Zwierzynieckie panny

Gabriela Szulik

|

MGN 10/2005

publikacja 24.03.2012 19:20

Piszą listy, telefonują albo przychodzą osobiście i proszą. Wiedzą, że norbertanki będą się modlić. O czyjeś nawrócenie, o pracę, o przywrócenie komuś dobrego imienia, o narodzenie dziecka, o szczęśliwą operację.

Zwierzynieckie panny Tuż nad Wisłą, przy drodze na Śląsk stoi twierdza - jak mówią – największa w Krakowie po Wawelu. To klasztor sióstr norbertanek na Zwierzyńcu. Perełka Krakowa. fot. AGENCJA GAZETA / ANDRZEJ WIŚNIEWSKI

Takich miejsc, gdzie modlitwa trwa na okrągło, jest w Polsce ponad osiemdziesiąt. To klasztory klauzurowe*. W jednym z nich, na Zwierzyńcu w Krakowie, mieszkają norbertanki. Jest to najstarszy żeński klasztor w Polsce. I choć nie omijały go dziejowe burze, siostry norbertanki żyją w nim nieprzerwanie od ponad ośmiuset lat.

Uzdrowienie Oli
Do furty* zwierzynieckiego klasztoru wchodzi się z pięknego, starego, brukowanego dziedzińca. Za niewielkim oknem z kratą, przychodzących wita uśmiech norbertanki. Już po chwili siostra prowadzi do rozmównicy*. Trzeba czekać. Matka przyjdzie. Na stoliku dwie księgi. W jednej niemal same podziękowania. Jedne krótkie. Inne, jak to od rodziców Oli, zapisane drobnym maczkiem niemal na dwóch stronach. Dziękują za cudowne uzdrowienie córki. Ola choruje na skomplikowaną chorobę tarczycy. Na dodatek kilka lat temu obok tarczycy pojawił się guzek. Lekarze radzili: „Usunąć. Może stać się groźny”. Czas uciekał, a operację ciągle przekładano. Z różnych powodów. A to Ola gorzej się czuła, a to miała jakieś ważne zajęcia w szkole. Tymczasem rodzice ciągle się modlili. Gdy w końcu po dwóch latach zdecydowano o operacji, lekarze stwierdzili, że guzka, który był wyczuwalny nawet palcami... nie ma.

Zosia z Krakowa
– Takich podziękowań jest bardzo dużo – do rozmównicy wchodzi matka Paula. – Właśnie wczoraj, we wtorek, kiedy zwykle mamy nowennę do bł. Bronisławy, mieliśmy ich cały worek. Dziękowano za otrzymaną pracę, za szczęśliwą operację, za zdane egzaminy, za obronę pracy magisterskiej. Siostra Paula jest matką przeoryszą, czyli przełożoną sióstr. Mimo że krakowianka, norbertanek nie znała. Dowiedziała się o nich dzięki sąsiadce. – Chodziłyśmy na spacery w pobliże Kopca Kościuszki. – opowiada. – Tam spotykałyśmy siostry pracujące w polu, przy sianie. Wtedy dopiero dowiedziałam się, że to norbertanki i że mieszkają na Zwierzyńcu. Coś kilkunastoletnią wtedy Zosię do nich ciągnęło. Przychodziła coraz częściej, słuchała jak siostry się modlą, jak śpiewają. Przyglądała się, co robią. Aż w końcu kiedyś w pierwszych dniach września przyszła i została na stałe. – Miałam wtedy 18 lat. Od razu po maturze – uśmiecha się matka Paula.

Bez miłości – trudne
Zosia zdecydowała, że będzie żyć inaczej niż koleżanki. Nie jest wyjątkiem. Takich jak ona, są tysiące w dziesiątkach klasztorów. Ale oprócz osobistej decyzji każdej dziewczyny, jest też powołanie. – Bez powołania, bez miłości do Jezusa, nikt by w klasztorze nie wytrzymał – mówi matka Paula, która u norbertanek jest już czterdzieści lat. – Bez powołania życie zakonne będzie ciężarem. To tak samo, kiedy się kogoś bardzo kocha, wtedy nic nie jest trudne. Nawet wstawanie w środku nocy. Norbertanki zaczynają dzień o piątej rano. Pół godziny później są już w kaplicy. W ciągu całego dnia około pięciu godzin modlą się wspólnie. Oprócz tego w czwartki przez cały dzień adorują Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Wtedy zmieniają się co godzinę. Nie muszą nerwowo spoglądać na zegarek, bo o określonych porach woła je dzwon. – Kiedy się odzywa – opowiada siostra – zostawiamy to, co akurat robimy i idziemy albo do kaplicy, albo do refektarza*. A co robią siostry, kiedy się nie modlą? – Jedne zajmują się kościołem (układają kwiaty, przygotowują obrusy na ołtarze, alby dla księży), inne pracują w ogrodzie, jeszcze inne w archiwum. Właśnie teraz tworzymy nowy katalog w bibliotece – opowiada matka Paula. – A po obiedzie mamy rekreację, czyli czas, kiedy możemy dłużej porozmawiać z siostrami, przekazać korespondencję, opowiedzieć o tym, co się wydarzyło.

Nowe dziewczęta
Przez całe lata, norbertanki prowadziły szkołę klasztorną, przedszkole i ochronkę dla dzieci. Pięćdziesiąt lat temu, kiedy komuniści zabierali to, co chcieli i komu chcieli, norbertankom też odebrali najpierw szkołę, a po jakimś czasie również przedszkole. Siostry, jak tylko umiały, wykorzystując wszystkie swoje talenty, zarabiały na utrzymanie. Haftowały obrusy, ornaty, a nawet stroje krakowskie. Robiły swetry i... laleczki kukiełkowe do teatrzyków zwanych TyciTyci. – Łączyły poszczególne elementy – opowiada matka Paula – odpowiednio malowały lalki i ubierały w sukienki. – Jako dziecko, w piątej klasie grałam w takim teatrzyku – wspomina siostra. – Nie wiedziałam, że po latach sama będę dla tego teatrzyku robić lalki. Siostry przez piętnaście lat tworzyły kukiełkowe postacie. Dziś na Zwierzyńcu mieszka 28 norbertanek. – Może przyjdą jakieś nowe dziewczęta? – uśmiecha się przyjaźnie matka Paula. – Wtedy klasztor odżywa – dodaje.

* Klauzura – zamknięta część klasztoru. Czasem oddzielona kratą od świata zewnętrznego.
* Furta – drzwi prowadzące do klasztoru.
* Rozmównica – miejsce w klasztorze, gdzie przyjmuje się gości.
* Refektarz – miejsce, gdzie zakonnicy jedzą posiłki.
* Kasata zakonów – likwidowanie klasztorów.  W wyniku kasaty w zaborze pruskim bez zgody władz kościelnych skasowano 120 klasztorów męskich i 66 żeńskich, w zaborze rosyjskim 423 męskie i 76 żeńskich, w Królestwie Polskim 186 męskich i 17 żeńskich, a w zaborze austriackim 165 męskich i 27 żeńskich.

Założycielem norbertanek jest św. Norbert, z pochodzenia Niemiec (1080-1134). Był dobrze wykształcony. Któregoś dnia, podczas przejażdżki konnej, piorun uderzył tak blisko, że Norbert spadł z konia i stracił przytomność. Po tym wydarzeniu dużo się modlił i zastanawiał, co powinien robić. Poczuł, że powinien zmienić swoje życie. Zaczął przygotowywać się do kapłaństwa. Zrzekł się swojego majątku i po święceniach wędrował od wsi do wsi ucząc o Jezusie. Wkrótce dołączyło do niego 40 młodych ludzi.

Spodobało im się życie Norberta i razem, w Noc Bożego Narodzenia, złożyli śluby zakonne. Obiecali Panu Bogu, że chcą żyć tylko dla Niego. Niedługo potem pojawiły się dziewczęta, które chciały żyć podobnie. Tak powstały żeńskie i męskie klasztory norbertanek i norbertanów. Czterdzieści lat później, w 1162 roku, norbertanki były już w Krakowie. Przyszły do Polski z Doksan, spod czeskiej Pragi.

Klasztor ufundował rycerz, Jaksa Gryfita. Siostry norbertanki przeżyły tu ciężkie chwile: najazdy tatarskie, najazd szwedzki, kasaty klasztorów, a mimo to klasztor trwał. Podczas najazdu tatarskiego przełożoną norbertanek była właśnie Bronisława, pochodząca ze Śląska Opolskiego. Dziś błogosławiona. Wyprasza norbertankom i wszystkim proszącym to, czego potrzebują. Do kasaty zakonów* (na początku XIX wieku) w Polsce było 11 klasztorów norbertanek. Teraz są dwa. W Krakowie na Zwierzyńcu i w Imbramowicach (odszukaj na mapie Polski na str. 16-17).

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.