Odmawiam

MGN 10/2005

publikacja 24.03.2012 19:12

Grzegorz Górny * Janusz Poniewierski * Dominika Szczawińska

Grzegorz Górny   Grzegorz Górny
redaktor naczelny tygodnika „Ozon”
fot. WOJCIECH RADOMSKI
Grzegorz Górny

redaktor naczelny tygodnika „Ozon”

Staram się zawsze nosić różaniec ze sobą i kiedy czas na to pozwala, modlić się. Najczęściej jest to podczas jazdy samochodem. Modlitwę różańcową poznałem jeszcze jako dziecko. Potem przez wiele lat się nie modliłem i w końcu znów do różańca powróciłem.

Wielką pociechą były dla mnie słowa małej Teresy od Dzieciątka Jezus, która powiedziała, że nie odmówiła w swoim życiu ani jednego różańca bez rozproszenia. Mnie też zdarza się często, że myśli uciekają. Jednak różaniec to dla mnie czas spotkania z Bogiem.

Zdarzało się, że kiedy prosiłem o natchnienia zgodne z Jego wolą, wtedy najlepsze rozwiązania przychodziły właśnie podczas modlitwy różańcowej. Czuję wyraźnie różnicę w przeżywaniu dnia, kiedy pomodlę się na różańcu i kiedy się nie pomodlę. W tym drugim przypadku wszystko idzie jakby na przekór, a ja sam mam mniej cierpliwości i spokoju ducha.



Janusz Poniewierski   Janusz Poniewierski
dziennikarz, autor książek o Janie Pawle II
fot. DARIUSZ MALAK
Janusz Poniewierski

dziennikarz, autor książek o Janie Pawle II

Od wielu lat noszę przy sobie mały różaniec – dziesięć drewnianych paciorków z krzyżykiem. Lubię mieć go w ręku – szczególnie wtedy, gdy się czegoś boję albo kiedy jestem zdenerwowany. Dotykam wtedy krzyża, przesuwam paciorki, a w głowie kołacze jedna myśl: „Jezu, ratuj! Jezu, ufam Tobie. Panie, zmiłuj się nade mną”. Tylko tyle. Bywa, że nie stać mnie na więcej.

Tybetańscy mnisi używają do modlitwy młynków, których trzeba po prostu dotknąć i je obrócić. Kiedyś mnie to dziwiło. Pytałem: co to za modlitwa, w której umysł nie kieruje się ku Bogu? Dziś nie zadaję już takich pytań. Sam jestem często tak zagoniony, zmęczony, że zaczynam reagować jak dziecko, które w niebezpieczeństwie biegnie do mamy. Albo jak taternik chwytający linę.

Zaciskam dłoń na krzyżu i wiem, że się nie zawiodę. A co z modlitwą różańcową? No cóż. Skłamałbym, gdybym powiedział, że regularnie modlę się na różańcu. Bywa, że nie mam na to siły, że jestem znużony, rozkojarzony. Ale przychodzi moment, że budzi się we mnie pragnienie różańca.

Wtedy modlę się dużo i zachęcony listem Jana Pawła II o różańcu, wymyślam i rozważam zupełnie nowe tajemnice (Stworzenie, Przymierze, Jezusowe spotkania z ludźmi itp.). To mija, ale nie rozpaczam z tego powodu, bo różaniec jest dla mnie środkiem do CELU. Nie jedynym. Jednym z wielu.



Dominika Szczawińska   Dominika Szczawińska
dziennikarka Radia eM
fot. HENRYK PRZONDZIONO
Dominika Szczawińska

dziennikarka Radia eM

Różaniec jest dla mnie wciąż modlitwą trudną. Nie nauczyłam się jej w domu. Rodzice oczywiście klękali ze mną do modlitwy, uczyli mówić Panu Bogu o wszystkim, ale po różaniec sięgnęłam znacznie później. Było to na rekolekcjach oazowych.

Po wieczornej modlitwie w kaplicy zostawali ludzie z różańcem w dłoni. Podpatrywałam ich i też próbowałam, ale szło mi opornie. Co chwilę myślałam o czymś innym. Kiedy złapałam się na tym, cofałam koraliki i z uporem próbowałam raz jeszcze. Dużo czasu minęło, aż uznałam tę modlitwę za swoją.

Tak naprawdę jej sens odkryłam dopiero w Medjugorie. Tam zrozumiałam, że w tej modlitwie nie jestem sama, że trzeba zaufać Matce Bożej, że Ona chce mi pomóc, że poprowadzi moje prośby, bo lepiej widzi to, co ważne. Mam zawsze przy sobie różaniec.

Czasem odmówię tylko dziesiątkę, czasem cały. Czasem zatrzymuję się w kościele, kiedy indziej modlę się w drodze. Jest dla mnie modlitwą ratunkową! Różaniec biorę do ręki, gdy mi trudno, gdy nie wiem, jak się modlić. Mam wtedy przed oczami fresk Michała Anioła z Kaplicy Sykstyńskiej, gdzie grzesznik wyciągany jest ku górze na różańcu właśnie!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.