Cudowny Jezus

Gabriela Szulik

|

MGN 04/2010

publikacja 18.02.2012 22:28

W głównym miejscu cysterskich klasztorów wisiał zawsze i tylko krzyż.

Cudowny Jezus Pan Jezus u cystersów w Mogile. Wokół wota dziękczynne fot. Henryk Przondziono

Cudowny krzyż w mogilskim opactwie cystersów niedaleko Krakowa, był od początku istnienia klasztoru, ale trudno powiedzieć, czy to wciąż ten sam krzyż.

POSADZKA NA ŚCIANIE
Cystersi budowali kościoły bez wież, bez dzwonów, z oknami bez witraży, a mury klasztoru i kościoła musiały mieć gołą cegłę, nie mogły być pokryte tynkiem ani na zewnątrz, ani w środku. W głównym miejscu wisiał zawsze krzyż. Ojciec Wincenty Zakrzewski prowadzi nas krużgankami klasztornymi do kościoła. – To nie przypadek, że idziemy właśnie tędy – mówi. – Spójrzcie na płyty kamienne wmurowane w ściany. To pierwsza posadzka sprzed krzyża Pana Jezusa. Wyraźnie widać, jak wyżłobiły ją kolana modlących się ludzi. Po pożarze w XVIII wieku płyty zostały wyjęte – tłumaczy ojciec cysters – bo kiedy spadło sklepienie, potrzaskały się.

PIERWSZY CUD
Pierwszym cudem w Mogile jest cud króla Kazimierza Wielkiego. – Król przyjechał do opactwa, co jest zapisane w kronikach, i pytał wprost, czy tu dzieją się cuda – opowiada ojciec Wincenty. – Opat odpowiedział: tak, ale największym cudem będzie, jeśli Wasza Wysokość się nawróci. Król przerwał wizytę, wyjechał, ale od tej chwili zaczęła się przemiana jego życia. Znakiem wdzięczności za nawrócenie są nasze krużganki. Ufundował je król. Istnieją przypuszczenia, że również obecny krzyż został ufundowany przez króla. Krzyż z drewna wiązowego jest wysoki na 192 cm. Pan Jezus ma otwarte oczy i usta tak, jakby coś mówił. – Charakterystyczny dla Jezusa Mogilskiego – zwraca uwagę ojciec – jest fartuch na Jego biodrach. Ma kolor purpury ze złotym haftem. Prawdopodobnie to historyczna pozostałość ornatu wskazująca, że to Chrystus Król, Chrystus Kapłan.

SZUKAJ MNIE W POLSCE
Od wieków ludzie upraszają łaski przed krzyżem w Mogile. W Litanii do Cudownego Jezusa Mogilskiego są między innymi takie wezwania: „Jezu cudowny, któryś Stefana Żółtowskiego w obronie ojczyzny mocą swą osłonił”; „któryś św. Brata Alberta Chmielowskiego w dzieciństwie uzdrowił”. Kiedy sześcioletni Adaś Chmielowski ciężko zachorował, mama przyszła z pielgrzymką do Mogiły. Przed krzyżem błagała o zdrowie dla dziecka, ofiarując go Jezusowi. W kronikach klasztornych zapisano też historię Stefana Żółtowskiego – żołnierza hetmana Stanisława Żółkiewkiego. W 1620 r. podczas bitwy pod Cecorą zmęczonemu żołnierzowi szabla wypadła z ręki i zemdlał. Myślał, że go zabito, kiedy usłyszał wewnętrzny głos: „Odszukaj mnie w Polsce”. Żółtowski przebudził się i zdziwiony zauważył, że bitwa trwa dalej. Niezauważony wycofał z pola walki. Dotarł do Krakowa z myślą, że tam znajdzie wizerunek. Dopiero w Mogile znalazł to, o czym mówił głos – cudowny wizerunek Jezusa Mogilskiego. Do końca swego życia pozostał z cystersami.

CHRYSTE, RATUJ!
Inna historia wydarzyła się w latach 30. XX wieku. Porucznik Władysław Polesiński wracał z lotu ćwiczebnego do krakowskich Rakowic, gdzie stacjonował jego pułk lotniczy. Pamiętał, że był na wysokości 1500 metrów, widział Wisłę, oświetlony pas startowy w Rakowicach, gdy silnik zgasł i... samolot zaczął spadać w dół. Jedyne, co przyszło mu do głowy, to: „Chryste! Ratuj!”. Prawie w tej samej chwili usłyszał głos: „Zdejm spadochron, usuń sztabę, uciekaj!”. Wyskoczył. Przeżył. Wdzięczny za ocalenie założył w wojsku polskim zakon krzyża i miecza. Codziennie o 21 – w godzinie ocalenia – podoficerowie i oficerowie mieli stawać do apelu i przed Chrystusem zdawać meldunek z wierności. Wot wokół cudownego krzyża mogilskiego i w kaplicy wciąż przybywa. Za otrzymane łaski ludzie chcieliby ofiarować to, co mają najcenniejszego. To odruch serca. – Jezusowi oczywiście nie zależy na kosztownościach – uśmiecha się ojciec Wincenty. – Najważniejsza jest osobista odpowiedź Panu Bogu. Kiedy już wyczerpią się ludzkie możliwości – często z uzdrowieniem ciała przychodzi nawrócenie. Tak jak u św. Pawła. Bóg dopuścił, by oślepł, bo wtedy tak naprawdę Szaweł przejrzał. Czasem choroba, cierpienie jest szansą dla człowieka.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.