W 2006 roku, kiedy w Niemczech rozgrywany był finał Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej Włochy-Francja, przebywałem w Rzymie.
Podczas meczu zawsze zapchane ulice Wiecznego Miasta zupełnie opustoszały. Wszyscy siedzieli przed telewizorami i ze zdenerwowania obgryzali paznokcie. Po remisie 1:1 i rzutach karnych zwyciężyli Włosi.
Na ulicach zapanowało zupełne szaleństwo. Śpiewem, wrzaskiem i klaksonami rzymianie chcieli ogłosić całemu światu, że to oni są mistrzami świata. Cieszyli się tak, jakby chodziło o najważniejsze wydarzenie w dziejach świata.
A to było przecież tylko mistrzostwo świata. Zupełnie inaczej ma się sprawa z narodzinami Pana Jezusa. To naprawdę najważniejsze wydarzenie. Dlatego trzeba o tym wołać głośniej, niż zrobili to włoscy kibice po zdobyciu przez ich piłkarzy tytułu mistrzów świata.
A jeżeli nie chcecie hałasować, to przynajmniej naklejcie na szybę bożonarodzeniowy obrazek dołączony do „Małego Gościa”.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.