O kradzionej róży i tańczącym brzuchu

Marcin Jakimowicz

|

MGN 12/2006

publikacja 18.03.2012 15:03

Jak działa w moim życiu Maryja? Oj, musiałbym pisać i pisać, i pisać. Nie starczyłoby „Małego Gościa”. Dlatego opowiem dwie krótkie historyjki...

O kradzionej róży i tańczącym brzuchu   Marta, która tańczyła w brzuchu mamy, kiedy modliła się za nią Matka Boża fot. MARCIN JAKIMOWICZ Już za kwadrans ruszy modlitwa wspólnoty. Za oknami wybuchł maj: słońce, kwitnące drzewa. A w naszej salce jakoś pusto, łyso. Przydałyby się jakieś kwiatki – pomyślałem. Wszedłem do zakrystii. Nie było nikogo. W ogromnych wiadrach stało kilkadziesiąt róż. Wyglądały ślicznie. – Wezmę jedną. Nikt nie zauważy nawet, że zniknęła – pomyślałem. I wybrałem najokazalszą. – Przecież to nie dla mnie: to kwiat dla Maryi – usprawiedliwiłem się i ruszyłem do salki. Po drodze dopadły mnie wyrzuty sumienia: Maryjo, to Twoja wspólnota, ukradłem dla Ciebie różę. Niby nic wielkiego. A jednak, diabeł tkwi w szczegółach. Czy chciałabyś, byśmy modlili się przy kradzionym kwiatku? Odwróciłem się na pięcie i zaniosłem różę z powrotem. Na szczęście w zakrystii nadal nie było nikogo. Ruszyłem do salki z pustymi rękami, ale lekkim sercem. I wtedy wpadłem na Przemka. Szedł na modlitwę, a w ręce trzymał czerwoną sztuczną różę. – Byłem właśnie w Wesołym Miasteczku i ustrzeliłem ją na strzelnicy – tłumaczył. – Przyda się? – Przyda się – wybąkałem. Maryja sama zadbała o wystrój salki. I co z tego, że kwiatek był sztuczny? Ważne, że ze szczerego serca.

Jasiu Chrzciciel tańczy
Albo inna historia. Gdy spodziewaliśmy się pierwszego dziecka, żona ciągle męczyła mnie pytaniem: „Widzisz, jak mi się brzuch rusza?”. Coś tam się ruszało, ale niewiele. Od pewnego czasu siedziała w nim mała Marta. Kiedyś, gdy wróciłem do domu, zobaczyłem załamaną żonę. – Co się stało? – pytam. – Od kilku dni nie rusza mi się brzuch. A może nasze dziecko nie żyje? – zamartwiała się żona. I wtedy naszła nas myśl (lepiej późno niż wcale): „A może oddać nasze dziecko pod opiekę Maryi?”. – Prosimy Cię, Matko, połóż swe dłonie na główce naszego dziecka i pomódl się nad nim... – prosiliśmy. I wtedy… brzuch Doroty dosłownie oszalał. Dziecko zaczęło w nim skakać jak piłeczka. To techno-party trwało dość pokaźną chwilę. Nas oczywiście zamurowało. O kradzionej róży i tańczącym brzuchu  

Opowiedziałem o tym znajomemu zakonnikowi: – Dziecko jakby tańczyło – mówiłem przejęty. A on zaczął się strasznie śmiać. – Powiedziałeś: „Tańczyło?”. Kiedy Maryja (w ciąży) udała się wysoko w góry do Elżbiety (też w ciąży), to maluteńki Jan Chrzciciel na ten widok zaczął... tańczyć w brzuchu! Ewangelia wspomina to tak: „Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę” (Łk 1, 41). W oryginale zamiast słowa „poruszyło się” jest „tańczyło”! Kto pierwszy wyczuł kilkucentymetrowego Jezusa? Malutki Jan.

A mówili ostatnio w telewizji, że taki płód to właściwie jeszcze nie człowiek. Przecież Elżbieta wydała okrzyk radości dopiero wtedy, kiedy przypomniał jej o tym kopniakiem mały Jan. I wtedy dopiero napełnił ją Duch Święty! Jak pięknie dzieci wyczuwają Boga! A poza tym, która kobieta w ciąży wybiera się w daleką niebezpieczną podróż w wysokie góry? I to po to, by ciężko pracować i służyć? Tylko Maryja. Po tym „skaczącym” wydarzeniu jeszcze kilka razy prosiliśmy o wstawiennictwo Maryję (trochę po to, by zobaczyć ruszający się efekt), ale Ona poznała nasze zamiary i brzuch Doroty już nie szalał. Ale Martą opiekuje się cały czas.

Drobnostki
Mam przyjaciół, którzy dzięki wstawiennictwu Maryi wyszli z wielkich zawirowań: prób samobójczych, depresji. Na przykład Wiesiek. Ponad dwadzieścia lat wstrzykiwał sobie w żyły narkotyki. – Powinien już dawno umrzeć – mówią specjaliści z ośrodków dla narkomanów. A jednak żyje. – Mnie to powinni zanurzyć w formalinie i obwozić po szkołach jako eksponat – śmieje się dzisiaj. Przeżył dzięki wstawiennictwu Maryi. Opowiada o tym na lewo i prawo. Ona zerwała w ciągu sekundy jego nałóg. Dlaczego zamiast tych mrożących krew w żyłach opowieści opisałem dwie inne historie? Bo Maryja działa w codzienności. Jest cicha, pokorna, ale bardzo konkretna. To Ona owijała w pieluszki Jezusa, Ona gotowała mu zupę, Ona prała wybrudzone ubrania. Jest z tobą na każdym kroku. Nie spuszcza z ciebie oka i prosi Boga, by niemożliwe stało się możliwe.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.