Chleb, ogórek i zbutwiały plecak

Ministrant Buks

|

MGN 06/2008

publikacja 06.03.2012 19:17

Z kolegami–ministrantami mama i tata pozwalali mi jechać wszędzie i o każdej porze dnia, a nawet nocy. Bo wiedzieli, że to są dobrzy koledzy.

Chleb, ogórek i zbutwiały plecak

Chodziłem wtedy chyba do szóstej lub siódmej klasy (przypominam, że jeszcze nie tak dawno temu podstawówka trwała osiem lat), gdy z kilkoma starszymi kolegami, oczywiście ministrantami, wybraliśmy się w czasie wakacji na samodzielną wędrówkę z Krakowa na Jasną Górę. Trasa wiodła Jurą Krakowsko-Częstochowską.

Nie mieliśmy ze sobą żadnego doświadczonego przewodnika, ani żadnej dorosłej osoby. Najstarszy kolega miał może szesnaście lat. Nikt z nas wcześniej nie szedł szlakiem Orlich Gniazd, więc w efekcie wielokrotnie pobłądziliśmy po drodze. Zresztą samo wyjście z Krakowa zajęło nam cały dzień. Tak byliśmy zdezorientowani wielkim miastem, że pomyliły nam się kierunki. W kieszeni mieliśmy naprawdę niewiele pieniędzy.

Wystarczało na bardzo skromne jedzenie. Zresztą kolega często powtarzał, że skoro jedliśmy rano – a czasem był to tylko chleb i surowy zielony ogórek – to następny posiłek będzie dopiero wieczorem. Ileż razy można jeść w ciągu dnia? Po drodze podarł nam się stary zbutwiały plecak. Pożyczonymi w przydrożnym domu igłą i nićmi próbowaliśmy go połatać. Ostatecznie jakoś udało nam się dotrzeć na Jasną Górę. Tam jeszcze czekał nas nocleg na twardych stołach, a pod głową mieliśmy papierowe worki pełne cukru.

Słodko się spało. Zresztą cały wyjazd był wspaniały. Mama i tata oczywiście o wszystkim wiedzieli. Ile mam lat, ile lat mają moi koledzy, że nie będzie z nami żadnej dorosłej osoby, że nikt z nas nigdy wcześniej nie był w tych miejscach, a jednak pozwalali mi jechać. Za co zresztą do dzisiaj jestem im bardzo wdzięczny. Dlaczego pozwalali mi jechać?

Z jednego powodu. Bo mieli pełne zaufanie do moich kolegów – ministrantów. I mieli rację. Jak sobie teraz próbuję przypomnieć, to nie pamiętam byśmy podczas tego czy też innych wyjazdów próbowali robić coś złego. Nigdy. Bo moi przyjaciele – ministranci to byli dobrzy chłopcy. Życzę Wam też takich przyjaciół

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.