Kiełbasa nadzwyczajna

Gabriela Szulik

|

MGN 01/2006

publikacja 13.03.2012 12:09

Jeszcze rok temu prawie nikt o nim nie słyszał. Dzisiaj jest największym piłkarskim objawieniem. Nazywa się Grzegorz Piecha, przezwisko „Kiełbasa”.

Kiełbasa nadzwyczajna fot. PAP / PIOTR POLAK

Przez wiele lat grał w klubach II, III i IV ligi. Teraz ma szansę pojechać na mistrzostwa świata do Niemiec. W ostatnim meczu reprezentacji Polski z Estonią strzelił trzecią bramkę. Jest królem strzelców w rundzie jesiennej 2005 w Orange Ekstraklasa. Ma 29 lat. Jak na piłkarza, który dopiero rozpoczyna wielką karierę, to bardzo dużo. Mały Grzesiek piłkę kochał od dziecka, ale nigdy nie myślał, by grać w pierwszej lidze, czy reprezentacji. Gdy skończył technikum samochodowe, zainteresowali się nim działacze piłkarscy. Najpierw przyjechał właściciel zakładu mięsnego Woy. Chciał, żeby chłopak grał u niego. Grzesiek zgodził się. Tata był zadowolony, bo oprócz gry w klubie, syn dostał pracę. Był zaopatrzeniowcem w firmie. Rozwoził wędliny. Stąd wzięło się jego przezwisko „Kiełbasa”. 

Poukładane w głowie
Od dziecka niemal nie rozstawał się z piłką. Nauczycielki z podstawówki wspominają, że przychodził do klasy w ostatniej chwili z piłką w ręku. Kładł ją pod stołem i podczas lekcji odbijał, to od jednej, to od drugiej nogi. Na przerwę wybiegał pierwszy. Od razu na boisko. Zawsze był wzorem prostoty. Lubiany w szkole, na boisku, w rodzinnej wsi. Dziennikarze sportowi z szacunkiem mówią o jego umiejętnościach, o golach strzelanych spod kolana. Międzynarodowy Komitet Fair Play przyznał mu nagrodę. – Mimo osiągniętych sukcesów Piechna nie zapomniał o bliskich, o szkole, o zwykłym życiu. Nawet o rozwożeniu kiełbasy – powiedział prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego. – Jest przykładem, że można osiągnąć cel. Mimo że nie miał łatwego życia, potrafił zostać dobrym sportowcem. A w dodatku nie przewróciło mu się od tego w głowie – dodał.

Trzy bramki w dwadzieścia minut
W miejscowej drużynie Grzegorz Piechna był niezastąpionym napastnikiem. Na zawołanie strzelał bramki. Gdy dostał piłkę, od razu startował między obrońców. – Nie było siły, by go zatrzymać – opowiadają koledzy z klubu. Podobno kiedyś bardzo chciał iść na wesele, a klub właśnie miał rozgrywać decydujący o awansie mecz. – Strzelę trzy bramki i jadę na wesele – zdecydował Piechna. Wystarczyło mu dwadzieścia minut i trzy piłki wylądowały w bramce. Mimo że strzelał bramki bez trudu, Piechna nie był doceniany. Jednym przeszkadzało, że gra jedną nogą, inni po prostu nie chcieli piłkarza z wiejskiego klubu. Piechna specjalnie się tym nie przejmował. Robił to, co do niego należało. Zdobywał gole. W sezonie 1997/98 w barwach Woy Bukowiec w 34 meczach strzelił 58 bramek!

Bajka o Kopciuszku
Po słynnym meczu z Estonią, kiedy w 87 minucie strzelił gola i ustalił wynik na 3:1, Grzegorz Piechna powiedział: „Bajka o Kopciuszku ze mną w roli głównej trwa. Estończycy popełnili jeden błąd. Gdy piłka wpadła do siatki, nie wiedziałem, co zrobić. Stanąłem na baczność, wzniosłem oczy ku górze i pomyślałem: Boże, co będzie dalej?”. 29 lat Grzegorz Piechna czekał na taką chwilę. Do 25. roku życia grał w czwartej lidze. Jeszcze trzy lata temu o reprezentacji nawet nie śnił. Pierwsza liga wydawała mu się nieosiągalnym marzeniem. – Mundial to dla mnie w ogóle kosmos – mówi. – Nawet teraz o nim nie śmiem myśleć. Są kolejne mecze, będą następne powołania. Zobaczymy, co zrobi trener Janas. A co ja będę robił? To, co umiem najlepiej, czyli strzelał gole.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.