Krótka historia o tym, jak jednocześnie uśpiłem czterdziestu ministrantów

Ministrant Buks

|

MGN 07-08/2008

publikacja 07.03.2012 09:45

Uśpić jednego ministranta to nie sztuka. Uśpić czterdziestu ministrantów to rekord świata.

Krótka historia o tym, jak jednocześnie uśpiłem czterdziestu ministrantów

Nie chwaląc się specjalnie, jam to uczynił. A widok był to piękny. Za dnia rozkrzyczani, biegający, teraz leżeli jeden obok drugiego, śpiąc spokojnie. A było ich czterdziestu. Tylu ministrantów mieściło się w sali w czasie rekolekcji ministranckich. Żadnych wielkich wygód, osobnych pokoi i łazienek, szafek na ubrania czy wyściełanych łóżek. Kiedyś rekolekcje ministranckie były ciekawsze. Ministranci spali na materacach położnych na podłodze, we wspólnej sali na czterdzieści osób. Dla ministrantów była to frajda, bo na przykład nieustannie mogli tłuc się poduszkami.

Dla opiekunów – do których i ja wielokrotnie należałem – skaranie boskie. Jak zapanować nad czterdziestką małych rozbójników, szczególnie wieczorem? Bo na przykład spać mogło już trzydziestu dziewięciu, a wystarczyło, że głośno roześmiał się ten czterdziesty, i już pięciu się zbudziło. Kiedy z tych sześciu wreszcie czterech zapadło w głęboki sen, to z kolei w drugiej części sali ktoś wychodził do ubikacji i po drodze budził trzech kolejnych, nadeptując jednemu na ucho, drugiemu na palec. I tak w koło. Jak tu uśpić wszystkich jednocześnie? Można by dosypać do herbaty proszków nasennych, ale wtedy nikt nie wstałby na poranną Mszę św., a przecież ministrant musi chodzić do kościoła. Inaczej nic po takim ministrancie.

Jak zatem pobiłem rekord świata w jednoczesnym usypianiu czterdziestu ministrantów? Podzielę się moją tajemnicą za darmo, choć prawdę mówiąc, z dwóch stron powinienem otrzymać wynagrodzenie. Z jednej strony od opiekunów rozkrzyczanych ministrantów. Posiadanie takiej wiedzy jest dla nich bezcenne, na wagę spokojnej nocy. Z drugiej strony z łapówką powinni pospieszyć ministranci, bym pod żadnym pozorem nie ujawniał tajemnicy skutecznego ich usypiania. Ale ponieważ od nikogo nie otrzymałem wsparcia, więc napiszę. Do jednoczesnego uśpienia czterdziestu ministrantów potrzeba dwóch elementów: ruchu i bajki. Co to znaczy? Po pierwsze – ruch. Na rekolekcjach ministrant cały dzień musi się ruszać.

Biegać, grać w piłkę, chodzić na spacery, najlepiej długie i bardzo długie, wspinać się po górach. Jednym słowem musi się zmęczyć. Wtedy nawet największy rozbójnik zamienia się po wieczornym myciu w potulnego baranka, który o niczym innym nie marzy, jak tylko o spaniu. To jeszcze nie koniec tajemnicy. Kiedy wieczorem wszyscy ministranci leżeli już na swoich materacach, jeden obok drugiego, trzeba ich było uspokoić. Jak? Czytając bajki. Jak się okazało, ministranci uwielbiają wieczorem słuchać bajek. Również ci odrobinę więksi.

Gasiłem światło, na dworze robiło się coraz ciemniej, a ja z latarką i książką w ręku czytałem ściszonym głosem. Po pięciu minutach zasypiała pierwsza dziesiątka. Biedacy nie doczekali nawet do połowy bajki. Po kolejnych dwóch minutach w sen odpływała druga połowa. Do końca bajki dotrwało zwykle kilku. Dla tych uparciuchów trzeba było zaczynać drugą bajkę. Czasem trwało to nawet godzinę, ale w końcu nawet i oni musieli się poddać zmęczeniu. Na sali spała cała czterdziestka. Byłem z siebie dumny. Fortelem położyłem ich pokotem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.