Najlepsze święta

MGN 01/2008

publikacja 04.03.2012 11:09

Hanna Suchocka,
ambasador RP w Watykanie

W moim domu rodzinnym wszystkie Święta były ważne. Natomiast jeślibym z perspektywy czasu miała popatrzeć na ten czas, to chyba najważniejsze Święta Bożego Narodzenia były w 1980 roku. W naszym rodzinnym domu w Pleszewie mieliśmy taką tradycję rodzinnej kolacji wigilijnej. Nie była to duża rodzina, ale byli rodzice, ciotka, siostra, ja i jeszcze kilka bliskich osób. Po kolacji zawsze grałam na fortepianie i śpiewaliśmy kolędy. Było bardzo wesoło i tak się złożyło, że to śpiewanie z 1980 roku nagrałam na kasetę magnetofonową. Ta kaseta gdzieś do dzisiaj jest. Nigdy nie przypuszczałam, że już następnych Świąt nie będziemy mogli spędzić razem, bo wprowadzono stan wojenny. Święta spędziliśmy rozbici. W następnym roku, 1982, nie żyła już moja ciotka. Jak patrzę z perspektywy czasu, Święta 1980 roku były moimi ostatnimi prawdziwymi świętami w domu rodzinnym. Potem odbywały się one już w różnych miejscach. Ale to już nigdy nie było tak, jak wtedy. Chciałabym odszukać tę kasetę z 1980 roku...

Piotr Jaskiernia,
kierowca ciężarówki w USA

Najpiękniejsze Boże Narodzenie, jakie pamiętam, nie było wcale 25 grudnia, ale w listopadzie. W 1999 roku podczas Narodowej Pielgrzymki Polaków do Ziemi Świętej oglądaliśmy w Palestynie miejsca, po których kiedyś chodził Pan Jezus. Jednym z tych miejsc była Grota Jego Narodzenia. W pobliżu Groty, na Polu Pasterzy uczestniczyliśmy we Mszy świętej – Pasterce. Bo tam zawsze Msza jest pasterką. Niezależnie od pory roku. I chociaż nie było śniegu, choinek i data się nie zgadzała, to było moje najprawdziwsze Boże Narodzenie. Natomiast ze Świąt obchodzonych 25 grudnia najbardziej pozostały mi w pamięci te, w pierwszym roku po moim wyjeździe z Polski. I wcale nie były one tradycyjne. Mieszkałem w Charlotte, w Północnej Karolinie, z dala od rodziny. To były smutne Święta 1982 r. Nawet do Polski nie mogłem się dodzwonić. Spędziliśmy więc pierwszy dzień Świąt w domu z drugą smutną polską rodziną.  A drugiego dnia pojechaliśmy nad ocean. Grudzień bywa w Karolinie jeszcze ciepły. Tamtego roku było w dzień około 20 stopni Celsjusza. Woda w Atlantyku długo utrzymuje ciepło, więc dla nas, zahartowanych w Bałtyku, były to luksusowe warunki. Ludzie spoglądali na nas jak na członków Klubu Morsów, ale my mieliśmy doskonałą zabawę, pozwalającą na chwilę zapomnieć o rozstaniu z rodziną.

Justyna Kowalczyk,
biegaczka narciarska

Dla mnie każde Święta są fajne. W górach może to trochę inaczej wygląda niż w mieście. Na pewno, jeśli spadnie śnieg, to u nas jest go trochę więcej (śmiech). Z dzieciństwa pamiętam Pasterkę na Śnieżnicy, ogromną choinkę w domu, wychodzenie do obory, gdzie niby zwierzęta miały mówić ludzkim głosem... Najbardziej jednak pamiętam Święta po śmierci mojej babci. Miałam wtedy sześć lat. Babcia zmarła pod koniec listopada i było mi bardzo smutno, kiedy nie było jej potem razem z nami przy stole wigilijnym. Przeżyłam to bardzo. Od mniej więcej dziesięciu lat moje Święta Bożego Narodzenia są bardzo podobne. Przyjeżdżam do domu w ostatniej chwili, tuż przed Wigilią na kilka dni. To dla mnie czas odpoczynku, kiedy nie muszę w pośpiechu przepakowywać toreb.

Urszula Rzepczak,
dziennikarka i korespondentka TVP z Rzymu

Dosyć dużo jeżdżę po świecie, ale jestem absolutnym przeciwnikiem wyjazdu na święta. W Rzymie już trzeci raz spędzam  święta i z przykrością muszę stwierdzić, że w zasadzie nie czuje się tu świątecznej atmosfery. Oczywiście poza tym, że idzie się do kościoła. Takie bardzo kochane i wyjątkowe były moje święta w zeszłym roku. Miałam dwie przyjemności: przyjechali do mnie rodzice, za którymi strasznie tęskniłam i poszliśmy wszyscy na Pasterkę do Bazyliki. A była to moja pierwsza okazja, kiedy na pasterkę mogłam pójść prywatnie i prawie na wyciągnięcie ręki Ojca Świętego w pełni w tym uczestniczyć. Ponieważ byliśmy z całą rodziną: z moim mężem, dwoma synami i moimi rodzicami, było to dla mnie ogromne przeżycie i właściwie jedyne, podczas Świąt tutaj, w Rzymie. Coraz częściej zaczynam doceniać to, co polskie, i jestem z polskich tradycji dumna. Jak się okazuje, tylko u nas jest tradycja wigilii, opłatek, spotkania rodzinne. Tu, owszem, są obiady rodzinne, ale zwykle zamieniają się one w spotkania towarzyskie. Albo karp czy makowiec – nikt tak jak w Polsce tego nie zrobi. To wydaje się otoczką, ale ja jestem obrońcą takich tradycyjnych rodzinnych Świąt. I może teraz grzeszę, ale właśnie z tą otoczką Święta w Polsce przeżywa się zupełnie inaczej. I jeszcze jedno – tylko w Polsce narasta napięcie, odczuwa się prawdziwe oczekiwanie na Święta.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.