Ostatni wojownicy

Krzysztof Błażyca

|

MGN 02/2012

publikacja 17.04.2012 12:07

Karabiny noszą chętniej niż ubrania. A najważniejsze są dla nich... krowy.

Ostatni wojownicy Dzieci z plemienia Karamojongo w tradycyjnych strojach przed kościołem prowadzonym przez misjonarzy. O. Otto Katto Asimwe Mafr

W północno wschodniej Ugandzie leży kraina Karamoja. Ziemia dumnych wojowników i… arena „krowich wojen”, w których, niestety, giną ludzie.
Ten prawie pustynny obszar niedaleko granicy z Kenią sprawia wrażenie niezbyt gościnnego miejsca. Ze strachu przed miejscowymi plemionami, nigdy nie pojawili się tu europejscy kolonizatorzy. Plemię Karamajongo mieszkające w tej części Ugandy zachowało więc swój styl życia prawie nie tknięty przez białego człowieka.

100 krów za żonę
Nazwa „Karamajongo” pochodzi od słowa amojong, co w języku karimajong znaczy „stary”. – Karamajongo bardzo szanują ludzi starszych – mówi ojciec Otto Katto Asimwe, Ugandyjczyk. – Nie ma tu królów, ani wodzów. Jest rada starszych.
Plemię Karamajongo, podobnie jak Masajowie, przybyło do Ugandy jakieś 400 lat temu z Etiopii. Osiedlili się na terenach dzisiejszej Kenii. Masajowie i Karamajongo mają bardzo podobny język i podobnie się ubierają. Również obydwu plemion największą wartością są liczne stada krów.
– Karamojongo wierzą, że krowy otrzymali Boga Stwórcy. Dlatego uważają, że ich obowiązkiem jest przyprowadzać do swoich stad wszystkie krowy, które rozproszyły się po świecie – tłumaczy misjonarz. – Napadają więc na sąsiednie plemiona i uważają, że postępują słusznie nawet wtedy, gdy kogoś zabiją, by zdobyć krowę. Natomiast jeśli ktoś z nich zginie podczas takiego napadu, uważany jest za bohatera.
Najważniejszym życiowym zadaniem każdego mężczyzny plemienia Karamajongo jest powiększanie stada krów. – Ilość krów świadczy o zamożności – tłumaczy misjonarz. – Gdy na przykład mężczyzna chce się ożenić, musi rodzinie żony zapłacić nawet 100 krów!

Obcy wśród swoich
Karamajongo do dziś w swoich wioskach chodzą tak, jak ich Pan Bóg stworzył. Tylko poza wioskami zakrywają ciała. Gdy Ugandą kierował dyktator Idi Amin, zmuszał Karamajongo do noszeni ubrań. Tych, którzy nie podporządkowali się jego rozporządzeniu, zabijał.
30 lat temu do krainy Karamoja przybyli misjonarze, Ojcowie Biali. – Przyjęli nas jak przyjaciół – mówi ojciec Otto. – Karamajongo szanują misjonarzy – dodaje. – Bo widzą, że Kosciół bardzo pomaga im walczyć z biedą. Dzięki misjonarzom mają szkoły i ośrodki zdrowia. Wielu z nich jest dziś katolikami. Z plemienia Karamajongo wywodzi się kilku księży i sióstr zakonnych. Jeden z nich ks. Simon Lokodo jest ministerstwem etyki – Karamojongo są dumni ze swego ministra – uśmiecha się misjonarz.

Ostatni wojownicy   O. Otto Katto (na zdjęciu po lewej) na co dzień mieszka w domu Ojców Białych w Lublinie. O. Otto Katto Asimwe Mafr

Obco wśród swoich
Ojcowie Biali próbują pogodzić wojujące plemiona. – Misjonarze proszą, by zaprzestali walk o krowy – mówi ojciec Otto. – Niestety, na razie bez większego skutku. Ale dzięki misjonarzom tubylcy powoli zmieniają swoją tradycję obchodzenia się ze zmarłymi. Karamajongo nie mają zwyczaju grzebania zmarłych. Po prostu wyrzucają ich do buszu – opowiada misjonarz. – Teraz już na szczęście pogrzeb katolicki staje się powoli ich tradycją.
Ojciec Otto, choć sam jest Ugandyjczykiem, wśród Karamajongo czuł się obco. – Ich styl życia jest tak bardzo różny od tego, w którym wyrosłem – mówi. – Ale cieszę się, że mogłem ich poznać, być z nimi. W kraju Karamoja jest jeszcze wiele do zrobienia – dodaje ojciec Otto z Ugandy. – Potrzeba nowych misjonarzy. Napisz to czytelnikom „Małego Gościa” –


Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o Ugandzie i pracy misjonarzy, możecie zaprosić ojca Otto do swojej szkoły lub parafii. Kontakt: www.ojcowiebaili.org

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.