Iwan śmiertelnie Groźny

Franciszek Kucharczak

|

MGN 03/2006

publikacja 16.03.2012 00:03

Gdyby nie ten człowiek, Rosja byłaby dziś innym krajem. Pewnie szczęśliwszym.

Iwan śmiertelnie Groźny   Gdy nastał marzec 1584 roku, car Iwan Groźny był już wrakiem człowieka. Włóczył się jak złowrogi cień po korytarzach Kremla i mamrotał coś do siebie. Co jakiś czas przystawał, jakby próbując sobie coś przypomnieć. Potem pochylał się nad kartami pergaminu i pisał: „100 rodzin w miasteczku koło Moskwy”, „30 mnichów w pskowskim monastyrze”, „Książę Wasyl Staricki, jego żona i dwoje dzieci”. To były wykazy jego ofiar. Potem gońcy wieźli je wraz z bogatymi darami do klasztorów, gdzie mnisi mieli modlić się za zamordowanych. Takich list przybywało i przybywało, a car coraz bardziej zapadał się w siebie. Czasami, ni z tego, ni z owego, mówił do swojego syna, następcy tronu. Tylko że syn nie żył. Iwan zabił go trzy lata wcześniej w furii ciosem okutej żelazem lachy, z którą nigdy się nie rozstawał. Syn ośmielił się czynić mu wyrzuty, że pobił jego oczekującą dziecka żonę, wskutek czego poroniła. Kiedy okrwawiony syn leżał już na ziemi, car opamiętał się, ale było za późno.

Potwory z psią głową
Ze wszystkim było już za późno. Całe Państwo Moskiewskie leżało u stóp strasznego władcy, zastraszone i splądrowane. To była robota opryczników – gotowych na każde łajdactwo najbliższych ludzi cara. „Oprycznik” oznacza wyodrębnionego. Byli wyodrębnieni, bo car ich wyciągnął z zupełnej nędzy, dopuścił do swego otoczenia i dał władzę nad życiem swoich poddanych. Każdy z tych typów spod ciemnej gwiazdy miał na swoim koncie straszliwe zbrodnie. Takich właśnie potrzebował Iwan Groźny. Gnali po kraju z zatkniętą na drzewcu miotłą i głową psa. Miotła oznaczała, że oprycznicy uprzątną ciała wrogów cara, które wcześniej rozszarpią, jak wściekłe psy – stąd psia głowa. Oprycznicy mordowali wrogów prawdziwych lub wymyślonych tak, żeby nie miał się kto po nich mścić. Dlatego po ich „wizycie” przy życiu nie pozostawał nikt – ani starcy, ani kobiety, ani dzieci. Nie było takiego okrucieństwa, jakiego nie dopuściliby się ci ludzie. Sam Iwan chętnie im towarzyszył, bo cieszył go ludzki strach, ból i powoli zadawana śmierć. Nawet samych opryczników potrafił bez powodu zranić lub nawet zabić. Czasem dla żartu – a wtedy obserwatorzy musieli się śmiać. Nie od początku był taki. Gdy objął władzę, radził sobie nieźle. Jego wojska pokonały Tatarów, dotąd wiecznie zagrażających krajowi, otoczył się mądrymi doradcami, zreformował państwo. Jego żona Anastazja miała na niego dobry wpływ. Dzięki niej nieraz ułaskawiał skazanych, wspomagał biednych, a nawet stał się bardzo pobożny. Ale po trzynastu latach wspólnego życia zmarła. Kiedy jej zabrakło, Iwanowi pozostała tylko pobożność. Bardzo dziwna pobożność, bo choć wydawało się, że się modli, poza cerkwią zachowywał się jak najgorszy bandyta. Razem ze swoimi oprycznikami brał udział w nabożeństwach, a po ich zakończeniu ruszał na bezlitosną rzeź. Zaczęło go ogarniać jakieś szaleństwo. Poddani szybko pojęli, że car nie jest tym człowiekiem, co kiedyś. Wtedy dodano mu przydomek „Groźny”.

Iwan śmiertelnie Groźny   Wszyscy się bójcie
W sąsiedniej Polsce szybko zorientowano się, że coś złego dzieje się za wschodnią granicą. Wystarczyło spojrzeć na tłumy uciekinierów. Uciekali prości ludzie, ale i bojarzy, a nawet książęta. Bo Iwan zagrażał wszystkim. Kiedyś kazał staremu księciu Fiodorowowi ubrać się w carskie szaty i usiąść na tronie. Ukłonił się mu nisko, a potem… przebił go sztyletem. „Co daję, mogę i odebrać” – powiedział z szyderczym uśmiechem. Gdy Iwan umierał, miejscowości wokół Moskwy świeciły pustkami. Kto nie uciekł, tego zabito. Wszyscy pamiętali, co car zrobił w Nowogrodzie Wielkim. Mieszkańców tego największego po stolicy miasta kazał wymordować. Powodem miał być list od króla polskiego, który znaleziono w jednej z cerkwi miasta. Wynikało z niego, że Nowogrodzianie chcieli zdradzić cara na rzecz Polaków. List był fałszywy, podrzucony na polecenie Iwana, ale wystarczył, żeby oprycznicy zrobili masakrę, o której jeszcze przez stulecia szeptano ze zgrozą. Po wszystkim w mieście została garstka mieszkańców. Wielu, po tym, co widziało, postradało zmysły. „Wybaczono wam. Módlcie się za moją pomyślność” – powiedział im na pożegnanie car.

Cień na narodzie
Pod koniec życia sumienie zaczęło Iwanowi coś wyrzucać. To dlatego zaczął sporządzać listy swoich ofiar, choć i żal był u niego tak samo dziwny, jak pobożność. Wciąż był niebezpieczny i lepiej było nie wchodzić mu w drogę. Wiosną 1584 roku czuł się coraz gorzej, aż w końcu położył się do łóżka. Kazał sprowadzić wróżbitów, żeby przepowiedzieli mu przyszłość. Ci orzekli, że car umrze 18 marca. Gdy ten dzień nadszedł, car kazał zabić wróżbitów za to, że źle przepowiedzieli dzień jego śmierci. „Dzień się jeszcze nie skończył” – mieli odpowiedzieć. Mieli rację. Nie wiadomo, czy ktoś pomógł wróżbom, czy nie, w każdym razie zanim zaszło słońce Iwan nagle, podczas gry w szachy upadł na łoże z wytrzeszczonymi oczami. Nie żył. Na jego wcześniejsze życzenie dano mu imię zakonne i pochowano go w habicie prostego mnicha. Po śmierci Iwana nastał dla Państwa Moskiewskiego czas strasznej zawieruchy, w której po tron wyciągało się wiele rąk, a ten, kto na tronie zasiadł, rzadko umierał naturalną śmiercią. Choć Rosja z czasem stała się wielkim państwem, w jego obywatelach na zawsze pozostał lęk przed władzą. Nad znękanym ludem na wieki położył się cień Iwana Groźnego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.