Adam Szewczyk

Przybył Pan i stanąwszy, zawołał jak poprzednim razem: „Samuelu, Samuelu!” Samuel odpowiedział: „Mów, bo sługa Twój słucha”. Samuel dorastał, a Pan był z nim. Nie pozwolił upaść żadnemu jego słowu na ziemię. 1 Sm 3,3b-10.19

Adam Szewczyk Adam Szewczyk
muzyk, kompozytor
fot. JÓZEF WOLNY

Wigilia 2008. Madzia prosi, bym poszedł do kościoła po światełko betlejemskie. Idę. Chwytam w biegu jeden z dwóch zniczy leżących na stole. Kościół pełny. Udaje mi się znaleźć wolne miejsce. Siadam obok znajomego stolarza. Zaczyna się nabożeństwo. Trochę z nudów, trochę ze zniecierpliwienia bawię się zniczem. Nagle pod ławkę wpada mi czarna kopułka, która go wieńczy. Zaglądam z lewej strony, z prawej i nic. Kopułki nie dostrzegam. W końcu przełamuję opory i nurkuję pod ławkę. Nerwowo przeszukuję każdy zakamarek, lawiruję między nogami wiernych, wzrokiem staram się wychwycić coś ciemnego. Bezskutecznie. Siadam. Ale siara, myślę. Czuję na sobie wzrok rozbawionych nieco ludzi.

Myśl, że gdzieś niedaleko leży ważny dla mnie detal, nie daje mi spokoju. Nurkuję ponownie. Zaczynam się pocić i czerwienić ze wstydu. Kopułki nie ma. Chwilowo kapituluję. Nagle pojawia się myśl: Komunia! Ludzie będą wychodzić z ławek. Szanse na znalezienie zguby znacznie wzrosną. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Ludzie stoją w kolejce po Ciało Pańskie, a ja na czworakach przeszukuję rząd za rzędem i nic. Nie znalazłem! Skapitulowałem na dobre. Trudno, pomyślałem, najważniejsze jest światło. Ministranci właśnie zaczynają chodzić od ławki do ławki, przekazując betlejemskie światło, a ja na dodatek mam knot zalany woskiem . Ogarnia mnie przerażenie! W popłochu próbuję wydobyć choć kilka milimetrów knota.

Obok staje ministrant ze świecą – prawdziwa walka o ogień. W końcu chłopak stwierdza: „Nie da się”. To brzmi jak wyrok. Jestem jedyną osobą w kościele, która nie ma światełka! Czy to znaczy, że nie zasługuję na Boże łaski?! Zdruzgotany, ze spuszczonym wzrokiem wracam do domu. – A gdzie masz światło? – pyta Madzia. Jest jeszcze nadzieja: odpalę światło od wracających z kościoła! Podbiegam do idącej ze światełkiem dziewczynki. Drżącymi rękami zbliżam znicz do płomienia. Wosk zaczyna się topić. Jedna kropla spada na mały płomyk. Tyle wystarcza, by go... zgasić. Ciemność. W każdym znaczeniu tego słowa. I nagle olśnienie. Przypominam sobie słowa księdza proboszcza: „...ale najważniejszy jest ten płomień, który macie w sercu...”. Dlaczego tak kochamy symbole, znaki, gesty, ceremonie? Wydają się być dla nas ważniejsze, niż to, co symbolizują.

A może to po prostu zakamuflowane i nieuświadomione pogaństwo: obok popiołu na czole – wosk andrzejkowy, Obok różańca – wahadełko, obok krzyżyka – pierścień atlanty, obok święconego jajka – piramida zdrowia, obok światełka betlejemskiego – wydrążona dynia? Wpadamy w popłoch, gdy na czas nie kupimy opłatka wigilij nego, ale potrafi my latami żyć z nienawiścią do kogoś, kto nas skrzywdził. Można powiedzieć, że dzisiejszy świat bardziej „wygląda” niż „jest”. Oby się nie okazało, że w tej bieganinie za opłatkiem, popiołem i światełkiem, nie usłyszę głosu Pana, który jak kiedyś Samuela, zawoła mnie: „Adamie, Adamie...”

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.