Ale się popisałem

MGN 09/2005

publikacja 24.03.2012 14:52

ks. Marek Gancarczyk * Magdalena Stużyńska * Agnieszka Dymecka * Jarosław Gugała

ks. Marek Gancarczyk   ks. Marek Gancarczyk
redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”
fot. JÓZEF WOLNY
ks. Marek Gancarczyk

redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”

O, tak! Wiele razy się popisałem. Choćby teraz, pozując naszemu fotografowi, chwyciłem „Gościa Niedzielnego” do góry nogami. Ale to jeszcze nic. Na samą myśl o innych moich wpadkach jeszcze dzisiaj robi mi się gorąco.

Ot, chociażby w czasie kolędy. Była to jedna z moich pierwszych tras kolędowych, więc byłem jeszcze trochę zagubiony i przestraszony. Wchodzę do mieszkania, rodzina świetnie przygotowana.

Mama, tata i dwie dorastające córki elegancko ubrani serdecznie mnie witają. Na stole biały obrus, palą się świece, leżą dwa zeszyty do religii. Pobożnie się modlimy, potem zaczynam rozmowę. Tatę pytam o pracę, mamę o to, czy córki są grzeczne. Atmosfera znakomita. Wreszcie zaczynam rozmowę z córkami. – A kto ciebie uczy religii? – pytam jedną z nich. Nie słyszę odpowiedzi.

W pokoju zapada kłopotliwa cisza. Dziewczyny znacząco spoglądają na rodziców, oni na mnie. – Czyżbym o coś głupiego zapytał? – błyskawicznie próbuję analizować sytuację. I wtedy jak grom z jasnego nieba spada na mnie straszna myśl: przecież to JA ją uczę religii!

Od razu przeprosiłem i próbowałem się tłumaczyć, że w szkole uczę dopiero od czterech miesięcy, że mam kilkuset nowych uczniów, ale i tak jak najszybciej się pożegnałem i ze wstydem wyszedłem z tego domu. Muszę dodać, że dziewczyny nie obraziły się na mnie.

 

Magdalena Stużyńska   Magdalena Stużyńska
aktorka
fot. PAT
Magdalena Stużyńska

aktorka

Moja wpadka? Oczywiście, że miałam. Kręciliśmy w „Złotopolskich” scenę, w której jechałam samochodem. Było to na wsi, przed sklepem.

Scena była o tym, że Marcysia pokłóciła się z Zenkiem. Wściekła, miała trzasnąć drzwiczkami samochodu i z piskiem opon odjechać sprzed sklepu.

A ponieważ nie jestem kierowcą i nie mam zdolności motoryzacyjnych, a samochodu, który miałam prowadzić, dobrze nie znałam, zamiast jedynki wrzuciłam wsteczny i... z wielką siłą wjechałam w ławeczkę, która stała za samochodem.

Na szczęście odległość nie była duża, a ławeczka była rekwizytem, więc samochód specjalnie nie ucierpiał.

Tylko ławeczka się rozsypała, ale szybko ją poskładali.

 

 

 

 

 

Agnieszka Dymecka   Agnieszka Dymecka
telewizyjna prezenterka prognozy pogody
fot. JAN BOGACZ / PAT
Agnieszka Dymecka

telewizyjna prezenterka prognozy pogody

W zeszłym roku, w ostatnim dniu przed moim urlopem, podczas podawania prognozy pogody zepsuło się jedno z urządzeń w studiu. W pewnej chwili, kątem oka zauważyłam w podglądzie, że moja postać robi się na wizji najpierw cała czarna, a potem jak pył rozwiała się w powietrzu. Po chwili wróciłam na wizję, ale tym razem na tle map pogody byłam cała żółta. Od czubka głowy po buty.

Na dodatek tego dnia miałam żółtą sukienkę. Bardzo często zdarzają się też pomyłki słowne. Na przykład kiedyś zamiast powiedzieć: powietrze atlantyckie, powiedziałam: powietrze atmosferyczne. Innym razem nie mogłam sobie poradzić z jednym zdaniem. Było to latem.

Miałam powiedzieć, że od kilku dni w Europie Zachodniej pada tak ulewny deszcz, że spowodował powódź. Nie wiem, dlaczego słowo „spowodować” łączyło mi się ciągle ze słowem „gołoledź”.

Nie mogłam z tego wybrnąć. Kiedy kolejny raz się poprawiałam i znów powiedziałam, że deszcz powoduje gołoledź, śmiali się już nawet koledzy za kamerami. W końcu wybrnęłam z tego, ale tego dnia zakończyłam prognozę pogody ze śmiechem.

 

Jarosław Gugała   Jarosław Gugała
telewizyjny prezenter „Wydarzeń”
IGOR MORYE / AGENCJA GAZETA
Jarosław Gugała

telewizyjny prezenter „Wydarzeń”

Kiedyś – było to jeszcze w I Programie Telewizji, w redakcji Wiadomości – wszedłem do studia w ostatniej chwili. Krzesło, na którym miałem siedzieć, było takie z regulowaną wysokością.

Przede mną siedział na nim chyba ktoś dużo lżejszy ode mnie, bo w chwili, kiedy już zaczynała się tak zwana czołówka i miałem wchodzić na wizję, poczułem, że... opadam. Krzesło obniżyło się do poziomu blatu biurka. Nie było już ani chwili na podnoszenie, więc musiałem udawać, że siedzę na krześle.

Czytałem pierwszą wiadomość i „wisiałem” nad krzesłem. Dopiero gdy poszedł materiał filmowy, mogłem sobie poprawić siedzenie. Innym razem, zamiast przeczytać wiadomość, że siedem głównych partii tamilskich nie potrafi się dogadać, przeczytałem, że siedem głupich partii tamilskich nie potrafi się dogadać. Dobrze, że nie chodziło o nasze polskie partie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.