Ciężkie pożegnanie

Franek Fałszerz

|

MGN 07-08/2005

publikacja 05.06.2012 09:03

Ford Madox Brown (1821-1893), „Ostatnie spojrzenie na Anglię”, 1855

Popatrzcie, jakie smutne spojrzenia ma tych dwoje. Kto wpatrzy się w ten obraz, zacznie im współczuć. Poczuje chłodny i porywisty wiatr, który przenika ich ciała. Po grubych ubraniach i skuleniu ramion widać, że chłodny, a że porywisty, możecie poznać po kształcie parasola, rozwianym szalu kobiety, a nawet po przywiązanym do guzika kapeluszu mężczyzny. Gdyby kapeluszowi nie groziło odfrunięcie, to by nie był przywiązany. W tle widać spienione grzywy fal, domyślić się więc można, że wszyscy obecni na obrazie ludzie znajdują się na statku. Potwierdzają to jeszcze inne, bardzo szczegółowo namalowane elementy, na przykład biała szalupa za głową mężczyzny. Odczytać można na niej nawet nazwę statku. Bohaterowie obrazu, jak domyślacie się na podstawie tytułu, patrzą na oddalające się wybrzeże Anglii.

Patrzą pewnie po raz ostatni w życiu, bo ich podróż ma zakończyć się dopiero w Australii. W tamtych czasach – a było to 150 lat temu – to była odległość kosmiczna. Kto wtedy osiedlał się z drugiej strony kuli ziemskiej, raczej musiał zapomnieć o stronach rodzinnych. Musiał się też pożegnać z nadzieją na kontakt z kimkolwiek z dawnych znajomych. Nie było przecież telefonów, a tym bardziej Internetu. Można było wysłać list. Może dotarłby do Australii za jakieś pół roku, ale nie wiadomo, czy znalazłby się jakiś listonosz i czy on z kolei znalazłby adresata. To wszystko sprawiało, że taki wyjazd był dla emigrantów trochę jak śmierć. Musieli zostawić prawie wszystko, co kochali i wyruszyć w nieznane.

FORD MADOX BROWN (1821–1893)   FORD MADOX BROWN (1821–1893)
To właśnie przydarzyło się przyjaciołom autora obrazu, państwu Woolnerom, bo tak nazywali się przedstawieni tu małżonkowie. Płynie z nimi też ich małe dziecko, co można zauważyć po paluszkach wystających z dłoni pani Woolnerowej. Prawdopodobnie do palców jest dołączona ręka, do niej zaś cała reszta, ale nie widzimy jej, bo matka owinęła dziecko pledem. Przecież nie woziłaby taki kawał drogi samej ręki. Ja tu się wygłupiam, a sprawa jest poważna. Skoro ktoś w takich warunkach zdecydował się wyjeżdżać na koniec świata, to znaczy, że musiał. Faktycznie, Thomas Woolner, rzeźbiarz należący do kręgu angielskich prerafaelitów, musiał wyjechać. Nie miał z czego żyć, a tym bardziej utrzymać rodziny.

Wyjazd na słabo zamieszkany kontynent wydawał się jedyną szansą na lepsze życie. Wielu się wtedy na taki krok decydowało. Jak domyślacie się na podstawie tytułu, emigranci patrzą na oddalające się wybrzeże Anglii. Dlatego są tacy smutni. – Z powodu Anglii to ja bym się nie smucił – powie może któryś z moich smoków. No tak, ja pewnie też nie, ale oni byli Anglikami. Pomyślcie, jakbyście się czuli, po raz ostatni widząc ze statku oddalające się szczyty Tatr? Prawdopodobnie jak fenomenalni dalekowidze, bo żeby z Bałtyku widzieć Tatry, to niezły wyczyn. Ale ja znowu nie o tym, co trzeba. A trzeba by trochę o Fordzie. Nie o samochodzie, tylko o malarzu Fordzie Madoksie Brownie, który ten obraz zmalował. Nie chciałbym was jednak zanudzać jakimiś datami i nazwami szkół, które skończył.

Dlatego nie napiszę nawet, że kształcił się w Brugii i Gandawie, że w Rzymie poznał nowy sposób malowania, który wpłynął na jego styl. Nie wspomnę, że malował podobnie jak prerafaelici, że stworzył wiele obrazów historycznych i religijnych. Po co wam to wszystko wiedzieć. Dlatego nawet przez myśl mi nie przejdzie pisać, że żył w latach 1821– –1893. Zresztą po co, skoro jest to już napisane na żółtym pasku pod portretem. Tak samo nie uważam za właściwe męczyć was informacją, że pan Brown nie był za życia specjalnie ceniony. Za to po śmierci bardzo. Ale po co miałbym wam o tym pisać. Wy przecież jesteście cenieni już za życia. Przynajmniej przeze mnie. Fałszerstw jest dziesięć. Na wakacje jak znalazł. Albo nie znalazł.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.