Czytanie palcami

Beata Zajączkowska

|

MGN 01/2012

publikacja 15.02.2012 10:59

Albert miał osiem lat, gdy stracił wzrok. W dniu, kiedy przestał widzieć, mama wyrzuciła go na ulicę a sama z resztą rodzeństwa wyjechała na drugi koniec kraju.

Czytanie palcami Piotr Kozieł

Być niewidomym w Rwandzie to znaczy być przeklętym. Ludzie są przekonani, że to przekleństwo dotyka całą rodzinę. Dlatego niewidomi często żyją na ulicy i żebrzą. Dzięki polskim misjonarkom, Franciszkankom Służebnicom Krzyża przekleństwo niewidomych staje się powoli błogosławieństwem…
Porzuconym przez mamę Albertem najpierw zaopiekowały się sąsiadki. A gdy pewnego dnia pojechały do sanktuarium w Kibeho, gdzie objawiła się Matka Boska, dowiedziały się, że w pobliżu polskie misjonarki prowadzą szkołę dla niewidomych. Podobnie jak w podwarszawskich Laskach. Kilka dni później Albert był już w ośrodku prowadzonym przez siostry zakonne. Od 2008 r. uczy się tu 72 dzieci. W kolejce czekają następne. W Rwandzie żyje ok. 20 tys. niewidomych dzieci.

Dotykiem opuszków
– Chciałybyśmy pomóc jak największej liczbie dzieci – mówi siostra Jana Maria. – Niestety, budynki nie są z gumy i brakuje nam już miejsca.
Problemu nie rozwiązało nawet to, że do sypialni siostry wstawiły piętrowe łóżka. Szkoła dla niewidomych dzieci ma 8 klas i klasę wstępną. Najmłodsi uczą się poznawać świat za pomocą dotyku. Siostra Fabiana chwyta w swoje dłonie ręce Seraphiny i powoli prowadzi je po klockach w górę i w dół. Obok maluchy nawlekają na sznurki koralik za koralikiem. – Przy czytaniu brajlem ważne są wrażliwe opuszki palców – wyjaśnia siostra Jana. – Te ćwiczenia uczą takiej wrażliwości.
Na specjalnych tabliczkach za pomocą dłutek uczą się natomiast pisania brajlem. Na półkach leżą wypukłe mapy, modele i książki pisane alfabetem brajla. Pierwsze podręczniki siostry same ręcznie przepisywały. Dumą szkoły jest pracownia komputerowa – to szansa dla dzieci. Kiedyś nie będą już musiały żebrać na ulicy.

Czytanie palcami   Piotr Kozieł

Pewność siostry Rafaeli
Ośrodek nie powstałby bez siostry Rafaeli. Bez jej uporu. Za swe wielke zaangażowanie dla niewidomych dzieci dostała nagrodę „Pontifici–Budowniczemu Mostów”. Kiedy ją poznałam cztery lata temu, w miejscu gdzie dziś jest ośrodek, rosła trawa. I chyba nikt poza nią nie wierzył, że uda się podwarszawskie Laski przeszczepić do afrykańskiego Kibeho. – Nie było łatwo – przyznaje siostra. – Ale wierzyłam, że ludzie pomogą. Poza tym przecież tu objawiła się Maryja. Nie mogło nam zabraknąć jej błogosławieństwa – uśmiecha się siostra Rafaela. Po chwili jej twarz poważnieje. – Mamy dziewczynkę, którą trzymano w zagrodzie razem z kozami – opowiada. – Nie mówi, powtarza tylko proste słowa. Na początku nawet odruchów nie miała jak człowiek, tylko bodła głową jak koza. – Każde dziecko to osobny dramat, osobna tragedia – dodaje siostra. – Kiedy to zobaczyłam, byłam pewna, że ten ośrodek powstanie.

Niespodzianka po polsku
Zaglądam do poszczególnych klas. W każdej najwyżej 10 dzieci. Dzieci za pomocą dotyku uczą się w ojczystym języku – kinyarwanda i w języku angielskim. Niedługo, dla mniej zdolnych uczniów, powstanie w ośrodku warsztat dziewiarski. Już teraz w ramach zajęć praktycznych dzieci tworzą proste zabawki, czapki i szaliki.
Dla mnie maluchy utkały ślicznego wielkanocnego baranka. Z dala dobiega śpiew i dźwięk grzechotek. To próba szkolnego zespołu Intore. Ćwiczą tradycyjny rwandyjski taniec. Tu też czeka mnie niespodzianka. Gdy tylko pojawiam się w sali, rozlega się po polsku gromkie: „Witamy cię, Alleluja”.
– Nie tylko uczymy dzieci – mówi siostra Rafaela. – Nie tylko przekazujemy im wiedzę, ale dajemy ubrania, jedzenie, a przede wszystkim serce. By choć w jakiś sposób przywrócić im dzieciństwo, którego ich pozbawiono.

Błogosławione przekleństwo
Wśród dzieci w ośrodku są muzułmanie, protestanci, katolicy i poganie. Siostry uprzedzają jednak rodziców, że będą wychowywać dzieci po katolicku. – Pamiętam, kiedyś gdy jednego z ojców zapytałam o zgodę, odpowiedział: „Ten chłopak należy do was, możecie z nim zrobić, co chcecie” – opowiada s. Rafaela.
Gdy dzieci przyjeżdżają do domu na wakacje, często cała wioska przychodzi i przypatrują się niewidomemu dziecku, które czyta głośno dotykając opuszkami palców wypukłe znaki w książce. Ani oni, ani rodzice dziecka nie potrafią ani czytać, ani pisać. Są analfabetami.
– Kiedy dziecko, uznawane kiedyś za przeklęte, czyta, pisze i rozmawia po angielsku, wzbudza powszechny podziw – mówi siostra Rafaela. – Dzięki wykształceniu zdobytemu u nas – dodaje siostra Jana – przekleństwo ślepoty staje się dla tych dzieci błogosławieństwem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.