Czy dostanę dar?

Mędrzec Dyżurny

|

MGN 06/2011

publikacja 29.02.2012 12:50

Czy można nagle dostać jakiś dar? Jakiś talent? Jak np. się czegoś nie umiało i nagle się to umie, np. śpiewać? Monika

Czy dostanę dar?

DROGA MONIKO.

Bóg może wszystko. Może sprawić, że ktoś zacznie ładnie śpiewać, choćby wcześniej ptaki na dźwięk jego głosu już w maju wracały do ciepłych krajów. Ale nigdy nie słyszałem, żeby Bóg robił takie rzeczy. Bo i po co? Jeśli ktoś ma być, na przykład, muzykiem, ten się rodzi z odpowiednimi zdolnościami i już. Podobnie jest z innymi tego typu talentami. Ale jest cała masa darów, których nie ma, a później się je otrzymuje. Ale pod jednym warunkiem: trzeba zaryzykować i zrobić to, czego się człowiek boi, a czuje, że zrobić powinien.

Znam kogoś, kto bał się, że będzie złym ojcem, bo go dzieci wkurzały. – Nie mam daru bycia ojcem – marudził. Ale kiedy dziecko się urodziło, on stwierdził, że… w ogóle go dzieci nie drażnią. Ani własne, ani cudze. Zaczął się z nimi bawić i był szczęśliwy, gdy wieczorem, po wspólnej modlitwie, mógł dzieciom przed snem opowiadać różne niesamowite historie. Jak to możliwe? Bardzo prosto – dar ojcostwa otrzymuje ten, kto zostaje ojcem. Bezdzietny nie otrzyma tego daru, bo po co? Święty Paweł usłyszał od Pana Jezusa: „Wystarczy ci Mojej łaski” (2Kor 12,9). „Wystarczy” znaczy nie na zapas. I nie zawczasu. Gdy będzie potrzebne – dostaniesz.

Więc nie desperuj, tylko rób, co zrobić powinnaś. Nawet gdy nie wiesz, czy dasz radę, ani czy to w ogóle możliwe. Coś takiego czują często chłopcy idący do seminarium. – Ja się do tego nie nadaję – bronią się przed głosem powołania. – Nie umiem mówić, nie mam śmiałości, boje się samotności… I tak dalej. I mają rację – nie potrafią tego, co potrafią księża. Bo jeszcze nie dostali daru, który przychodzi z sakramentem kapłaństwa. Św. Jan Vianney, któremu wiedza strasznie ciężko wchodziła do głowy, otrzymał dar czytania w ludzkich duszach. Dlatego dniami i nocami spowiadał – w tym również biskupów i księży profesorów.

Święty Józef z Kupertynu był takim łamagą, że nawet do zmywania naczyń w klasztorze się nie nadawał. Ale Bóg chciał, żeby został kapłanem, więc został. A potem okazało się, że ma dar zachwytu Bogiem. Wpadał często w taką ekstazę, że… unosił się w powietrzu. Gdy odprawiał Mszę, to trudno go było – dosłownie – ściągnąć na ziemię. Z powodu tego daru wszyscy, którzy wcześniej wytykali go palcami jako niedojdę, zrozumieli, że Bóg ma o nim zupełnie inne zdanie. I to bardzo ważny wniosek, Moniko. Bo dla Boga nie ten jest niedojdą, kto myśli, że nic nie umie, lecz ten, kto czuje, że powinien iść za Bożym głosem, a nie idzie. Taki faktycznie będzie niedojdą, bo żeby gdzieś dojść, to najpierw trzeba w ogóle wyjść.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.