Nie ma sytuacji beznadziejnych

Piotr Sacha

|

MGN 10/2011

publikacja 02.03.2012 21:37

Rozmowa z Pawłem Zuchniewiczem, pisarzem i dziennikarzem, następcą Mędrca Dyżurnego w „Małym Gościu”

Nie ma sytuacji beznadziejnych fot. JAKUB SZYMCZUK

 

MAŁY GOŚĆ: Ile ma Pan lat? 
PAWEŁ ZUCHNIEWICZ: – Pięćdziesiąt. 
 
Czy to odpowiedni wiek, żeby zostać mędrcem? 
– Absolutnie nie czuję się mędrcem (śmiech). Ale na pewno to dobry wiek, by wiedzieć już sporo o popełnionych błędach. A jak wiadomo, człowiek uczy się na błędach. Najlepiej gdyby uczył się na cudzych, ale przeważnie uczy się na swoich. 
 
Czy tylko w „Małym Gościu” udziela Pan korepetycji duchowych? 
– Z różnymi osobami rozmawiam o ich wątpliwościach, ale nie prowadzę działalności poradniczej (śmiech). W szkołach Stowarzyszenia Sternik odpowiadam za współpracę z rodzicami. A ponieważ piszę książki, spotykam się często z młodzieżą. Młodzi ludzie stawiają pytania. To dobrze, bo to oznacza, że chcą dowiedzieć się prawdy. W naszych czasach mamy chyba więcej pytań niż odpowiedzi.

Skąd Pan wie, co odpowiedzieć?
– Czasem odpowiedzi można udzielić, bo ma się jakieś własne doświadczenie, a czasem warto sięgnąć do tego, co powiedzieli mądrzejsi ludzie...

Tacy jak Jan Paweł II i kardynał Stefan Wyszyński? Napisał Pan o nich wiele książek.
– Tak, to moi bohaterowie. Jestem przekonany, że w ich życiu można znaleźć wiele odpowiedzi na problemy młodego człowieka.

Czego się Pan od nich nauczył?
– Że nie ma sytuacji beznadziejnych. Jan Paweł II mówił o tym w Toronto podczas spotkania z młodzieżą. Opowiadał, jak sam przechodził przez mroczne czasy wojny, a potem komunizmu, i że nic nie jest w stanie zgasić nadziei w sercu młodego człowieka.
 
Z jakich mądrości będzie korzystał nowy Mędrzec w „Małym Gościu”
– Odpowiadając na pytania czytelników „Małego Gościa”, nie chcę być kimś, kto odkrywa własne prawdy, ale przede wszystkim chcę korzystać z dobrych doświadczeń ludzi Kościoła. Choć mam też nadzieję, że dobrze wykorzystam własne doświadczenie życiowe i pisarskie. W Kościele – co ważne – mamy wielkie skarby, z których nieraz nie korzystamy. Są zamknięte w kufrze. A ten kufer może być przyprószony kurzem. Przechodzimy obok. Przyzwyczailiśmy się już do tego, że on tam stoi. Nawet nie ma na nim kłódki. Wystarczy tylko podnieść wieko.
 
Jakie to skarby?
– To doświadczenie świętych, sakramenty i modlitwy. Wystarczy się rozejrzeć. W każdym kościele jest Najświętszy Sakrament, ksiądz i konfesjonał. To właśnie ten kufer ze skarbami. Jestem przekonany, że jeśli młody człowiek, gdy wchodzi w dorosłe życie, osobiście nie spotka Pana Boga, to świat po prostu go pochłonie. Jeszcze 30 lat temu rodzina w 80 proc. miała wpływ na młodego człowieka. 20 proc. należało do środowiska poza domem.
 
Dzisiaj jest odwrotnie. Rodzina ma zaledwie 20 proc. wpływu. Ma Pan trzy córki i pewnie dziewczyny wiele razy korzystały z Pana rad. Ale to nie znaczy, że chłopcy nie mogą do Pana pisać?
– Oczywiście! Bardzo oczekuję pytań od chłopaków. Po przeczytaniu kilku listów, jakie docierają do Mędrca Dyżurnego, widzę, że problemy młodych ludzi się nie zmieniają. Dziewczyny i chłopcy piszą na podobne tematy, tylko nieco inaczej. Chłopcy widzą pewne rzeczy prosto, zerojedynkowo, trochę jak w komputerze. Na przykład: czy to grzech czy nie grzech? Pytania dziewczyn są bardziej złożone.
 
Jakich pytań boi się Pan najbardziej?
– Myślę, że Kościół ma odpowiedzi na wszystkie pytania człowieka. Tylko trzeba włożyć trochę wysiłku, by poszukać dobrej odpowiedzi. Te pytania również mi pomagają. Bo tak naprawdę udzielam odpowiedzi nie tylko Monice, Krzyśkowi czy Tomkowi, ale również sobie. Może bez tych pytań nigdy nie otworzyłbym swoich oczu na jakiś problem. Pisanie do „Małego Gościa” to dla mnie ciekawe doświadczenie i duży zaszczyt.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.