Dziecko na pokładzie

Rozmowa Andrzeja Urbańskiego z Markiem Kamińskim, przygotowującym się do rodzinnej wyprawy dookoła świata

|

MGN 07-08/2006

publikacja 17.03.2012 14:33

Sahara, koczownicze plemiona Nomadów, egzotyczne Indie, Japonia, przylądek Canaveral, skąd startują rakiety kosmiczne. To, i jeszcze wiele innych miejsc i ludzi planuje odwiedzić Marek Kamiński, polarnik, zdobywca obydwu biegunów, razem z żoną i dwuletnią córką Polą. Projekt rodzinnej wyprawy dookoła świata Marek Kamiński nazwał „Baby on Board” – „Dziecko na pokładzie”.

Dziecko na pokładzie Marek Kamiński z córką Polą w Tatrach fot. ARCHIWUM FUNDACJI MARKA KAMIŃSKIEGO

– Tym razem wyrusza Pan z rodziną. Czy to będzie trudniejsza wyprawa?
Zdecydowanie tak. Bo trudno wszystko przewidzieć i do wszystkiego się przygotować. Tym bardziej że najważniejszą postacią tej wyprawy będzie nasza córeczka Pola.

– Czy w takim razie Pola będzie decydowała o możliwości dotarcia w różne miejsca na świecie?
Dokładnie tak. Chcemy tak zorganizować podróż, by właśnie Pola była najbardziej zadowoloną osobą. Całą trasę planujemy tak, by to ona z tej wyprawy najwięcej skorzystała. Chcemy spotykać się z ludźmi, z dziećmi. To będzie prawdziwie rodzinna podróż.

– Skąd taki pomysł?
Gdy Pola miała dwa miesiące byliśmy w Kopenhadze. Wędrowaliśmy też razem w Tatrach, odwiedziliśmy Turcję. Okazało się, że można. Tak w głowie mojej żony Kasi, zrodził się pomysł-projekt skierowany do rodziców oraz do wszystkich, których fascynują podróże i odkrywanie świata. Ma on przełamać takie myślenie, że z małym dzieckiem wolny czas można spędzać tylko w domu lub wręcz wyjeżdżać bez dziecka.

– Wyprawa na biegun z Jaśkiem Melą pokazała, że można przekraczać bariery nie do przekroczenia. Co tym razem chce Pan udowodnić?
Często pojawia się schemat, że dziecko jest końcem kariery, końcem aktywnego życia. Chcemy pokazać jak podróżować z małym dzieckiem. Chcemy zachęcić rodziców do wspólnego podróżowania. Chcemy pokazać, że mimo wszystko można podróżować razem. Zobaczymy, czym to się skończy.

– Gdzie chcecie być i co chcecie zobaczyć?
Gdy podróżuje się po świecie, czasami trudno zorientować się, w jakim jest się miejscu. Wszystko jest podobne. Jaka jest na przykład różnica między Géantem w Gdańsku czy Paryżu? Żadna. Nie chcemy podróżować „po powierzchni”. Będzie nam zależało na spotkaniu z człowiekiem. Chcemy podpatrywać, jak w innych miejscach na świecie ludzie wychowują dzieci, jak one są traktowane. Chcemy zobaczyć, jak żyją rodziny w różnych kulturach i religiach. Jak wygląda świat na początku XXI wieku.

– Jak przygotowujecie się do podróży?
Uczymy się z żoną nowych języków: hiszpańskiego, arabskiego, francuskiego. Chcemy poznawać nowych ludzi, ich kulturę, bez pomocy tłumaczy. Staramy się dużo czytać o kulturze miejsc, które chcemy odwiedzić. Musimy być przygotowani. Chcemy być tak off the road – nieco z boku. Przyglądać się miejscom z innej perspektywy. Nie będziemy odwiedzać Nowego Jorku czy Waszyngtonu. Będziemy wybierać to, co najbardziej wartościowe. Chcemy jak najszybciej opuścić Europę. Zaczynamy od Anglii. Potem Kanada, Stany Zjednoczone, Meksyk, Chile i Antarktyda. Pierwsza część projektu ma potrwać półtora roku.

Kiedy wyruszacie?
Najprawdopodobniej w połowie lipca.

– A czym będziecie podróżować?
Jak najbliżej powierzchni ziemi. Czasami samolotem, ale jak najwięcej pociągami, autobusami, wszelkimi środkami lokomocji, także statkiem i pieszo oczywiście.

– Czy jakoś specjalnie przygotowujecie do tej wyprawy Polę?
Żona z córką jest obecnie w Ciechocinku, żeby wzmocnić się przed podróżą. Dziecko potrzebuje spokoju i bezpieczeństwa, by dobrze się rozwijać. Z drugiej strony trudno dziecku zaaplikować jakiś specjalny trening. To nie miałoby sensu.

– A wasz pies?
Zabieramy go ze sobą. Aisha jest świetnym opiekunem Poli, a dodatkowo może sprawić wiele niespodzianek i zabawnych sytuacji.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.