Zdążył do nieba

MGN 03/2006

publikacja 15.03.2012 14:35

No kto skomponował tę pieśń? – Georges Fesch przestał śpiewać. – Nie wiesz? Wstyd! Powinieneś być bardziej bystry! No wysilaj się, wysilaj... – ojciec prychnął z ironią.

Chłopak zrobił się czerwony jak burak, zaczęły drzeć mu ręce. Poczuł się bardzo upokorzony. 25 lutego 1954. Pod kantorem kilku ludzi. Jeden z nich, zaciska dłoń na pistolecie. To Jacques. Nie chce nikogo zabić. Rewolwer zabrał jedynie dla zastraszenia personelu. Chce zabrać z kasy pieniądze i jak najdalej zwiać. Chodzi tam i z powrotem przez kilkadziesiąt minut. Koledzy uciekli. Jacques podchodzi do bankiera i uderza go kolbą rewolweru. Napad nic nie dał. Pieniędzy w kantorze nie było. Zakrwawiony mężczyzna pada na ziemię.

Chłopak w panice pociąga niechcący za spust, ale chwyta pistolet odwrotnie i przestrzela sobie dłoń. Ucieka. Rusza pogoń. Widząc przed sobą policjanta przerażony pociąga ponownie za spust. Strzela przez materiał płaszcza. Nie jest dobrym strzelcem, Słabo widzi, po drodze zgubił nawet okulary, a jednak kula trafia prosto w serce.

– Ogłaszam wyrok w sprawie oskarżonego Jacquesa Fescha. Kara śmierci. 27-letni młodzieniec skulił się. Nie widział już sali sądowej, nie słyszał głosów otaczających go ludzi. W jego głowie kołatały tylko dwa słowa: KARA ŚMIERCI. Do celi więziennej zapukał kapłan. – Możemy porozmawiać? – zapytał. – Nie, ojcze. Nie mam wiary, proszę się nie trudzić. Nagle w życiu skazańca wydarzyło się coś, co zdumiało wszystkich. On sam nie potrafił tego nazwać. – W ciągu kilku chwil uzyskałem wiarę – pisze. – Jestem tą samą osobą, co przed tragedią: nadal słabą grzeszną, bezradną, ale poznałem miłość Chrystusa! Nie mogę się doczekać, kiedy wpadnę w Jego ramiona – zapisuje swoje przeżycia w dzienniku.

Dedykuje go sześcioletniej córeczce, Weronice. – Szkoda że nie mogę opisać wszystkich cudów, dać skosztować całej słodyczy Jezusowej miłości. 30 września 1957 roku. Ostatnia noc przed egzekucją. Jacques drżącą dłonią notuje: To już jutro koło czwartej rano. Niech się dzieje wola Pana we wszystkim. Jestem pewien, że Jezus da mi męczeńską śmierć, bym mógł złożyć świadectwo. Mam uwielbić Jego święte imię i wiem, że się tak stanie. Oczy mam utkwione w krucyfiks i nie odrywam wzroku od ran mojego Zbawiciela. Czekam na Miłość. Już za pięć godzin zobaczę Jezusa...

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.