Oczko do oczka

Krzysztof Błażyca

|

MGN 07-08/2007

publikacja 13.03.2012 01:46

Rozmowa z ojcem Leonem Knabitem

Oczko do oczka fot. J. Wolny

Ile lat będzie miało ciało ojca Leona przy zmartwychwstaniu?
– To wie tylko Pan Bóg. Co prawda są teologowie, którzy gdy nie mają nic mądrego do roboty, zastanawiają się, czy na przykład poznamy babcię, którą pamiętamy zawsze jako staruszkę, a w niebie podobno starców ma nie być. Wszyscy będziemy młodzi i piękni. Przecież przy zmartwychwstaniu ciało nie będzie tak ważne. To osobowość człowieka będzie rozpoznawalna. A ciało? Jakoś się dopasuje.

A wyobraża sobie Ojciec dzień swojego zmartwychwstania?
– Nie myślałem o tym. Na razie jestem bardzo zapracowany. Choć wszystko to czynię w perspektywie śmierci i zmartwychwstania. „Tu i teraz” jest bardzo ważne. To tak jak przy robieniu na drutach. Planuje się zrobić szalik, czapkę czy rękawiczki, ale całą uwagę zwraca się na konkretne „oczka”, by były poprawnie robione. Bo jak się pomylę, trzeba pruć. A w życiu nie wszystko da się spruć. Trzeba więc bardzo uważać na kolejne oczka, czyli na każdą minutę. Bez paniki, spokojnie robić swoje. Wtedy to, co utkam, Panu Bogu będzie miłe, a po drodze bę- dę jeszcze pożyteczny także ludziom.

Skąd u Ojca pewność, że będzie zmartwychwstanie?
– To tylko pewność na podstawie wiary. Ale to nie mój wysiłek. Wiem, że przy chrzcie świętym otrzymałem łaskę  wiary. Ktoś ma uzdolnienie do rysunku, ktoś do poezji, ktoś do języków. A chrześcijanin, ochrzczony ma uzdolnienie do wiary, nadziei i miłości. Pan Bóg daje to uzdolnienie.

Czuje się Ojciec czasem „jak w niebie”?
– Są takie momenty. Głównie związane ze śpiewem. Ostatnio gdy odprawiałem Mszę świętą, po wezwaniu: „Wielka jest tajemnica naszej wiary”, ludzie tak pięknie odpowiedzieli..., albo w chórze zakonnym, gdy modlimy się wspólnie, są takie momenty, że czuję się jak w niebie. Te jasne chwile pokazują, że jestem na dobrej drodze. To maleńkie błyski, zapowiadające Światłość, jaka będzie w niebie.

A czy wieczność nie będzie nudna?
– Kiedy zostałem klerykiem, spytała mnie koleżanka z klasy maturalnej, co to za przyjemność siedzieć koło „staruszka z bokobrodami” – jak sobie wyobrażała Pa- na Boga. A przecież „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało tego, co Bóg przygotował tym, którzy Go miłują”. Miałem kiedytakie miłe przeżycie podczas spotkania z Janem Pawłem II w roku 2004. w czasie Światowych Rekolekcji Podhalańskich. Wzruszeni uczestnicy podchodzili do Ojca Świętego, by otrzymać błogosławieństwo, a niekiedy usłyszeć parę słów. Po prawej stronie papieża stał mały stołeczek. Ksiądz arcybiskup Dziwisz posadził mnie na nim na paręnaście minut. Ludzie podchodzili do niego, rozmawiali. On błogosławił. I  wcale mi się nie nudziło. Pomyślałem wtedy, że jeśli siedząc przy papieżu, czuję się tak wspaniale, to o ile wspanialsze będzie siedzenie przy Panu Bogu. Warto się dla tego siedzenia trudzić przez całe życie.

A nie będziemy w niebie tęsknić za ziemią?
– Nie wiem. Ale nie ma co na ten temat prowadzić sporów, przecież będę miał Pana Boga. On już coś wymyśli (śmiech).

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.