publikacja 22.03.2012 00:22
O włos od medalu i tytułu mistrzowskiego byli Robert Korzeniowski, Marcin Horbacz i Vanderlei de Lima. Dlaczego nie stanęli na najwyższym podium?
MISTRZ Z BRĄZOWYM MEDALEM
Vanderlei de Lima AGENCJA GAZETA
Skandal
Szalony kibic ubrany w kilt (tradycyjną szkocką spódnicę dla mężczyzn) i zielony beret przecina na ukos szosę i całym ciałem wpada na Brazylijczyka. Z całej siły popycha prowadzącego de Limę na barierki i przytrzymuje go. Obaj przewalają się na widzów. Przy pomocy kibiców zawodnikowi udaje się uwolnić się z rąk napastnika. Wraca na trasę ze łzami w oczach. Stracił sporo czasu i sił, a przede wszystkim został wybity z rytmu. Zamieszanie kosztowało de Limę utratę pozycji lidera i szansę walki o złoty medal. Ostatecznie Brazylijczyk został brązowym medalistą Igrzysk Olimpjskich. Nigdy nie dowiemy się, czy gdyby nie to dramatyczne zdarzenie, nie zostałby mistrzem olimpijskim.
Fair play
Napastnika od razu aresztowano. Okazał się nim Irlandczyk, Cornelius Horan, który w podobny sposób próbował zakłócić jeden z wyścigów Formuły 1. Ukarano go wysoką grzywną i rokiem więzienia. De Lima ze spokojem potraktował ten przykry incydent. Zyskał tym sympatię całego świata. – Dla mnie nie jest ważne, jaki mam medal. Ważne, że stanąłem na podium – powiedział po biegu Brazylijczyk. – Przez cztery lata ciężko trenowałem i udało mi się – dodał brązowy medalista olimpijski. Brazylijczyka zarówno w Atenach, jak i w swojej ojczyźnie, traktowano jak rzeczywistego zwycięzcę maratonu. Za to, że przyjął przeprosiny Irlandczyka i przebaczył mu, otrzymał specjalny medal „Fair play”, czyli medal Pierre de Coubertin’a, pierwszego organizatora nowożytnych igrzysk. Oprócz tego, Vanderlei de Lima został bohaterem narodowym Brazylii i najlepszym sportowcem roku 2004.
CHODZIARZ SCHODZIARZ
Robert Korzeniowski fot. PRZEMEK WIERZCHOWSKI / PAP
Marcin Horbacz
KUBA ATYS / AGENCJA GAZETA
Marcin Horbacz był liderem olimpijskich zawodów w pięcioboju nowoczesnym w Atenach. Ostatecznie zajął... ostatnie miejsce. Fatalnie wypadł w jeździe konnej, której nie ukończył. Wylosował konia, który nie chciał skakać przez przeszkody.
Słaby Alexsis
Horbacz trafił na Alexsisa II, bardzo słabego konia. Pierwszą przeszkodę pokonał bezbłędnie, ale na kolejnych rozpoczął się dramat zawodnika. Koń nie tylko strącał belki, ale co chwilę się zatrzymywał. Najwyraźniej nie miał ochoty współpracować z Horbaczem. Przed przeszkodą nr 10 (do końca zostało jeszcze kilka) reprezentant Polski zrezygnował z dalszej jazdy. Nie zdobył ani jednego punktu! Stracił szansę na medal i miejsce w czołówce. – Nie załamałem się, bo wiem, jaką pracę wykonałem i ile mnie to kosztowało. Byłem bardzo dobrze przygotowany. Niestety, pięciobój ma to do siebie, że jazda konna to jedna wielka loteria – opowiada Marcin Horbacz.
Nieszczęsna jazda
Nie można mówić, że zawinił zawodnik. W stawce 25 koni zawsze zdarzają się dwa lub trzy słabe wierzchowce. Nawet na Alexsisa nie można się zbytnio gniewać, bo w teście koni przeprowadzonym przed startem w Atenach wypadł nie najlepiej. – Kiedy koń zobaczył na zawodach taką dużą publiczność, po prostu trochę zgłupiał – tłumaczy zawodnik. – Ale taki jest sport – dodaje. – Do końca nie można przewidzieć wyniku. Przez nieszczęsną jazdę konną Marcin Horbacz stracił szansę na złoty medal i tytuł mistrza olimpijskiego. – Już się z tym pogodziłem i próbuję o wszystkim zapomnieć – mówi. Myśli o następnej olimpiadzie w Chinach. Już rozpoczął przygotowania. Wierzy, że tym razem szczęście się do niego uśmiechnie. – W końcu nie można dwa razy trafić na słabego konia –śmieje się niedoszły mistrz.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.