieczne i całe szczęście, że nas spotyka. Tylko w ten sposób możemy znaleźć się w świecie, w którym każdy jest u siebie, gdzie dla nikogo nie braknie miejsca, gdzie nikt nie cierpi i nikt się nie starzeje. Tam ci, których pożegnaliśmy jako niewinne dzieci, przywitają nas jako święci ludzie.

Piękni, dojrzali i mądrzy. Okaże się wtedy, że nie stała im się żadna krzywda. Problem jest tylko taki, że ta brama jest z ziemskiej strony strasznie brzydka i ciasna. Nawet samo podejście do niej jest bolesne. Ale to podejście to nie śmierć, tylko umieranie. Ono najbardziej nas przeraża, bo wiąże się z cierpieniem. Potem nie widzimy, co dzieje się z duszą, widzimy za to martwe ciało, płacz bliskich i grób. To wszystko tak fatalnie wygląda z powodu grzechu, do którego mamy skłonność od czasu upadku Pierwszych Rodziców. Im kto więcej grzeszy, tym bardziej się nadyma.

Nic potem dziwnego, że tacy nadęci ludzie mają wielki kłopot, żeby przedostać się przez tę bramę. A małe dzieci przechodzą bez większego kłopotu, bo są małe. I nie muszą iść potem do żadnej łaźni, bo są czyste. Czyli święte. A tylko święty człowiek może być w niebie. Kto nie był taki w chwili śmierci, musi się uświęcić w czyśćcu, co pewnie często się zdarza dorosłym. Tak naprawdę więc nie jest problemem to, że umierają niewinne dzieci, ale to, że dorośli nieraz umierają winni.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.