Naprawdę mam szczęście :)

MGN 02/2012

publikacja 19.01.2012 07:00

1 stycznia

 

No i mamy Nowy Rok! Jakoś tak szybko ten 2011 zleciał. Dziwne – jak byłam młodsza, miałam wrażenie że każdy rok trwa z pięć lat. A teraz to jakby czas przyspieszył. A może to... ja się starzeję :) Hahaha. Taki żart. W każdym razie stary rok pożegnałam na wesoło. Przyszły do mnie cztery koleżanki z klasy, poprzebierałyśmy się w całą zawartość szafy (wyglądałyśmy jak postrzelone...) i wygłupiałyśmy się prawie do rana. Zrobiłyśmy sobie sałatki i kanapki, rodzice pozwolili nam pooglądać komedię (Magda przy końcu usnęła na kanapie :) A potem oczywiście spałam do... 14.

Teraz, po Mszy i smacznym obiadku, mam chwilę na pisanie. I zastanowienie. Jakie postanowienie norowoczne sobie postanowić? W internecie piszą, że wszyscy Polacy chcą się w nowym roku odchudzić... To dość dziwne, bo na ulicach nie widać samych grubasów... W każdym razie ja zamierzam więcej czytać. Tak: czytać, czytać, i jeszcze raz czytać. Czytanie jest dobre na wszystko:)

 

7 stycznia

 

Wczoraj byliśmy na Orszaku Trzech Króli! Co prawda w naszym mieście się nie odbył (może już za rok się odbędzie) :) ale pojechaliśmy do cioci Anety. Ona mieszka w Warszawie, a w Warszawie Orszak szedł już czwarty raz. To było niesamowite! Tyle tysięcy rozśpiewanych, rozkolędowanych ludzi! I w koronach w dodatku! I wszyscy uśmiechnięci! Świetny był król Herod. Naprawdę straszny ;)

Moi młodsi bracia udawali przerażonych. A przede wszystkim wspaniale wyglądały dzieciaki w Orszaku: takie kolorowe, i bardzo dobrze przygotowane do swoich ról. I przede wszystkim – wszyscy wiedzieli, po co i do Kogo idą. Na pl. Piłsudskiego, tuż przy Teatrze Wielkim, była ustawiona szopka. Trudno się było tam dostać, bo ludzi wokół były tłumy – i każdy chciał zobaczyć Świętą Rodzinę. W końcu nam się udało. To była prawdziwa rodzinka! Mama, tata i mały chłopiec – podobno ma na imię Michał. Był zadowolony, i wcale nie płakał. Wyglądał jak mały, uśmiechnięty Jezus. Naprawdę moim marzeniem jest, żeby za rok, w moim mieście poszedł Orszak. Mogę nawet być Aniołem :)

 

13 stycznia

 

FERIEEEE!!! W końcu. Niestety rodzice nie mają pieniędzy na wspólny wyjazd... Na szczęście siostra Anna z naszej parafii bierze nas na kilka dni w góry. Co prawda będziemy spać na karimatach i jeść chińskie zupki z chlebem, ale będzie z pewnością SUUUPEROWO! Wyjeżdżamy już jutro – pociągiem. Wysiadamy w Nowym Targu i przesiadamy się do jakiegoś busika. Już się nie mogę doczekać..

 

16 stycznia

 

I jest wspaniale! Tak jak myślałam. Śpimy u miłej pani gaździny (tak się w górach mówi o gospodyni) 20 km od Zakopanego. Jest nas 20 dziewczyn i mamy całe dwa pokoje tylko dla siebie. Pani gaździna gotuje nam przepyszne zupy, więc nie musimy jeść chińskiego, chemicznego paskudztwa (tak mówi moja mama). W ciągu dnia chodzimy na wycieczki, zjeżdżamy z górki (jest całkiem spora. A śniegu jeszcze więcej) na sankach. Niestety, najbliższy wyciąg narciarski jest dość daleko, a my przecież i tak nie mamy nart. Ale nie szkodzi. Sanki to też świetna zabawa.

Czytamy też książki, śpimy do 8.30, więc mimo wieczornych wygłupów, jesteśmy w miarę wyspane, oglądamy raz dziennie jakiś fajny film na komputerze siostry Anastazji. I wczoraj byłyśmy w... Zakopanem. Byłam tam pierwszy raz i bardzo mi się podobało. Chociaż ludzi – jak mrówek :) Chodzą tymi Krupówkami (główna ulica Zakopanego), i chodzą. Do przodu, i do tyłu. I chyba nie bardzo wiedzą, po co :)

Ale jeśli lubią...

W Zakopanem odwiedziliśmy taki duży kościół – Sanktuarium na Krzeptówkach (kiedyś był tu podobno Jan Paweł II), kaplicę na Jaszczurówce, i udało nam się wjechać na Gubałówkę. Przepiękny widok stamtąd...

Jejku, ale mam szczęście, że w mojej parafii pracuje siostra Anna. Chyba muszę jej podziękować, za to, że jest.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.