dodane 20.01.2012 10:50
Carl Spitzweg (1808–1885), Biedny poeta, 1839, Nowa Pinakoteka, Monachium Znajdź 10 różnic
Carl Spitzweg był znakomitym malarzem jak na aptekarza. Jak na malarza też nie najgorszym, zwłaszcza że się malowania w żadnych szkołach nie uczył. Tata powiedział „pójdziesz na aptekarza”, to poszedł. Starszy brat Carla miał przejąć po ojcu biznes, on sam miał zostać aptekarzem, a młodszy brat lekarzem. Może tata wyobrażał sobie, że najmłodszy syn będzie go leczyć lekarstwami, które Carl dostarczy za darmo z apteki. Ale nawet jeśli tak było, to niewiele to dało, bo ledwo syn rozpoczął praktykę w nadwornej aptece królewskiej w Monachium, ojciec wziął i umarł. Potem Carl zaczął studia przyrodnicze i zakończył je z wyróżnieniem, dzięki czemu zyskał szanse na bycie również znakomitym malarzem jak na przyrodnika.
Carl Spitzweg (1808–1885)
Rok po studiach rzucił aptekę (to znaczy apteka została na swoim miejscu, ale on przestał do niej przychodzić) i zajął się malowaniem. Miał już wtedy prawie 30 lat. Choć styl, w jakim tworzył, nazwano biedermeier, to nie znaczy, że to była bieda z nędzą. Biedermeier to był styl mieszczański, taki, wiecie, „ą, ę” albo „ę, ą”. Właściwie to trudno go w malarstwie rozpoznać, częściej występował w umeblowaniu. Takie tam rzeczy, w miarę zdobione, raczej jasne, robione z myślą o tym, żeby były użyteczne. Ale dobrze, zejdźmy z szaf, wróćmy do obrazów. Otóż obrazy biedermeieru były uważane za niespecjalnie ambitne. Takie tam pacykowanie mieszczan dla mieszczan. Ale Spitzweg wyrastał ponad tę przeciętność. Miał znakomity zmysł obserwacji i – co ważniejsze – poczucie humoru. Szybko to zauważono. Zaczął rysować na potrzeby czasopism zabawne rysunki. Obrazy też malował zabawne. Ten, który tu widzicie, to jeden z najbardziej znanych.
Nazywa się „Biedny poeta”. Widać tu faceta, który „sobie nie radzi”. Leży na materacu w szlafroku i szlafmycy, i szuka natchnienia. Jest gotowy do zapisania słów, jakie mu się w głowie pojawią. W ręce kartki, w zębach pióro. Tym razem olśnienie nie zaskoczy go, jak się to już nieraz zdarzało. Zapisywał wtedy gdzie popadło. Ściany są tego świadectwem. Poeta nie bardzo dba o sprawy tego świata. Podarty parasol suszy pod sufi tem, gazety walają się byle gdzie. Jeden but oparty o piec, kapelusz wisi na rurze od pieca. Ale widzimy też, co dla poety jest najważniejsze – książki. Nimi się otacza. Choć obraz jest żartobliwy, to artyści nieraz biedowali naprawdę, jak np. nasz Norwid. A to znaczy, że nie trzeba wspaniałych warunków, żeby tworzyć rzeczy wspaniałe. Kto z Was nie ma biurka, niech zapisuje choćby na kolanie (na ścianach nie radzę). Albo niech maluje. Zawsze się da. A kto wylosuje nagrodę, dostanie przybornik z materiałami malarskimi. Czego wszystkim Wam życzę.
ADRES: | KONTAKT: |
Mały Gość Niedzielny |
redakcja@malygosc.pl
|