Odejście od Boga

Mędrzec Dyżurny

|

MGN 05/2008

publikacja 06.03.2012 00:42

Drogi Mędrcze Dyżurny! Chodzę do I klasy liceum ogólnokształcącego. Czy w okresie nastoletnim może wystąpić tzw. czas odejścia od Boga? Taka pustka? Błażej

Odejście od Boga

Drogi Błażeju. Od Boga można odejść w każdym wieku. Zdarza się to zawsze, gdy człowiek grzeszy i nie zamierza przestać. Na przykład gdy pary mieszkają ze sobą bez sakramentalnego ślubu. A już zupełną tragedią jest, gdy ktoś taki twierdzi, że to coś dobrego. To prawdziwe odejście od Boga, a powrót jest tym trudniejszy, im bardziej człowiek dał sobie wmówić, że wszystko jest w porządku. Ale ta „pustka”, o jaką pytasz, wcale nie musi oznaczać odejścia od Boga. To raczej wynik kryzysu dorastania.

Przechodzi przez to prawie każdy nastolatek, i to nic złego. To nawet konieczne, żeby z wiary dziecka przejść do wiary dojrzałej. Trudno, żeby dorosły człowiek modlił się: „Do Ciebie, Boże, rączki podnoszę, o zdrowie mamy i taty proszę”. On już nie ma rączek, tylko łapy jak łopaty, może już i rodziców nie ma, ale – co najważniejsze – myśli już inaczej niż dziecko. Nie wystarczą mu proste opowieści o „Bozi”, tak jak nie bawią go już autka, lizaki i lalki. Często wtedy takiego młodziana bierze strach, bo świat dzieciństwa mu się wali, a on nie ma pojęcia, jak się odnajdzie w świecie dorosłych.

Często wtedy rodzi się ta „pustka”, bo człowiekowi wydaje się, że skoro Bóg nie jest Bozią, to może Go wcale nie ma, albo się nami nie interesuje. I to jest bardzo cenny czas. Gdyby nie taki ból w duszy, gdyby nie ten lęk, ludzie nic by z sobą nie robili. Nikt by nie ruszył się z miejsca i nie zaczął szukać Boga żywego. A jedynie wtedy można zacząć dorastać nie tylko w centymetrach i nie tylko w sprawach tego świata. Gdyby ta pustka nie męczyła, nikt nie szukałby odpowiedzi na pytania, na które trzeba sobie odpowiedzieć. Bo trzeba. Dojrzały człowiek nie może zadowolić się „robieniem ofiarek” i spowiadaniem się jak przed Pierwszą Komunią.

Dorosły człowiek musi zadać sobie pytanie, dlaczego właściwie ten Pan Jezus, na którego wizerunki tyle razy patrzył, ma rany na rękach i nogach. Dorosły człowiek musi znaleźć odpowiedź na pytanie o powód, dla którego cierpimy i umieramy, i jaki to wszystko ma sens. Musi przynajmniej w zarysie zrozumieć, czego Bóg od niego chce, a już na pewno, czego dla nas nie chce. Oczywiście są tacy, którzy takie pytania od siebie odpychają. A ponieważ pustka i tak w nich jest, próbują ją zapełnić czymkolwiek – hałasem, bieganiną, rozrywką. Wieczną zabawą i robieniem wszystkiego na próbę, bez zobowiązań. Ale od tego nie przybywa prawdziwej mądrości. Dlatego mamy tak wielu ludzi, którzy spróbowali już wszystkiego, we wszystkim wydorośleli, i tylko o Bogu wciąż myślą jak przedszkolaki.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.