Moje wielkie zaniedbanie

MGN 03/2008

publikacja 04.03.2012 20:38

 

Ojciec Jan Góra   Ojciec Jan Góra
dominikanin
fot. HENRYK PRZONDZIONO
Ojciec Jan Góra,
dominikanin
 
Nie nauczyłem się angielskiego, za mało od ludzi wymagałem i od siebie też, oczywiście. Ale mam i zaniedbanie takie, że nigdy rodzicom nie opowiadałem o tym, co robię. Będąc już kapłanem, nie przynosiłem rodzicom opowieści o tym, co dzieje się w moim życiu, a oni wstydzili się pytać. Nie opowiadałem rodzicom o tym, że cieszę się kapłaństwem, że cieszę się duszpasterstwem.
 
Uważałem, że to ich nie interesuje, co jest nieprawdą. Nie wiedziałem, że trzeba im dać satysfakcję. To jest mój grzech zaniedbania. Tak. O tym na przykład, że napisałem jakąś książkę, mama dowiadywała się od innych, i to chyba było dla niej trudne.
 
Rodzice już nie żyją i teraz mogę im tylko opowiadać w myślach. Nam, dorosłym, wydaje się: po co to gadać, a oni tego potrzebują. I to jest zaniedbanie z mojej strony. W dzieciństwie miałam fantastycznego dziadka. Mieszkaliśmy razem: dziadek, rodzice, moja siostra i ja. Dziadek był ostoją naszego domu, ogromnym autorytetem. Jako profesor ekonomii wychodził zwykle z domu wcześnie rano, wracał wieczorem. 
 

Krystyna Bochenek   Krystyna Bochenek
wicemarszałek Senatu RP, dziennikarka
fot. AGENCJA GAZETA / ADAM KOZAK

Krystyna Bochenek,
wicemarszałek Senatu RP, dziennikarka
 
W dzieciństwie miałam fantastycznego dziadka. Mieszkaliśmy razem: dziadek, rodzice, moja siostra i ja. Dziadek był ostoją naszego domu, ogromnym autorytetem. Jako profesor ekonomii wychodził zwykle z domu wcześnie rano, wracał wieczorem. Był dla mnie kimś bardzo ważnym, choć nie doceniałam go, póki żył. Pamiętam, kilka razy prosił mnie, bym poszła z nim do kina.
 
Już nie wiem, na jaki film, może „Krzyżacy”... A ja ciągle dziadka zbywałam. W końcu poszłam z jakimś chłopakiem, który mi się podobał. Myślałam: z dziadkiem pójdę potem, jeszcze zdążę. I nie zdążyłam. Któregoś ranka dziadek wstał z łóżka i nagle, zupełnie niespodziewanie, przewrócił się. Nie chorował, był w pełni sił umysłowych i fizycznych. Miał 76 lat.
 
Nie mogłam sobie darować, że tak dziadka zbywałam i w końcu nie zdążyłam pójść z nim do kina. Strasznie zapadło mi to w pamięć. Od tamtego czasu minęło 40 lat. Akurat wczoraj byłam w Katowicach przy grobie mojego dziadka i znów wróciło tamto wspomnienie, kiedy kilkakrotnie prosił mnie: „Krysiu, chodź ze mną do kina”.
 
To było takie klasyczne zaniedbanie młodej, kilkunastoletniej dziewczyny: dziadek poczeka. Od tamtego czasu bardzo staram się nie zaniedbywać najbliższych, bo wobec nich przychodzi nam to zwykle najłatwiej.
 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.