Śnieg sierpniowy

Andrzej Grajewski

|

MGN 01/2012

publikacja 15.02.2012 11:00

Co można zrobić, gdy obrońców jest 2 tysiące, a nacierających 200 tys.? Nic, albo bić się do końca.

Twierdza kamieniecka Twierdza kamieniecka
Roman Koszowski/GN

Pułkownik Jerzy Wołodyjowski był jednym z nielicznych obrońców Kamieńca Podolskiego, którym w sierpniu 1672 r. udało się na krótko zatrzymać nawałę turecką, sunącą jak lawa niepowstrzymanym strumieniem na Rzeczpospolitą.
Prawda o życiu i jego śmierci jest równie fascynująca jak opowieść o jego literackim alter ego, czyli Michale Wołodyjowskim, sławnym „Małym Rycerzu” stworzonym przez Henryka Sienkiewicza. Michała Wołodyjowskiego znają czytelnicy „Trylogii” i widzowie filmów Jerzego Hoffmana. Najlepszego szermierza Rzeczypospolitej zagrał niezapomniany w tej roli Tadeusz Łomnicki. Znana jest też filmowa pieśń o „Małym Rycerzu” często śpiewana przez kibiców siatkówki, gdy gra drużyna narodowa.
A co z prawdziwym Jerzym Wołodyjowskim? Pojechałem do Kamieńca Podolskiego, aby sprawdzić, czy przynajmniej tam go wspominają.

Gołąb na cokole

Kamieniec Podolski, oddalony o kilkaset kilometrów od granic naszego kraju, leży dziś w centralnej Ukrainie. Największą atrakcją miasta jest sławna twierdza. Przez blisko 200 lat umacniała kresowe granice Rzeczypospolitej, ale i całe chrześcijaństwo. W tamtych czasach tylko dwie twierdze: Kamieniec Podolski i La Valetta na Malcie nosiły nadany przez papieży tytuł „przedmurza chrześcijaństwa” (antemurale christianitatis). Twierdza od kilku lat jest remontowana. Niestety, najsławniejszy epizod z jej historii, czyli tureckie oblężenie w 1672 r. został prawie całkowicie przemilczany w miejscowym muzeum. O pułkowniku Jerzym Wołodyjowskim przypomina w mieście tylko pomnik. Niedawno, w centrum Kamieńca Podolskiego, wznieśli go miejscowi Polacy. Stoi na małym placu przed katedrą św. Apostołów Piotra i Pawła, którą w czasach, gdy Kamieniec znajdował się we władaniu Turków, zamieniono na meczet.
Pomnik Wołodyjowskiego to kolumna, z której ulatuje gołąb, jak wolna dusza niezłomnego pułkownika wznosząca się ku niebu. Kolumna pochodzi ze starego polskiego cmentarza, w czasach sowieckich kompletnie zniszczonego. To symbol nieugiętego ducha mieszkańców kresów Rzeczpospolitej.

Śnieg w sierpniu
Twierdza kamieniecka otoczona głębokim, blisko 40-metrowym kanionem rzeki Smotrycz tworzy ufortyfikowany skalny ostróg górujący nad okolicą. Składa się z obronnych, kamiennych murów Starego Zamku i wzniesionych później ziemnych umocnień Nowego Zamku. Turkowie, którzy ruszyli na Europę w 1672 r., chcieli nie tylko zdobyć fortecę, która broniła dostępu do Rzeczpospolitej i otwierała drogę do podboju chrześcijaństwa w Europie. 12 sierpnia 1672 r Kamieniec był otoczony wojskami tak licznymi, że białe tureckie namioty wypełniały przestrzeń aż po horyzont. Sienkiewicz pisze: „Ludziom zdawało się, że śniegi spadły i całą okolicę przykryły”. Naprzeciwko niecałych 2 tys. obrońców stało 200 tys. połączonych sił turecko-tatarsko-kozackich, na czele z sułtanem Mehmedem IV. Obrońców było niewielu, ale jacy to byli żołnierze!  Tak oceniał ich Sienkiewicz: „Byli to żołnierze z zawodu, wyborni i w boju tak wytrzymali, że nie łatwiej inni znosili upał słoneczny niż oni ogień z dział. Prócz tego w wojskach Rzeczpospolitej, zawsze nielicznych, służąc, przywykli od młodych lat dawać odpór dziesięćkroć potężniejszemu nieprzyjacielowi i za rzecz naturalną to uważali”. Wołodyjowski z grupą ludzi bronił Nowego Zamku, który od 18 sierpnia był dzień i noc ostrzeliwany przez turecką artylerię i szturmowany przez janczarów, żołnierzy elitarnej gwardii sułtana. Po tygodniu mury Nowego Zamku skruszono, a saperzy sułtana zdołali założyć pod nimi ładunki wybuchowe. W nocy z 24 na 25 sierpnia Wołodyjowski z garstką obrońców odparł kolejny szturm, ale wiedział, że kolejnego nie zdoła już odeprzeć. Wycofał się więc do Starego Zamku, a gdy Turcy zaczęli obsadzać ich pozycje, wysadził Nowy Zamek w powietrze.

Eksplozja w twierdzy
Wołodyjowski chciał walczyć dalej w Starym Zamku, ale cywilne kierownictwo twierdzy i miasta zwątpiło w dalszy sens obrony, zwłaszcza, że nie można było liczyć na odsiecz. Pertraktacje z Turkami 26 sierpnia zakończyły się decyzją o kapitulacji. Nad twierdzą wywieszono białą flagę, zaś Wołodyjowski otrzymał rozkaz ewakuacji ze Starego Zamku resztek garnizonu. Gdy znalazł się na dziedzińcu twierdzy, nagle nastąpił wybuch prochów, zgromadzonych w jednej z baszt. Część murów wyleciała w powietrze, grzebiąc pod sobą liczną grupę obrońców oraz dzielnego pułkownika. Jedna z wersji mówi, że wybuch spowodował major artylerii Ketling, który nie chciał, aby twierdza wpadła w tureckie ręce. Ale komisja wojskowa stwierdziła później, że wybuch był przypadkowy. Szczątki płk Wołodyjowskiego pochowano w podziemiach jednego z klasztorów w Kamieńcu. Zawarty później traktat w Buczaczu przekazywał twierdzę i całe Podole Turkom, a z Rzeczpospolitej uczynił lennika sułtana. Twierdzę odzyskano dopiero w 1699 r., na mocy pokoju karłowickiego. Wcześniej polskim siłom nie udało się jej zdobyć, Turcy sami ją opuścili. Polska zaś ostatecznie utraciła Kamieniec Podolski po drugim rozbiorze w 1793 r.

Jerzy Wołodyjowski czy Pan Michał
O życiu dzielnego obrońcy twierdzy, którego po śmierci zaczęto w całym kraju nazywać „hektorem kamienieckim”, niewiele wiadomo. Pochodził z Podola i był zawodowym żołnierzem. Całe lata spędził na Dzikich Polach walcząc z Tatarami i  Turkami. Służył w lekkiej jeździe, był komendantem kresowej stanicy w Chreptiowie.  Gdy bronił Kamieńca Podolskiego miał ok. 50 lat. Życie Jerzego Wołodyjowskiego i jego literackiego odpowiednika, czyli Pana Michała, dzięki geniuszowi Sienkiewicza, tak ściśle się ze sobą złączyły, że po latach trudno je od siebie rozdzielić. Stały się narodowym mitem, symbolem niezłomności i żołnierskiej wierności.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.