Paulina w Anię

Gabriela Szulik

|

MGN 07-08/2006

publikacja 17.03.2012 15:59

Najpierw wołali mnie Marchewa, potem Ruda Wiewióra. Teraz jestem Anią – śmieje się Paulina

Paulina w Anię fot. AGENCJA GAZETA / PAWEŁ SOWA

Ma piegi, rude włosy, szczery uśmiech i wesołe oczy. Mieszka w Ciścu niedaleko Węgierskiej Górki na Żywiecczyźnie. Kończy piątą klasę. Paulina Pajestka wygrała ogólnopolski konkurs na Anię XXI wieku.

Specjalistka
Jesteś identyczna jak Ania z Zielonego Wzgórza. Powinnaś się zgłosić – zachęcała pani od polskiego, gdy tylko dowiedziała się o konkursie. – Nie byłam specjalnie za tym – przyznaje mama – ale Paulina pilnowała terminu. Mamo, już czas wysłać zgłoszenie, przypominała. – Wystarczyło tylko odpowiedzieć na dwa pytania z treści książki, czyli: na jaki kolor Ania zafarbowała sobie włosy i kto w szkole nazywał ją „Marchewką”, napisać, w czym jestem podobna do Ani z Zielonego Wzgórza i dołączyć trzy zdjęcia, jedno portretowe, drugie takie niepozowane w stroju codziennym i trzecie jako bohaterka książki – Paulina opowiada tak szybko, jakby strzelała z karabinu maszynowego. O treść „Ani z Zielonego Wzgórza” można ją zapytać o północy, nawet wyrwana ze snu na pewno nie będzie miała problemu z opowiadaniem. Paulina zna książkę niemal na pamięć. Pierwszy raz poznała Anię Schirley w zerówce. Wtedy czytała jej mama, ale już w drugiej klasie sama zabrała się do lektury. I teraz bardzo chętnie do niej wraca. Zresztą, do tej pory lubią czytać tę książkę razem. – Wzruszamy się zawsze w tych samych miejscach – uśmiecha się mama Pauliny.

Kłopotliwe przewrotki
Paulina uwielbia czytać. Sama też próbuje pisać opowiadania i wiersze. Zgłasza je na różne konkursy i przeważnie jest nagradzana. Należy do kółek: teatralnego, polonistycznego, informatycznego, przyrodniczego. Wszędzie jej pełno. I w szkole, i w parafii. Bardzo dobrze się uczy. – Może w tym roku uda mi się mieć szóstki z polskiego, z przyrody, z angielskiego i z historii – wylicza. – No, a z katechezy to już wiadomo. Paulina świetnie recytuje, lubi śpiewać, choć czasem fałszuje – śmieje się sama z siebie. – Tylko WF-u i matematyki za bardzo nie lubię. Z przewrotkami mam kłopot – mówi. – Nie umiem i już. Paulina lubi chodzić do szkoły, bo lubi spotykać się z klasą. Podobnie jak Ania Schirley ma przyjaciółkę, taką od serca i od sekretów. Znają się już od przedszkola. Ale Paulina jest lubiana chyba przez wszystkich w klasie. Po konkursie cieszyli się z jej nowego tytułu, czekali z gratulacjami. Nawet starsi mieszkańcy Ciśca zaczepiali ją na ulicy i pytali: „A co ty to za nagrodę w tej Warszawie dostałaś?”.

Nagroda za nagrodą
Kiedy już dostałam nagrodę publiczności – opowiada Paulina – wiedziałam, że nie mam szans na pierwsze miejsce. A tu taka niespodzianka. Paulina urzekła chyba jury swoją prostotą i naturalnością. Tym, że była sobą. Nawet sukienki nie miała specjalnej na tę okazję. Dwa lata temu dostała ją od cioci, wisiała gdzieś w szafie. Mama sobie o niej przypomniała i teraz przydała się jak na zamówienie. – Kapelusz, to chyba jej kupiłam, jak miała cztery lata – śmieje się mama. Paulina nie miała wielkiej tremy. Nie bała się pytać, gdy coś było niejasne. Kiedy do jednego z zadań dostała różę i stokrotki, by z tego ułożyć bukiet, głośno się zdziwiła: „Przecież stokrotki nie pasują do róży...”. – Ale jakoś się udało – śmieje się. – Trzeba też było zatańczyć walca, a ja zamiast tańczyć, skakałam jak pchełka. – Zawsze była prawdomówna, otwarta i szczera – mówi mama. – I taka chyba jest. Ma swoje upodobania. Nie zmienia ich pod wpływem koleżanek. Bardziej od dyskotek woli oglądać przedstawienia. Podobnie jak Ania Schirley, chciałaby zostać pisarką, ale nie wiadomo, czy to się jeszcze nie zmieni.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.