Trzech z fasonem

Franek Fałszerz

|

MGN 01/2006

publikacja 28.05.2020 18:58

James Tissot, Podróż trzech mędrców, 1894

Trzech z fasonem

Wolałbym, żeby obraz, który widzicie poniżej, namalował, dajmy na to, Otto von Bismarck. Dlaczego? A dlatego, że o Bismarcku jeszcze nie pisałem. Niestety, on nie namalował tego obrazu, ani w ogóle żadnego, bo zajmował się czymś  zupełnie innym. Ja zaś chciałem koniecznie zaprezentować Wam ten właśnie obraz, bo Trzej Królowie są na nim przedstawieni bardzo nietypowo. No i pech chciał, że autorem tego malowidła jest James Tissot, a o nim już – i to niedawno – pisałem. Dlatego nie będę powtarzał informacji z jego życiorysu. Nie napiszę, że był Francuzem i w wieku 35 lat wziął udział w Komunie Paryskiej, nie wspomnę, że potem musiał uciekać do Anglii, gdzie nazwano go James.

JAMES TISSOT 1836 – 1902   JAMES TISSOT 1836 – 1902
Muszę tu wyjaśnić, że Francuzi – gdy był daleko – wołali go Jacques (brzmiało to „żak”). Gdy był blisko, to tak samo, ale wtedy nie musieli wołać, tylko mówili mu „żak”. Wyobrażacie sobie? Nic dziwnego, że biedak tego nie wytrzymał i poszedł w komunę. Ale potem, już w Anglii, ochłonął i jako „dżeims” zaczął sobie dobrze radzić. Malował sporo i nawet się to podobało, więc też i pieniędzy miał sporo. Bawił się więc świetnie, aż któregoś dnia samobójstwo popełniła jego zbyt dobra przyjaciółka. Od tego wszystko mu się zawaliło, ale po pewnym czasie z gruzów zaczął wyłaniać się nowy Tissot. Teraz był człowiekiem religijnym.

Myślał dużo o rzeczach, które wcześniej napełniały go pustym śmiechem. A co myślał, to też zaczął malować. Miłosierdzie, miłość bliźniego i bardzo dużo scen, do których natchnienie czerpał z Biblii. Tylko że, jak już wspomniałem, nie ma sensu tego wszystkiego pisać, bo to było przy omawianiu obrazu z Marią Magdaleną. A właśnie. Skoro już o mowa o Marii Magdalenie, to przejdę do Trzech Króli. Jak się domyślacie, zarówno tamten obraz, jak i ten, powstały w drugiej części życia Tissot’a. Właściwie to bohaterowie obrazu nie nazywają się królami, tylko mędrcami albo magami. To tylko tak się przyjęło mówić „królowie”, i stąd ich królewski wygląd na większości obrazów i figurek przy stajenkach. Ale Tissot podszedł do sprawy inaczej, czyli bliżej prawdy. U niego królom korony z głów spadły, dzięki czemu stali się jacyś bardziej ludzcy.

Co prawda, u nas ludzie nie chodzą w turbanach i rzadko mają taką ciemną skórę, ale w końcu Betlejem nie jest u nas. Tissot przez pewien czas też nie był u nas, czyli w Europie, bo na dziesięć lat wyjechał do Ziemi Świętej. Choć nie był tam u siebie, to przyszedł tam do siebie. Właśnie dlatego jego obrazy biblijne są takie prawdziwe – on malował prawie z natury. W ówczesnej Palestynie świat nie wyglądał specjalnie inaczej, niż za czasów Jezusa, a i ludzie ubierali się podobnie. Stąd też nie miał zapewne problemów ze znalezieniem modeli. Nie tylko tych mężczyzn, ale i wielbłądów, co w Europie mogłoby nastręczać niejakich trudności.

Pobyt w ojczyźnie Pana Jezusa zaowocował mnóstwem ilustracji do Nowego Testamentu, jakie Tissot opublikował po powrocie do Francji. W przybliżeniu było tych ilustracji 865, a dokładnie tyle samo. Potem artysta aż do śmierci pracował nad ilustracjami do Starego Testamentu. Zmarł w 1902 roku. Myślę, że podoba się Wam ten obraz. Jeśli nie, „zwrócimy Ci kasę”. Żartowałem. W reklamach też tak żartują, ale mnie bardziej wypada. W końcu jestem fałszerzem. W tym obrazie dziesięciokrotnym. Miłego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.