Dziewczynka papieża

Joanna Bątkiewicz-Brożek

|

MGN 12/2011

publikacja 03.03.2012 12:29

Złotowłosa dziewczynka z niebieskim balonikiem w ręku pokrzyżowała plany Alego Agcy, zamachowca na życie Jana Pawła II.

Dziewczynka papieża 13 maja 1981 r., w dniu zamachu na papieża. Jan Paweł II bierze na ręce małą Sarę.Ali Agca musi opóźnić strzał. „Ta dziewczynka pokrzyżowała mi plany” – powie później zamachowiec fot. EAST NEWS/L’OSSERVATORE ROMANO – SERVIZIO FOTOGRAFICO/ALINARI ARCHIVES

Hej, dziewczynko papieża! – wołali do niej Włosi. Na początku myślano, że jest Polką. 13 maja 1981 r. Sara Bartoli stała się najsłynniejszą dziewczynką na świecie. Jej zdjęcie: złotożółte loczki i pyzata buzia, którą całuje Jan Paweł II, obiegło świat lotem błyskawicy. Sara Bartoli dziś jest piękną mamą. Z mężem marzą o podróży do Polski.

FANI GIOVANNI PAOLO II
Na słynnym zdjęciu Sara ma 18 miesięcy. Szybko nazwano ją „bambina del Papa” – „dziewczynka papieża”. Zamachowiec, Ali Agca, który w maju 1981 roku strzelał do Jana Pawła II na Placu św. Piotra, przyznał potem w rozmowie z Frankiem Bucarellim, jednym z popularnych włoskich dziennikarzy: „Tej dziewczynki nie było w planie”. Dziś Sara jest 32-letnią piękną kobietą (urodziła się 4 sierpnia 1979 r. w Valmontone, ok. 45 km od Rzymu). Z mężem Maksymilianem obchodzili właśnie ósmą rocznicę ślubu. Mają dwoje dzieci: 6-letniego Michela i 3-letnią Francescę. Mieszkają w Lariano pod Rzymem. Sara pracuje w popularnej we Włoszech sieci handlowej supermarketów Conad. I wiedzie normalne życie. – Kibicuję Juventusowi, mój ulubiony piłkarz to Alessandro del Piero, słucham tylko włoskiej muzyki, uwielbiam fi lmy dokumentalne i komedie – mówi w rozmowie z „Małym Gościem”. Na zdjęciu na Facebooku uśmiechnięta piękna brunetka przytula swojego męża. Oboje są fanami strony „Papa Giovanni Paolo II”. – I mamy jedno marzenie – mówi Sara – chcielibyśmy przyjechać do Polski, do miejsc, z którymi związany był Karol Wojtyła.

WSZYSTKO INACZEJ
– Tuż po zamachu – opowiada Sara – wszyscy myśleli, że dziewczynka z jasnymi loczkami, która uratowała życie papieża, jest Polką. – Szukano mnie nawet w Polsce – śmieje się. – Ale pewnego dnia moja mama zadzwoniła do telewizji, prosząc, by udostępniono jej nagranie z audiencji z 13 maja. Niby z jakiej racji? – dziwili się w telewizji. A mama na to, że tuż przed strzałem Alego Agcy papież wziął na ręce jej córkę. Nikt, nie chciał wierzyć. Ale mama się upierała i zdenerwowana powiedziała: „To sami przyjedźcie i zobaczcie!”. No i niestety przyjechali. – Od tamtej chwili moje życie toczyło się właściwie wokół zamachu na Jana Pawła II – wspomina Sara. – Najpierw tłum fotoreporterów, dziennikarzy oblegał nasz dom od rana do wieczora. Potem ciągle ktoś wołał na ulicy: „Hej, dziewczynko papieża!”.  Nie lubiłam tego – przyznaje. Dlaczego właściwie mama wzięła tak małe dziecko na audiencję do Rzymu? – pytam. – Mama jechała tam jako katechetka z grupą dzieci pierwszokomunijnych z naszej parafi i z Lariano – opowiada Sara. – Miałam zostać w domu, ale w ostatniej chwili wszystko się skomplikowało i rodzice musieli mnie zabrać ze sobą. Tata wpadł jeszcze na pomysł, żeby w takim razie zrobić mi zdjęcie z papieżem. Poprosił o to naszego proboszcza. Powiedział, że skoro Sara jedzie, to musi być na rękach papieża. Układali więc plan, gdzie i jak się ustawią, i ustalili, że proboszcz poda mnie papieżowi. I tak się stało.

Z MIŁOŚCIĄ, ALE Z DALEKA
Sara nigdy potem nie spotkała się osobiście z Janem Pawłem II. – Mama wzięła mnie po raz drugi do Watykanu 4 listopada 1981 r., kiedy papież już po zamachu czuł się lepiej – wspomina dalej. – Pojechałam też do Rzymu po Pierwszej Komunii. Moja siostra natomiast miała okazję stanąć bliżej papieża na jednej z audiencji dla Polaków. A ponieważ też była blondynką, papież zaczął mówić do niej coś po polsku. Nie wiemy, co jej wtedy powiedział. – Dla mojej rodziny Jan Paweł II był kimś naprawdę wielkim – zamyśla się Sara. – Pamiętam, że w domu wisiał jego portret. Ale też odczuwaliśmy taki pobożny lęk przed spotkaniem z TAKĄ osobą. Jako nastolatka i studentka Sara też nigdy nawet nie starała się o to, by osobiście spotkać się z papieżem. – Powiem szczerze, nie do końca nawet mi na tym zależało. Aż wydarzyło się coś niezwykłego…

UDERZENIE W SERCE
Było to krótko przed śmiercią Jana Pawła II. Ostatnia jego Wielkanoc w 2005 r. – Pamiętam, oglądaliśmy z rodziną transmisję z Rzymu – wspomina Sara. – I papież zdenerwował się, bo nie mógł wymówić słowa z powodu rurki, którą mu wszczepili do gardła po zabiegu tracheotomii. W pewnym momencie Ojciec Święty, stojąc w oknie swojego pokoju, uderzył ręką w przezroczysty pulpit. Wtedy poczułam, jakby uderzył prosto w moje serce. Poczułam, że go potrzebuję, że jest jakaś dziwna więź. To było bardzo silne. Uświadomiłam sobie, że muszę się zmienić, nawrócić. Zrozumiałam też, że straciłam w życiu coś bardzo ważnego – okazję spotkania z Janem Pawłem II i że to jest już nie do odrobienia. Sara Bartoli była na Placu św. Piotra 1 maja 2011 r., w dniu beatyfikacji Jana Pawła II. Potem zaproszono ją do włoskiej telewizji Rai Uno, do programu Bruno Vespy „Porta a Porta”. – Tam spotkałam się z Joaquínem Navarro-Vallsem, byłym rzecznikiem prasowym polskiego papieża – mówi. – I najpierw zapytałam go, czy papież kiedykolwiek o mnie myślał. Musiałam to wiedzieć! – mówi. – Pan Navarro-Valls powiedział, że rzeczywiście pewnego dnia Jan Paweł II zapytał nagle: „A co się stało z tą dziewczynką? Gdzie ona jest?”. Więc myślał o mnie! To mnie uspokoiło. Teraz często spotykam się z papieżem. Sam na sam.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.