Mam problem ze spowiedzią

Mędrzec Dyżurny

|

MGN 04/2007

publikacja 10.03.2012 22:58

Mam problem z pójściem do spowiedzi. Boje się, że ksiądz po mojej spowiedzi będzie mnie uważał za kogoś gorszego. Jak pokonać strach? Mateusz ze Szczecina

Mam problem ze spowiedzią

Drogi Mateuszu
Ja też miałem takie problemy. W dodatku trwało to dobrych kilka lat. Zaczęło się tak. W którymś momencie uświadomiłem sobie, że parę lat wcześniej źle się spowiadałem, bo „owijałem w bawełnę”. Niby coś tam mówiłem, ale zawsze tak, żeby ksiądz się nie zorientował. Było mi strasznie wstyd powiedzieć, co robiłem. Nie wiedziałem, jakich użyć słów, myślałem, że ksiądz sobie o mnie źle pomyśli itd. – Jak ja mogę to powiedzieć, przecież wszyscy mają mnie za takiego grzecznego, ułożonego, a tu takie rzeczy – myślałem rozpaczliwie. I zaczęła się bezustanna rozmowa z samym sobą. – A może to nie grzech? – myślałem. – A może tylko lekki?

A może właściwie już się z niego wyspowiadałem, przecież coś tam mówiłem... – walczyłem. W konfesjonale czasami próbowałem jakoś rzecz rozwiązać, ale też mętnie. Mówiłem, że mam problemy z sumieniem, bo się spowiadam, a i tak czuję wyrzuty sumienia. Spowiednicy wtedy zwykle mnie pocieszali. Mówili, że to pewnie skrupuły, że mam żyć „do przodu”, a nie oglądać się wstecz. Ale nic mi to nie dawało. Najwyżej na chwilę, a potem było to samo, albo gorzej. Dzisiaj wiem, że to było tak, jakbym na bolący ząb brał tylko środki przeciwbólowe, podczas gdy należało wziąć się w garść i pójść do dentysty. Inaczej ząb coraz bardziej by się psuł, a zwłoka tylko pogarszałaby sprawę. Ale ja nie umiałem wziąć się w garść. I tak to się wlokło latami, psując mi smak życia.

Aż kiedyś znalazłem się na rekolekcjach oazowych. W ich programie jeden dzień jest poświęcony spowiedzi, tzw. dzień pojednania. Tego dnia, podczas obiadu, ksiądz powiedział, żeby nie było rozmów przy stole. W to miejsce miało być czytanie książki „Sny i wizje św. Jana Bosco”. I akurat mnie poprosił, żebym czytał. Więc czytałem. Święty Jan opisywał, jak podczas sennych widzeń zobaczył niektórych swoich wychowanków, którzy biegli prostą drogą do piekła. I widział ich grzechy, widział przyczyny tych grzechów.

Wiedział, że jeśli oni się nie nawrócą, czeka ich zguba. Podczas czytania mnie samemu włosy zaczynały stawać dęba. – To ja jestem jednym z tych chłopców. Jestem ciężkim grzesznikiem, a udaję niewiniątko. Co mi da udawanie przed ludźmi? Dokąd mnie to zaprowadzi? Potem poszliśmy do kościoła. Z przodu usiadło kilku księży. Najpierw wyspowiadali się nawzajem u siebie, a potem zaczęli słuchać spowiedzi oazowiczów. Ja siedziałem w ławce jak na szpilkach. – Pójdę! Tym razem pójdę! Teraz już, diable, mnie nie odwiedziesz od powiedzenia wszystkiego. Powiem! Powiem! Wydrę to z siebie, choćbym miał eksplodować. Nieważne, czy to było wyspowiadane, czy nie. Skoro miałem wątpliwości, to czemu tego nie powiedzieć? – myślałem coraz bardziej niecierpliwie.

W pewnym momencie zacząłem się już nawet cieszyć. To była radość przemieszana ze strachem, jak ja to wszystko powiem, przecież tyle tego... Ale cieszyłem się, bo byłem już pewien, że tym razem nie zcykorzę. Wybrałem księdza, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Kiedy przyszła na mnie kolej, podszedłem na miękkich nogach i zacząłem mówić. Powiedziałem, że tyle lat już mam problemy ze spowiedzią, bo owijałem zawsze w bawełnę, a powinienem był powiedzieć to, co teraz mówię... – i wygarnąłem z siebie to, czego najbardziej wygarnąć nie chciałem. Uświadomiłem sobie, że właśnie to, co najbardziej chciałbym ukryć, jest akurat tym, co mnie zatruwa. Na końcu powiedziałem, że nigdy tego nie chciałem mówić, ale teraz mówię, bo mam wrażenie, że dotknęła mnie łaska Boża. Ksiądz pomilczał chwilę, a potem bardzo serdecznie udzielił mi nauki. Nie było tam żadnego oburzenia czy nawet zdziwienia. Było za to wzruszenie. Wyobraź sobie, że on się wzruszył na równi ze mną, a może nawet bardziej.

Kiedy kończył, przez witrażowe okno padł na nas promień światła. Spowiednik westchnął, spojrzał w okno i powiedział: „Wzeszło słońce. Idź w pokoju”. Mateuszu, odchodziłem w pokoju! Czułem, że jestem wolny! Od tego dnia skończyło się bezsensowne grzebanie w sobie. I wiesz co? Jestem przekonany, że Bóg to tak wszystko urządził, żebym wreszcie był wolny. Pokazał mi, czym grozi trwanie w grzechu i skłonił do zakończenia zabawy w kotka i myszkę. Celowo opisałem Ci to tak dokładnie, bo mam wrażenie, że u Ciebie może być podobnie. A jeśli nie u Ciebie, to u wielu innych. Nie mogę wlać Ci w serce decyzji „Wracam do mojego Ojca”, bo to Duch Święty udziela takiej łaski. Ale tym bardziej zachęcam Cię, żebyś zwrócił się właśnie do Niego. Dobrze też pomyśleć o sobie: „A czemu ja uważam o sobie, że jestem taki ważny? I co się stanie, gdy drugi człowiek dowie się, co ze mnie za drań? Przecież sam Bóg to wie najlepiej, a robi wszystko, żeby mnie ocalić”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.