Wielka podróż Tereski

Marcin Jakimowicz

|

MGN 07-08/2005

publikacja 23.03.2012 21:23

Zamknięta za grubymi murami klasztoru, przez całe zakonne życie nie ruszyła się z miejsca. Dziś jest patronką misji i podróżuje po całym świecie. Do tej pory odwiedziła kilkadziesiąt krajów. W tym roku zawitała do Polski.

Wielka podróż Tereski

Czy to nie przesada? Jak to możliwe, by ktoś, kto nie wysunął czubka nosa poza klasztor opiekował się misjonarzami jeżdżącymi na krańce świata? Przecież Teresa Martin nigdy nie była w Chinach, nie pracowała w sięgających nieba Andach, ani nie karmiła głodnych mieszkańców afrykańskich wiosek. Już wyjaśniam... To dlatego, że święta Teresa Martin, zwana popularnie Małą Tereską albo świętą Teresą od Dzieciątka Jezus, przez całe życie oprócz tego, że gorąco modliła się za świat, marzyła o podróżowaniu. Pisała nawet w swoim pamiętniku: „Pomimo swojej małości chciałabym (...) być Apostołem, przemierzać świat głosząc Twoje imię i postawić na ziemi niewiernych Twój zwycięski Krzyż”. Dziś spełnia się jej pragnienie.

Nie wciśniesz szpilki
Zakładka, która znalazła się w majowym numerze „Małego Gościa” pokazywała Małą Tereskę, która odkryła, że nawet najmniejsze i najbardziej nudne rzeczy mogą mieć dla Pana Boga kolosalne znaczenie. Przykład? Kiedyś zmęczona zasnęła w czasie adoracji Najświętszego Sakramentu. – Jak tak można? – oburzały się siostry. – Zasnęłam sobie przy Panu Jezusie – uśmiechnęła się święta. Wiedziała, że niewiele potrafi ofiarować Panu Jezusowi, więc kiedy pewnemu misjonarzowi obiecała modlitwę, postanowiła w jego intencji spacerować po ogrodzie. Ze zwykłego podniesienia szpilki, potrafiła uczynić dar dla Pana Boga.

Dziś spaceruje po polskich ulicach, a na spotkaniach z jej relikwiami panuje taki tłok, że często nie można nawet wetknąć szpilki! Niewinny początek Relikwie Tereski od Dzieciątka Jezus zawitały do Polski na początku maja. To już jedenasty rok wielkiej podróży przez świat. Zaczęło się niewinnie, w 1994 roku we Francji. Na pomysł peregrynacji relikwii świętej Teresy wpadł ksiądz Rajmund Zambelli, rektor bazyliki w Lisieux. Niektórzy znają go dobrze, bo napisał jeden z listów roratnich. Początkowo trasa miała być jedynie pamiątką setnej rocznicy śmierci świętej, ale potem przekształciła się w ogromną podróż misyjną po całym świecie. – Nikt nie przypuszczał, że tak się stanie – opowiada biskup Lisieux, Guy Gaucher. – U nas, we Francji, niewiele osób chodzi do kościoła – dodaje. – Baliśmy się, że peregrynacja będzie dla ludzi czymś przestarzałym i niezrozumiałym. A tu okazało się, że na spotkania przychodziły tłumy.

Po kraju nad Sekwaną Tereska zawitała do Belgii, Luksemburga, Niemiec i Włoch. W 1997 roku ponownie przyjechała do Paryża. Akurat trwały Światowe Dni Młodzieży. Na rozpalonych słońcem placach miasta modliło się milion młodych ludzi z całego świata. Pierwsza witała Faustyna Relikwiarz, w którym podróżują szczątki świętej Teresy od Dzieciątka Jezus, ma półtora metra długości i metr szerokości. Tam, gdzie się pojawia, wywołuje ogromny entuzjazm i ożywienie religijne, rodzą się powołania kapłańskie. Ludzie czuwają przy relikwiach nawet w nocy. Śpiewają, zrzucają z samolotów płatki róż, tańczą i wypuszczają kolorowe petardy. W Stanach Zjednoczonych relikwie przyjmowało ponad milion osób. Na początku peregrynacji po Polsce Teresa odwiedziła w krakowskich Łagiewnikach siostrę Faustynę. – To było bardzo ważne spotkanie – uśmiecha się biskup Guy Gaucher. – Obie święte opowiadały ludziom o wielkiej Bożej miłości.

Egzamin u kard. Ratzingera
W setną rocznicę śmierci Teresy relikwie trafiły do Włoch, gdzie 19 października 1997 r., w obecności 100 tys. wiernych Jan Paweł II ogłosił ją Doktorem Kościoła. Zwykle taki tytuł przyznawany jest po trzech, czterech wiekach, a Tereska doczekała się tego już po kilkudziesięciu latach. – To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu – wzrusza się biskup Guy Gaucher. – Odprawiałem Mszę świętą u boku Jana Pawła II i powiedziałem sobie: „No, to teraz mogę już umierać”. By zostać Doktorem Kościoła, Teresa musiała zostać „przeegzaminowana” przez wiele watykańskich komisji, w których zasiadali bardzo znani teologowie. Jej pisma uważnie studiował nawet kard. Joseph Ratzinger, dzisiejszy papież Benedykt XVI. Egzamin zdała na piątkę! Po Rzymie na trasie wędrówki znalazły się m.in.: Szwajcaria, Austria, Słowenia, Holandia, Argentyna, Meksyk, Irlandia, Bośnia Hercegowina, Kanada, Australia i wyspy Polinezji i Oceanii, Liban, Irak i Hiszpania.

Więźniowie padają na kolana
W czasie swej podróży święta leciała już wojskowym śmigłowcem, była niesiona na ramionach rosłych żołnierzy. Jechała między ogromnymi drapaczami chmur Ameryki, między lichymi chatkami Syberii i zrujnowanymi domami Bośni i Hercegowiny. Relikwiarz odwiedzał sanktuaria, klasztory, hospicja, a nawet więzienia. Była już w 25 więzieniach świata. W Manili spotkała się z 12 tysiącami więźniów. Był tam blok, w którym zamknięto 900 osób skazanych na śmierć. Relikwiarz nie mieścił się w drzwiach, był zbyt szeroki, pozwolono więc skazanym wyjść na dziedziniec. Padli na kolana i ze łzami w oczach modlili się o zniesienie kary śmierci. Trzy tygodnie później prezydent ustalił, że nie będzie już więcej egzekucji. Gdy relikwiarz zawitał do prażonego słońcem Meksyku, swe bramy otwarło przed nim 12 zatłoczonych więzień. Świadkowie opowiadali o łzach, które towarzyszyły skazanym.

Na krańcach świata
Na moskiewskim lotnisku musiały interweniować żony ambasadorów Gwatemali i Brazylii, by celnicy wpuścili relikwiarz. Udało się, Teresa mogła zawędrować do Sankt Petersburga, a później, jadąc wzdłuż Wołgi i Morza Czarnego przez Syberię, aż do Władywostoku. – Pamiętam też wizytę w Irkucku – opowiada biskup Guy Gaucher. Nie było tłumów. Przyszło niewiele osób, ale te, które przybyły, często jechały pociągami aż 300 km. Wszyscy bardzo płakali. Takie sytuacje pamięta się do końca życia!. Po wizycie w Brazylii, gdzie relikwiarz przyjmowano z prawdziwie południowym rozmachem, biskupi napisali, że „Teresa przeszła między ludem jak misjonarz, przyciągając tłumy do Jezusa i wzbudzając wiarę wśród wielu obojętnych”. – Kto wam przyjdzie w Holandii do kościoła? – kręcili głowami niektórzy. Okazało się, że w Mszy świętej w Nijmegen uczestniczyło dwa razy więcej ludzi niż w czasie Bożego Narodzenia czy Wielkanocy, a księża od wielu lat nie widzieli takich kolejek do spowiedzi. I co? Warto marzyć? Warto. Pan Bóg potrafi spełnić największe pragnienie. Jest jeden warunek: marzenia nie mogą przeszkadzać w drodze do nieba. Bo to najważniejsza wędrówka w życiu. Większa niż zdobywanie oblodzonego Mount Everestu i wędrówki po spalonej słońcem pustyni. Marzysz o czymś? Opowiedz o tym Panu Bogu!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.