Świety Ojciec Pio

Franciszek Kucharczak

|

MGN 03/2005

publikacja 20.03.2012 13:05

– Przydarzyła mi się rzecz, której nie umiem wyjaśnić, ani pojąć – pisał młody zakonnik do swojego spowiednika. – Na środku dłoni pojawiło się coś czerwonego wielkości pieniążka. W środku tej czerwonej plamy czuję ostry ból. Najbardziej w lewej dłoni, ale pod stopami też.

Świety Ojciec Pio fot. ARCHIWUM GN

Młodym zakonnikiem był święty ojciec Pio, a to, co się pojawiło na jego ciele, to stygmaty, czyli znaki męki Pana Jezusa. Ojciec Pio otrzymał je tuż po święceniach. Był tak przerażony tym, co się stało, że prosił Jezusa, by te dziwne znaki usunął.

Stygmaty zniknęły, ale ból pozostał. Zakonnik nikomu o tym nie opowiadał, nie chciał sensacji. Kilka lat później, kiedy jak zwykle po rannej Mszy klęknął do modlitwy, ogarnął go dziwny spokój, jakby sen. – Zobaczyłem przed sobą tajemniczą postać – opowiadał ojciec Pio. – Z dłoni, stóp i boku ściekała krew. Jej wzrok mnie poraził. Czułem, że umieram. I byłbym umarł, gdyby Pan nie podtrzymał mojego serca.

Postać zniknęła, a ja zobaczyłem, że na moich dłoniach, stopach i boku były rany i ściekała z nich krew. Tym razem nie dało się już tego ukryć. Wiadomość rozeszła się błyskawicznie. Najpierw wśród zakonników, a potem w całych Włoszech. Do San Giovanni Rotondo, gdzie mieszkał ojciec Pio, przyjeżdżały tłumy ciekawskich. Każdy chciał zobaczyć zakonnika ze stygmatami, z których ciągle sączy się krew.

A ojciec Pio wcale nie chciał się tym chwalić. Nosił nawet specjalne rękawiczki bez palców, żeby przykryć zabandażowane rany. Nie prosił Boga o takie znaki, a gdy je otrzymał, bardziej czuł się zawstydzony niż wyróżniony. Trwało to ponad 50 lat. Stygmaty zniknęły kilka godzin przed śmiercią ojca Pio.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.