Święta Gianna Beretta Molla

MGN 03/2005

publikacja 20.03.2012 19:17

Zadowolona z życia, zawsze serdecznie uśmiechnięta. Gianna była szczęśliwą mamą i żoną. – To było widać w jej twarzy, w jej oczach, w uśmiechu – opowiada Pietro, żyjący dotąd jej mąż.

Święta Gianna Beretta Molla

Dbała o swój wygląd. Zawsze gustownie i elegancko ubrana, do tego delikatny makijaż. Umiała się cieszyć życiem. Urokiem gór, podróżami, koncertami. Jeździła na nartach, malowała, grała na pianinie. Dobrze prowadziła samochód. Chodziła do kina i do opery. Bardzo lubiła tańczyć.

Potrafiła świętować. Kochała Boga i życie. W listach, które się zachowały, pisze na przykład do męża o specjalnym kremie do opalania, jakiego musiała używać podczas pobytu w górach i o tym, że codziennie chodzi do kościoła, i o tym, że podczas adoracji, czytając

Pismo Święte zrozumiała, że chce być dla niego niewiastą mężną z Księgi Przysłów, której można zaufać. We wszystkim umiała zachować właściwy umiar. Kiedy w parafialnym kościele zmieniono godziny sprawowania mszy z porannych na popołudniowe, jako mama i żona zdecydowała, że w takiej sytuacji nie może chodzić codziennie do kościoła.

W domu ciągle pracowała. – Nie pamiętam – opowiada mąż – by kiedykolwiek odpoczywała w ciągu dnia. Przy tylu obowiązkach każdego dnia miała czas przeznaczony na modlitwę. Wieczorem robiła z dziećmi rachunek sumienia. Rozmawiali o tym, co udało się zrobić dobrego, a co trzeba było jeszcze poprawić.

A potem jeszcze modliła się razem z mężem. Gianna marzyła o wielkiej rodzinie. Nie zraziła się nawet wtedy, gdy dowiedziała, że to będzie dla niej cierpieniem. Zmarła po urodzeniu trzeciego dziecka. Rok temu, w maju, Papież ogłosił ją świętą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.